Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie | RECENZJA | wydanie Blu-ray 2D
Pod koniec zeszłego miesiąca miała miejsce premiera filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie. Po mieszanym przyjęciu wśród fanów i krytyków po kinowych seansach, pora przyjrzeć się opowieści o kosmicznym łotrzyku na spokojnie, oglądanej w domowym zaciszu w wersji Blu-ray 2D.
Opis filmu (dystrybutora):
„Han Solo: Gwiezdne wojny – historie” wyreżyserowany przez zdobywcę Oscara® Rona Howarda – twórcę niezapomnianych filmów m.in. „Piękny umysł”, „Apollo 13” i „Kod da Vinci”, zabiera widzów w podróż w głąb przestępczego półświatka razem z najsłynniejszym przemytnikiem galaktyki – Hanem Solo (Alden Ehrenreich). Odkrywa kulisy spotkania Hana z Chewbaccą (Joonas Suotamo) oraz cieszącym się złą sławą hazardzistą Lando Calrissianem (Donald Glover), a także jego pełną przygód przeszłość u boku ulicznej złodziejki Qi’ry (Emilia Clarke) i kryminalisty Becketta (Woody Harrelson).
Film (3/5)
Szczerze mówiąc, to po bardzo ambiwalentnym i raczej nie do końca dobrym wrażeniu, jakie pozostawił na mnie Ostatni Jedi, byłem pełen obaw wobec Hana Solo. Tym bardziej moja niepewność była pogłębiona dość burzliwą produkcją filmu, który wymagał zmiany reżyserów i nakręcenia ogromnej jego części.
Jak się jednak okazuje i wbrew światowemu box office, który jednoznacznie wskazywał na klapę, Solo to naprawdę niezły film i mówi to widz niezwykle cyniczny i wybredny, który uniwersum Gwiezdnych Wojen najbardziej lubi w wydaniu growym.
Wyraźnie w dziele Rona Howarda czuć odrębność od głównej trylogii i to jest moim zdaniem niewątpliwym atutem tego filmu. Z drugiej strony jego klimat był zauważalnie ejtisowy i spielbergowski, ale niekoniecznie wypełniony marvelowskim przesłodzeniem i mdlącym fanserwisem. Jeśli niekoniecznie przepadacie za najnowszą trylogią bądź lubicie tego typu filmy ale niezupełnie jesteście fanatykami Gwiezdnych Wojen, może być to jak najbardziej pozytywna dla was wiadomość.
Podobało mi się, że wreszcie mogliśmy na ekranie zobaczyć Imperium od zaplecza, poznać ich motywacje i ogólny zarys tego, czym efektywnie się zajmuje, z jakimś tam zarysem społecznym. Epizod Hana w imperialnych szeregach – choć dość krótki – uważam za wartościowy, z wizualnymi odwołaniami do pierwszej wojny światowej i staroświeckiego kina. Tak samo za dobrze zrealizowany uważam element nawiązywania więzi z Chewbaccą – chociaż najbardziej wyrazisty był początek wraz z niezwykle niekomfortową wizualnie sceną walki w błocie. Później już niejako ich relację brało się za pewnik, ale jej zalążek był przestawiony w ciekawy sposób. Najlepszym chyba pobocznym wątkiem filmu była obecność robota L3-37, należącego do Lando. Jej komentarze społeczno-polityczne były niespodziewane, ostre jak brzytwa a jej zadziorność i błyskotliwość przypominała droida HK-47 z gry Knights of the Old Republic.
Oczywiście wątek główny nie był specjalnie finezyjny i tak naprawdę postaci Emilii Clarke (Qi’ra) czy Thandie Newton (Val) niewiele wnosiły. Lando także był ograniczony do zaszpanowania swoją aurą czarującego, stylowego cwaniaczka ale esencjonalnie jego postać była dość marginalna dla całego filmu. Na szczęście Alden Ehrenreich, w którego w ogóle nie wierzyłem, spisał się w swojej roli bardzo dobrze, a świetnie mu towarzyszył także wszędobylski Woody Harrelson, który stał się ostatnio synonimem poczciwego mentora w niemal każdym filmie, w którym gra. I w zasadzie do tych dwóch postaci, plus nierozłączny Hanowi Chewbacca sprowadzał się ten film. Dobrze akurat, że one się udały. Ehrenreich nie stara się idealnie imitować Harrisona Forda, ale i znacząco różni się od Starlorda ze Strażników Galaktyki.
Choć Solo uniknął niemal całkowicie tej typowej starwarsowej pompatyczności i bombastyczności, której zapewne oczekiwano, to filmowi mimo wszystko nie brakowało akcji i spektakularnych widoków. Szczególnie quasi-westernowej sceny rabowania pociągu, przeprawy przez mgławicę czy ucieczki z pola grawitacyjnego wiru. Montaż, kompozycja scen a przede wszystkim ich koloryzacja stoją na bardzo dobrym poziomie, ale o tym szczegółowiej w następnym punkcie.