Taksówkarz jako inspiracja dla Jokera i kwintesencja Nowego Hollywood
Nowe Hollywood – mainstream i artystyczne kino krzyżują drogi
Kiedy Martin Scorsese zgarnął za “Taksówkarza” najbardziej prestiżowy laur w świecie filmowym, Złotą Palmę, amerykańskie kino nie odbiegało w swoich ambicjach od europejskiego. Był to zresztą 14. najbardziej kasowy film w Ameryce w 1976! (zobaczcie tutaj, co jeszcze wtedy królowało)
Nurt “Nowego Hollywood” (ok. 1967-1977), który “Taksówkarz” reprezentuje wywodził się od nowego pokolenia filmowców, którzy byli – niczym Hideo Kojima w świecie gier teraz – “fanbojami” swoich idoli ze Starego Kontynentu. No bo jak inaczej można wytłumaczyć Williama Friedkina sięgającego w “Egzorcyście” po Maxa von Sydowa z filmów Bergmana, albo Stevena Spielberga angażującego jednego z najbardziej legendarnych francuskich reżyserów, Francois Truffaut, w “Bliskich Spotkaniach Trzeciego Stopnia”? Ta admiracja zresztą działała w obydwie strony, ale to temat na osobną rozprawkę. Tutaj chciałem wyłącznie skupić się na “duchu czasów”, jaki panował wtedy w Hollywood.
Filmy z tego nurtu charakteryzowały się cynicznością i nihilizmem (który po części mógł być wpływem wojny w Wietnamie). Reżyserzy często w nich skupiali się na postaciach pełnych skaz, ułomności, a nawet wręcz antybohaterach. W odróżnieniu od współczesnego kina, niekoniecznie byli oni ukazywani jako zadziorni “badassi”, z którymi łatwo identyfikuje się publiczność.
William Friedkin zauważył, że w latach 70. studia, producenci filmowi i reżyserzy w zasadzie nadawali na tych samych falach. Dlatego też mogły powstawać wtedy śmiałe, ryzykowne filmy, idące całkowicie “pod prąd”. – Bywały konflikty, ale nigdy nie dotyczyły one zawartości filmów, jedynie ich budżetu – mówił reżyser “Egzorcysty” i “Francuskiego łącznika” w dokumencie “A Decade Under the Influence”. Reżyser Rod Lurie uważa, że żaden z nominowanych do Oscara tytułów z 1976 (m.in. “Taksówkarz”, “Wszyscy ludzie Prezydenta”, “Sieć”) nie mógłby powstać dzisiaj, a wtedy to jakość decydowała o potencjale komercyjnym filmów.
Nieprzypadkowo śmierć “Nowego Hollywood” nastała jednak wraz z nadejściem “Gwiezdnych Wojen”, które stanowiły totalny kontrast wobec mrocznych (i czasem brutalnych) studiów psychologicznych inspirowanych światowym kinem artystycznym. Tak a propos – zatopiły też karierę Friedkina z jego wydanym w tym samym momencie “Sorcererem”, a zaraz wkrótce cały Nowy Hollywood.
Jesteśmy jednak tutaj nie dlatego, żeby szykować zemstę na George’a Lucasa, a celebrować arcydzieło Martina Scorsese. Tak więc chciałbym wam przybliżyć, dlaczego uważam, że warto obejrzeć “Taksówkarza” przed “Jokerem” i czemu film ten jest kwintesencją Nowego Hollywood.
ZOBACZ TAKŻE: Nasza recenzja filmu “Parasite”