Home Strefa filmu Mission Impossible – retrospektywny rejs przez całą serię
Mission Impossible – retrospektywny rejs przez całą serię

Mission Impossible – retrospektywny rejs przez całą serię

1.13K
0

Mission Impossible: Fallout

Fallout jest w zasadzie pierwszym filmem, który stanowi bezpośrednią kontynuację poprzedniego, co jest w tej serii ewenementem, a także odwołuje się do postaci Julii (Michelle Monaghan z Mission Impossible 3). McQuarrie eksperymentuje tutaj w najśmielszy sposób od Mission Impossible 3 z otwierającą sceną, a potem z każdym kolejnym momentem nabierającym coraz większego impetu z niesamowitą kulminacją suspensu.

Fallout jest zdecydowanie bardziej stylowo nakręconym filmem niż Rogue Nation i prawdopodobnie ma najlepsze obok Ghost Protocol zdjęcia. Jest to też przecudownie opozycyjny względem bieżących tendencji (kina superbohaterskiego z tonami CGI) film. Nakręconym analogowo w 35mm. Z Tomem Cruisem jako jednym z ostatnich aktorów z pokolenia mega-gwiazd, z minimalnym CGI, z podkreśleniem fizyczności miejsca i akcji, bez kaskaderów i brawurowymi segmentami. Fizyczność tego filmu wylewa się w każdym jego kadrze. Sięga on wręcz do czasów kiedy to Christopher Nolan przy pomocy IMAXa i analogowej taśmy 35mm znokautował Hollywood drugą i trzecią częścią swojej trylogii Batmana.

Mission Impossible

McQuarrie wyrafinował swoją technikę, porzucając bondowskie tendencje i dostarczając jeden z bardziej wszechstronnych filmów z serii i mój osobisty faworyt numer 2 (o włos za Ghost Protocol). Fallout jest wybitnym filmem bo naprawdę jest idealnym uosobieniem idei wyrażonej przez autora Wielkiego Gatsby, F. Scotta Fitzgeralda, że esencją postaci jest akcja. To właśnie przez nią poznajemy między innymi kontrast między Augustem Walkerem (Henry Cavill) a Tomem Cruisem, czego najlepszym wyznacznikiem jest fenomenalna scena w łazience.

Najnowsza odsłona Mission Impossible odznacza się świetnym tempem – pomimo, że jest to film niemal 2 i półgodzinny a nie tylko nie czułem, że w jakimkolwiek momencie ulatywałoby powietrze, ale nawet wręcz gotów byłbym na więcej (co nie znaczy, że nie czułem satysfakcji z rozwiązania).

Na jakość widowiska składają się oszałamiające sceny akcji, wraz ze skokiem HALO, parkourem, pościgami w Paryżu i pojedynkami helikopterów. Dodajmy do tego dobrze wyważoną dawkę humoru i jeszcze głębiej zachodzące interakcje pomiędzy Benjim a Huntem, ciągle odnoszące się do jego niezrealizowanej chęci założenia maski, fajny twist nawiązujący do samego początku części pierwszej, świetne postaci Cavilla i Białej Wdowy oraz rozbudowanej roli Ilsy Faust. Wszystko to, wraz nawet z wkradającym się w dwóch momentach elementem poważnego dramatu gdy Luther tłumaczy Ilsie motywację Hunta – daje nam obraz filmu kompletnego. A wszystko dzieje się przy ciekawym rozłożeniu akcentów, dobrym wyważeniu ról i uniknięciu nadmiernej ekspozycji. Doskonale schoreografowana akcja i świetne tempo są motorem napędowym filmu.

Mission Impossible Fallout jest także jednym z nielicznych filmów gdzie nawet po zakreśleniu i zasugerowaniu tego, co się wydarzy, odczuwamy prawdziwą i niczym niezmącona przyjemność pomimo świadomości rozwiązania wydarzeń.

W obecnym krajobrazie filmów zdominowanych przez gigantyczne uniwersa Marvela/Disneya, Fallout jawi się jako tryumf serii, która – oprócz tego, że nie akceptuje CGI – nieustannie zachwyca fanów nie idąc przy tym na łatwiznę. Za każdym razem Tom Cruise stara się przebić samego siebie, zamiast jedynie odświeżać dobrze znaną rolę, odklepując jedynie “fanserwis” samą twarzą (maską?).

W pewnym sensie persona Ethana Hunta w zasadzie nie istnieje w ogóle (jako literacko zarysowana postać), a jednak Mission Impossible jest Tomem Cruisem i vice versa. A my ciągle nie możemy wyjść z podziwu. To błogosławieństwo najrzadszego typu.

Mission Impossible to seria o przedziwnym rodowodzie i przebiegu, której rzadko zależało na ciągłości, ale też nie potrzebowała się na niej opierać by przetrwać i dostarczać rozrywki. Niesamowicie ciężko jest porównywać część pierwszą (wybitną pod wieloma względami) do trzech ostatnich, które de facto dopiero nadały MI czegoś na kształt skonsolidowanego cyklu. Indywidualnie rzecz biorąc film de Palmy mógłbym plasować wyżej niż Rogue Nation, dlatego mój osobisty ranking może być nieco zwodniczy, bo tak naprawdę jedynym filmem, którego nie darzę uwielbieniem (mniejszym lub większym) jest MI3 (pomimo świetnego Hoffmana).

Mission Impossible

Subiektywny ranking:

Mission Impossible: Ghost Protocol
Mission Impossible: Fallout
Mission Impossible: Rogue Nation
Mission Impossible
Mission Impossible 2
Mission Impossible 3

(1126)

0 0 głos
Article Rating
Jakub Fascynuje mnie świat filmu, technologii i popkultury ogólnie, a poza dobrym kinem samym w sobie, doceniam także świetną jakość obrazu - tak w grach, jak i filmach.
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chcielibyśmy poznać twoje zdanie na ten tematx
()
x