Taksówkarz jako inspiracja dla Jokera i kwintesencja Nowego Hollywood
Zbliża się premiera filmu Joker. Nagrodzony Złotym Lwem na festiwalu w Wenecji obraz Todda Philipsa z Joaquinem Phoenixem to jeden z najgłośniejszych obrazów roku. Zanim jednak zobaczycie go w kinach, zachęcam do sięgnięcia po pewien klasyk Martina Scorsese z lat 70.
Joker | RECENZJA | W paszczy szaleństwa
Słowem wstępu
Filmem, który mam na myśli jest oczywiście “Taksówkarz”, zdobywca Złotej Palmy w Cannes w 1977 roku. Nie mogę tego jeszcze potwierdzić własnoręcznie, bo seans “Jokera” jeszcze przede mną, jednak Obraz w reżyserii Todda Philipsa wydaje się zawiera to samo DNA, które cztery dekady wcześniej znaleźliśmy u Martina Scorsese. Jest to zarazem okazja do refleksji nad tym, jak wyglądało wtedy mainstreamowe kino w USA, od którego obecne Hollywood jest tak odległe, jak… Patryk Vega od Quentina Tarantino. Pokładam ogromną nadzieję w tym, że “Joker” dowiedzie, że aby osiągnąć sukces niekoniecznie trzeba odhaczyć checklistę oczekiwań internetowych fanbojów ani wpasowywać się w panujące trendy. Przyjrzyjmy się więc, dlaczego “Taksówkarz” stanowi idealną rozgrzewkę przed filmem o genezie jednego z najsłynniejszych fikcyjnych złoczyńców.
ZOBACZ TAKŻE: Nasza recenzja filmu “Ad Astra”
Nowe Hollywood – mainstream i artystyczne kino krzyżują drogi
Kiedy Martin Scorsese zgarnął za “Taksówkarza” najbardziej prestiżowy laur w świecie filmowym, Złotą Palmę, amerykańskie kino nie odbiegało w swoich ambicjach od europejskiego. Był to zresztą 14. najbardziej kasowy film w Ameryce w 1976! (zobaczcie tutaj, co jeszcze wtedy królowało)
Nurt “Nowego Hollywood” (ok. 1967-1977), który “Taksówkarz” reprezentuje wywodził się od nowego pokolenia filmowców, którzy byli – niczym Hideo Kojima w świecie gier teraz – “fanbojami” swoich idoli ze Starego Kontynentu. No bo jak inaczej można wytłumaczyć Williama Friedkina sięgającego w “Egzorcyście” po Maxa von Sydowa z filmów Bergmana, albo Stevena Spielberga angażującego jednego z najbardziej legendarnych francuskich reżyserów, Francois Truffaut, w “Bliskich Spotkaniach Trzeciego Stopnia”? Ta admiracja zresztą działała w obydwie strony, ale to temat na osobną rozprawkę. Tutaj chciałem wyłącznie skupić się na “duchu czasów”, jaki panował wtedy w Hollywood.
Filmy z tego nurtu charakteryzowały się cynicznością i nihilizmem (który po części mógł być wpływem wojny w Wietnamie). Reżyserzy często w nich skupiali się na postaciach pełnych skaz, ułomności, a nawet wręcz antybohaterach. W odróżnieniu od współczesnego kina, niekoniecznie byli oni ukazywani jako zadziorni “badassi”, z którymi łatwo identyfikuje się publiczność.
William Friedkin zauważył, że w latach 70. studia, producenci filmowi i reżyserzy w zasadzie nadawali na tych samych falach. Dlatego też mogły powstawać wtedy śmiałe, ryzykowne filmy, idące całkowicie “pod prąd”. – Bywały konflikty, ale nigdy nie dotyczyły one zawartości filmów, jedynie ich budżetu – mówił reżyser “Egzorcysty” i “Francuskiego łącznika” w dokumencie “A Decade Under the Influence”. Reżyser Rod Lurie uważa, że żaden z nominowanych do Oscara tytułów z 1976 (m.in. “Taksówkarz”, “Wszyscy ludzie Prezydenta”, “Sieć”) nie mógłby powstać dzisiaj, a wtedy to jakość decydowała o potencjale komercyjnym filmów.
Nieprzypadkowo śmierć “Nowego Hollywood” nastała jednak wraz z nadejściem “Gwiezdnych Wojen”, które stanowiły totalny kontrast wobec mrocznych (i czasem brutalnych) studiów psychologicznych inspirowanych światowym kinem artystycznym. Tak a propos – zatopiły też karierę Friedkina z jego wydanym w tym samym momencie “Sorcererem”, a zaraz wkrótce cały Nowy Hollywood.
