Superman, Człowiek ze stali. Warto wracać? | RECENZJA | Blu-ray
Dwa filmy “Superman” Richarda Donnera utorowały drogę produkcjom superbohaterskim. Tego typu kino jednak zaistniało na dobre dopiero ponad dekadę później. Niemniej stanowią one symbole popkulturowe kinematografii sprzed 4 dekad temu. Tymczasem w 2013 ukazała się również nowsza adaptacja Zacka Snydera, “Człowiek ze stali” z Henrym Cavillem, która nie do końca zaimponowała fanom. Niedawny seans utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że naprawdę warto dać drugą szansę.
Słowem wstępu
Początkowe filmy z serii “Superman” ugruntowały się jako relikty epoki. Były one przełomowymi produkcjami na niespotykaną w tamtych czasach skalę. Stały się również ogromnymi przebojami kasowymi. Jednak końcówka lat 70. nie była jeszcze momentem na wysyp filmów o superbohaterach. Ten dopiero nastąpił w mrocznych latach 90. a drogę utorował mu Batman.
Mimo jeśli uznawane są raczej za synonim tamtych lat, odległy współczesnemu stylowi, to “Supermany” Richarda Donnera zajmują szanowane miejsce w panteonie popkultury. Tymczasem w 2013 roku ukazał się “Człowiek ze stali”, który zgarnął pokaźne 669 milionów dolarów (9. wynik na świecie tamtego roku). Jednak jego przyjęcie wśród fanów i krytyków było raczej średnie, a w najlepszym wypadku letnie.
Ostatnio ukazały się wznowienia pierwszej i drugiej części Supermana (także w wersji reżyserskiej Donnera) oraz “Człowieka ze stali”. Uznałem, że to świetna okazja by nadrobić film z Henrym Cavillem. Tak akurat wypadło, że nie miałem sposobności go wcześniej widzieć.
(743)