Gears 5 | RECENZJA | Xbox One + PC 4K HDR | Seria wrzuca piąty bieg!
Kampania single-player / rozgrywka
Sponsorem kampanii Gears 5 jest litera R – jak różnorodność. Historia opowiedziana jest w piętnastu rozdziałach podzielonych na cztery akty. Pierwszy z nich stanowi wprowadzenie i kontrolujemy w nim bohatera części poprzedniej, JD. Począwszy od drugiego aktu przyjdzie nam z kolei kontrolować Kait Diaz. Akty drugi i trzeci są ponadto – co jest novum w serii – osadzone w otwartym świecie. Ostatni, czwarty jest natomiast powrotem do (względnie) korytarzowych korzeni.
Tak skonstruowana kampania zapewnia mieszankę intensywnych strzelanin w ciasnych przestrzeniach wraz z eksploracją na niespotykaną dotąd skalę. Gra nie boi się podejmować kreatywnego ryzyka, ale z drugiej strony nie przeładowuje zmysłów gracza dodatkową zawartością. To od nas zależy, jak mocno chcemy zgłębić zakamarki świata przedstawionego. Jeśli zdecydujemy się na zignorowanie misji pobocznych i oddamy się wyłącznie głównemu wątkowi, otrzymamy Gearsy z kampanią o świetnym tempie, do jakiego seria nas przyzwyczaiła. Z kolei wypełnianie zadań dodatkowych pozwoli nam na głębsze zaabsorbowanie historii, jak i wiąże się z możliwością zdobycia dodatkowych usprawnień sprzętu (do tego tematu jeszcze powrócę). Autorom gry udało się jednak dobrze wyważyć elementy główne i opcjonalne – te ostatnie twórcy Gears 5 umieścili w bardzo organiczny sposób. Nie jest to bynajmniej Assassins of War, lecz prędzej coś na kształt Rise of the Tomb Raider, ale w znacznie bardziej kameralnym stylu.
Deweloperzy z The Coalition nie tylko zmienili strukturę gry, ale i ośmielili się tknąć również jej mechanikę. Po pierwsze, w drugim i trzecim akcie Kait wraz z kompanami przyjdzie nam przez dłuższy czas kierować czymś na kształt łodzi (z ang. skiff) wyposażonej w płozy i eksplorować na niej teren. Jest to przyjemna i przemyślana odmiana od poprzednich odsłon, gdzie okazjonalne przejażdżki zazwyczaj służyły jako bardzo krótkie przerywniki. Przy okazji szybko uświadamiamy sobie, że eksploracja w tej grze naprawdę popłaca. Gears 5 zresztą nie prosi o wiele i bardzo hojnie rozmieszcza komponenty na naszej drodze. Służą one do modernizowania naszego robota-kompana, Jacka. Nie trzeba mieć zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, wystarczy jedynie zdrowa krzta ciekawości, aby przeczesywanie różnych zakątków popłaciło. Jack dysponuje łącznie ośmioma umiejętnościami, przypisanymi do dwóch różnych slotów. Mają przeróżny charakter, od zamrażania przeciwników przez wysyłanie mini-dronów rażących prądem na niewidzialności i tarczy odbijającej kule skończywszy. Jest także pięć pasywnych elementów, które także można rozwinąć. Każda ze zdolności dzieli się na cztery poszczególne upgrade’y, a w większości z nich ostatni zyskujemy po wypełnieniu jakiejś misji pobocznej. Czy wspominałem już, że eksploracja ma sens?
Jeśli chodzi o samą walkę i interakcję z otoczeniem, teraz zyskaliśmy możliwość ataku wręcz nożem (zastępującym przycisk odpalania piły łańcuchowej w Lancerze). Dodatkowo, poza używaniem różnych umiejętności Jacka (także związanych ze skradaniem się), możemy, a często wręcz musimy posyłać go, aby otworzył nam zablokowane przejścia. Warto także podkreślić spory arsenał dodatkowych broni, od działa kriogenicznego, po smagnięciu którym możemy powiedzieć Szarańczy “hasta la vista baby” po ogromne buławy. The Coalition podkręciło również intensywność efektów atmosferycznych – czasami będą spadać na nas ogromne szpikulce lodu, które posłużą też za osłony, ale nie będą trzymać się wiecznie. Właśnie znakomitą większość elementów otoczenia można całkowicie zniszczyć – moim ulubionym manewrem było przestrzeliwanie tafli lodu, tak aby bezradni wrogowie wpadli pod powierzchnię wody.
Skoro o oponentach mowa, spodobali mi się wrogowie z holograficznymi tarczami, nad którymi latają drony – aby ich zdjąć należy najpierw zająć się robocikiem (wtedy padnie tarcza), a dopiero później nimi samymi. Z innej strony miałem wrażenie, że niektórzy przedstawiciele rasy Szarańczy inspirowani są Dark Souls (np. Warden). Wielbiciele epickich walk z bossami także będą mogli poczuć się zadowoleni, gdyż ogromnych bestii tutaj nie zabraknie, a przy okazji starcia te nie są powtórkami z rozrywki.
Poza naprawdę dobrze wyważoną i różnorodną kampanią, Gears 5 jest także solidnie wyreżyserowaną grą ze znacznie lepszą prezentacją niż jakakolwiek produkcja Xbox Game Studios. Nie opowiada może historii o tak epickim/tragicznym rozmachu, jak God of War, ale jest to opowieść znacznie bardziej skondensowana. Czasami jednak mniej może oznaczać więcej i czego nie da się odmówić to tego, że każda z głównych postaci jest wyraźnie zarysowana i znaczna ich część przechodzi wewnętrzną transformację (Kait, JD, Fahz).
Bardzo podoba mi się fakt, że w tradycji bohaterek sięgającej “Obcego”, Kait nie jest typowym badassem, ani nie jest także postacią wyłącznie nieskazitelną. Warto również wspomnieć, bo to novum w kontekście serii, że pod koniec kampanii przyjdzie nam dokonać dramatycznego wyboru fabularnego… Ogólnie rozgrywki polityczne i odkrywanie tajemnicznej przeszłości związanej z Kait i jej konflikt wewnętrznym stanowią pewną część fabuły, ale moim zdaniem żaden aspekt w przesadny sposób nie dominował nad innym.