Jesteśmy jednak tutaj nie dlatego, żeby szykować zemstę na George’a Lucasa, a celebrować arcydzieło Martina Scorsese. Tak więc chciałbym wam przybliżyć, dlaczego uważam, że warto obejrzeć “Taksówkarza” przed “Jokerem” i czemu film ten jest kwintesencją Nowego Hollywood.
ZOBACZ TAKŻE: Nasza recenzja filmu “Parasite”
“Taksówkarz” to kwintesencja Nowego Hollywood
Jeśli chcielibyśmy skondensować esencję Nowego Hollywood, to prawdopodobnie żaden inny film nie uosabia jej lepiej niż “Taksówkarz”. Pod każdym względem – tak realizatorskim, jak i atmosfery. Scorsese lubuje się w pochłanianiu widza atmosferą, a jednocześnie okazjonalnym dezorientowaniu go. Z jednej strony mamy długie, ciągłe ujęcia, sięgające nawet 90 sekund. W latach 60. ich standardowa długość wynosiła 8-10 sekund. Z drugiej strony w wielu momentach Scorsese stosuje tzw. jump cuty (czyli tzw. “cięcia skokowe”), m.in. po to, aby zdystansować nas od postaci Travisa Bickle (De Niro), lub aby zobrazować poczucie zmiany w jego myśleniu.
Istotnym aspektem rzemieślniczym “Taksówkarza” jest jego nacisk na realizm lokacji. Cały film nakręcono na ulicach Nowego Jorku, w plenerze. Często bez angażowania statystów, a także bez nagrywania dźwięku na osobnym planie, lecz uchwytując odgłosy metropolii spontanicznie i bezpośrednio. Miasto, które budzi w Travisie odrazę, jest bardzo ważnym motywem w filmie. Gdyby Scorsese nie prowadził nas przez nie za nos kamerą, nie wczulibyśmy się w myśli tej postaci. Ten film po prostu nie mógł powstać w studio – reżyser nie uzyskałby takiego efektu.
Historia będąca strumieniem świadomości
Tak, jak wiele innych filmów tak zwanego kina autorskiego, film nie charakteryzuje się narracją w linii prostej od punktu A do B, gdzie po 10 minutach wiemy, kto jest dobry, a kto zły i jaki jest cel bohaterów. Podążamy za Travisem i jego życiem codziennym w serii nie do końca powiązanych ze sobą momentów. Wszystkie elementy tej kinematograficznej mozaiki dopiero układają się nam w głowie z czasem. Fabuła wyłania się ze stanu umysłu, w jakim znajduje się postać De Niro. Można odnieść wrażenie, że Travis jest osobą podatną na wpływy i kilka zdarzeń, które zaobserwował, pchnęły go ostatecznie do czynów jakie popełnił w ostatnim akcie. Wszystko jednak to możemy wyczytać patrząc “wstecz” aniżeli przewidzieć oglądając film na bieżąco.
Szaleństwo aspołecznej jednostki, ale bez moralizowania
Głównym motywem “Taksówkarza” jest próba odnalezienia się aspołecznej jednostki po traumatycznych przeżyciach w Wietnamie. Jednak w przeciwieństwie do Rambo w “Pierwszej krwi”, Travis nie jest stworzony tak, aby budzić naszą sympatię. Scorsese ulepił go takim, aby budził nasze zwątpienie od samego początku, ale w żadnym momencie, nawet w finale, nie osądził jego postaci.
W wielu jednak chwilach można spoglądać na niego przychylnym okiem, pomimo jego deficytów w uspołecznieniu. Gdy jednak sprawy nie układają się po jego myśli, wszystko, co mogło wcześniej czasami wywoływać względną sympatię widza, sypie się niczym domek z kart, podczas gdy Travisa pochłania szaleństwo. Scorsese jednak w żadnym momencie nie pozostawia jego postaci w jednym wymiarze, z gotowym osądem dla widza.
Końcówka filmu jest tak wieloznaczna, że zarówno można ją odbierać metaforycznie, jako fantazję protagonisty (akurat z tym nie zgadzają się reżyser, scenarzysta i sam De Niro), ale i równie dobrze dosłownie, jako pewnego rodzaju ironię losu na temat samego Travisa. W końcu posunął się do czynu skrajnego, pielęgnując niebezpieczne myśli w głowie, ale ostatecznie będąc odebranym w świecie filmu (niekoniecznie przez widza!) jako bohater.
ZOBACZ TAKŻE: Które Samsung Smart TV mają Apple TV? Oto pełna lista
Gdzie można obejrzeć film?
“Taksówkarza” można obecnie obejrzeć w bibliotece Amazon Prime Video w ramach abonamentu (26,99 złotych). Alternatywnie Apple sprzedaje ten film na Apple TV za 9,99 zł w 4K.
Możecie również u nas przeczytać:
- Wenecja 2019: Joker wyróżniony Złotym Lwem za najlepszy film
- Joker pobił kinowy rekord wszech czasów!