Wydajność – Potężnie, czyli zgodnie z oczekiwaniami
Najdroższego przedstawiciela nowej rodziny Galaxy wyposażono w mocarny procesor Exynos 9820 oraz 8GB pamięci RAM. Można więc było oczekiwać performance’u na najwyższym poziomie. I taki duet podzespołów udowodnił mi, że więcej po prostu nie potrzeba. Od pierwszego dnia użytkowania S10+ aż do dziś, telefon ani na moment się nie „zachłysnął”. Już na samym początku, kuszony doniesieniami pierwszych testerów, uruchomiłem po kolei kilkadziesiąt aplikacji, które następnie kolejno wywoływałem, sprawdzając wydajność smartfona. Nie zrobiło to żadnego wrażenia na Galaxy, który kolejno ukazywał moim oczom aplikacje w dokładnie w takim stanie, w jakim je zostawiłem. Dziś, po 60 dniach, taki zabieg przebiega identycznie. Mankamentem może tu być jedynie to, że krótko po premierze niektóre aplikacje nie były jeszcze do końca zoptymalizowane do pracy na nowym Galaxy; zdarzało się, że samoistnie zamykał się Instagram, a Slack przez kilka tygodni nie działał w ogóle.
Gaming na Galaxy S10+? Doskonałe doświadczenie. Pod warunkiem, że korzystamy z case’a, który ułatwia trzymanie smartfona w dłoniach lub posiadamy specjalny kontroler do gier z uchwytem na nasz telefon. Rozrywka jest tu możliwa na najwyższych ustawieniach graficznych, a lagi po prostu nie występują. W ciągu dwóch miesięcy przetestowałem większość z najbardziej wymagających wydolnościowo gier, ale żadna z nich nie zdołała sprawić S10+ kłopotu.
Wiemy zatem jak sytuacja ma się po 60 dniach użytkowania, jak jednak S10+ będzie się sprawować po roku lub dwóch latach w kieszeni? To oczywiście zagadka, jednak nauczony doświadczeniami z poprzednimi generacjami Galaxy S zakładam „w ciemno”, że wciąż będzie bardzo solidnie. Utwierdza mnie w tym przekonaniu poprawiona konserwacja tego smartfona (pieszczotliwie nazwana przez Koreańczyków z Południa „Pielęgnacją urządzenia”), czyli system odpowiedzialny za optymalizowanie pracy telefonu i kontrolę nad wszystkimi „odpalonymi” aplikacjami.
Słów jeszcze kilka o baterii w Galaxy S10+. Mamy tutaj do czynienia z akumulatorem o pojemności 4100 mAh. To spory skok względem 3500 mAh skumulowanych w S9+. Mimo to nie jestem w pełni usatysfakcjonowany możliwym do „wykręcenia” czasem pracy. Z jednego prostego powodu: ekran w nowym Galaxy jest znacznie większy od tego w poprzedniku z „plusem”, a do tego – o czym wspomniałem wcześniej – nieco jaśniejszy. W praktyce zatem nie odczułem żadnego progresu w tym obszarze; nadal po pełnym, dosyć aktywnym dniu pracy, odstawiam smartfona z maksymalnie dwudziestoma procentami energii. Po ośmiu godzinach snu pozostaje już zazwyczaj ok. 12%, zatem na noc w gnieździe ładowania S10+ obowiązkowo ląduje kabelek. Jeśli spojrzymy na statystyki zużycia energii, pierwszym winowajcą praktycznie zawsze będzie sama aktywność ekranu – chyba, że akurat niemiłosiernie „katujemy” urządzenie grami lub filmami na YouTube. S10+ jest więc wciąż bardzo wydajny, jeżeli chodzi o baterię, ale ujmując to kolokwialnie – szału nie ma.
Czas potrzebny do pełnego naładowania naszej pojemnej baterii też mógłby być sporo krótszy. Zazwyczaj, by do tego doprowadzić, ładowarka potrzebuje niemal dwóch godzin. Zdecydowanie za długo.
Nowością jest możliwość bezprzewodowego dzielenia się energią z innymi urządzeniami, pod warunkiem, że takowe mogą tę energię przyjmować. W praktyce więc lista ogranicza się do zaledwie kilku nowszych modeli smartfonów i inteligentnych zegarków. Drugim warunkiem jest posiadanie na pokładzie S10 co najmniej 30% energii. Takie dzielenie się baterią może być co prawda przydatne i poratować w podbramkowej sytuacji, odbywa się też jednak w żółwim tempie.