Wolfenstein: Youngblood | RECENZJA | Trochę świeżej krwi, ale i trochę napsutej
Wolfenstein: Youngblood to spin-off popularnej serii FPS-ów mieszających sci-fi z historią. Tym razem tatuś BJ Blazkowicz sobie trochę odsapnie, a do akcji wkraczają dwie jego córki. Youngblood proponuje nową formułę rozgrywki, z nastawieniem na co-op. Przyglądamy się temu, czy ta zmiana wyszła na dobre…
Słowem wstępu
Poprzednia odsłona serii Wolfenstein, czyli The New Colossus, imponowała reżyserią i artyzmem scenek przerywnikowych. Jako komentarz społeczny była świetna, jako gra – nieco mniej.
Nic jednak na to nie poradzę, że mam słabość do mordowania nazistów. Zmiana konwencji w Wolfenstein: Youngblood na dodatek wzbudziła moją ciekawość. Uznałem, że studio Arkane, mające na swoim koncie świetną serię skradanek Dishonored, może wstrzyknąć nową jakość.
Wolfenstein II – największy skok graficzny na Xbox One X
Oczywiście zważywszy na fakt, że jest to tytuł budżetowy, kosztujący połowę typowej produkcji AAA nie miałem z drugiej strony wyśrubowanych oczekiwań. Wyobrażałem sobie, że gra urozmaici nudny okres wakacyjny solidną rozgrywką na dwa wieczory. Czy tak się właśnie stało?
(778)