Home Strefa filmu Recenzje filmów kinowych i seriale Tak powinien wyglądać sequel idealny! Recenzja “Top Gun: Maverick” – nowy hit już w kinach!
Tak powinien wyglądać sequel idealny! Recenzja “Top Gun: Maverick” – nowy hit już w kinach!

Tak powinien wyglądać sequel idealny! Recenzja “Top Gun: Maverick” – nowy hit już w kinach!

1.65K
2

Powrót legendy kina nie jest nigdy łatwy. W jaki sposób, można zachęcić i zaangażować zupełnie nowych widzów, którzy nie widzieli części pierwszej, jeśli nie można porzucić całkowicie wcześniejszej historii? Albo odwrotnie, jak przekonać fanów oryginału, że druga odsłona nie jest efektem działu marketingu, który obliczył, że powrót marki przyniesie gigantyczne wpływy? “Top Gun: Maverick” będzie służył jako przykład przez kolejne lata, jak powinien wyglądać sequel.

Jaki film obejrzeć w weekend w kinie? Recenzja “Top Gun: Meverick” – na to zdecydowanie warto się wybrać!

Uwierzcie, że do obejrzenia tegorocznego “Top Gun: Maverick” nie jest potrzebna znajomość fabuły filmu z 1986 roku. Autorzy scenariusza zdołali wyśmienicie wybrnąć ze wszystkich pułapek, które czyhają na twórców sequeli i bardzo zgrabnie utkali historię, która rozgrywa się wiele lat później. Postacie, które wcześniej nie były istotne, dziś wychodzą na pierwszy plan. Postacie, które wcześniej nie istniały, znakomicie uformowane są wedle obowiązujących w tym świecie reguł i wpasowują się pomiędzy tymi, których pamiętamy, znamy i uwielbiamy. Wydarzenia z “Top Guna” odbijają się echem przez całego “Mavericka”, ale nawet widzowie nie mający specjalnej relacji z bohaterami nie będą mieli problemu z zaangażowaniem się w to, co dzieje się na ekranie.

Wprowadzenie w tę opowieść jest odpowiednio wyważone, bo pozwala nam poznać postać Pete’a Mitchella (Tom Cruise) i jego życiorys, ale jego osiągnięcia nie są nam rzucane prosto w twarz. To jedna czy dwie wypowiedzi pewnego bohatera, albo wspomnienie w inny sposób, by pokazać, z kim mamy do czynienia. W “Top Gun: Meverick” dość szybko też twórcy dają nam do zrozumienia, dlaczego jest jedynie komandorem, dlaczego z nikim się nie związał i dlaczego musi pogodzić się z pewną skazą. Sprawa śmierci jego przyjaciela, Goose’a, to coś, z czym będzie musiał się zmierzyć bardziej osobiście, niż sądził. Po nieudanych, ale zakończonych pewnym sukcesem testach nowego samolotu zostaje wezwany do szkoły Top Gun – miejsca, gdzie szkoli się najlepszych z najlepszych. Maverick będzie musiał przygotować podopiecznych do misji, która wydaje się niemożliwa do wykonania, ale duchy przeszłości będą dawać o sobie znać częściej niż przypuszczał.

Całość ma w sobie ogromny sznyt filmów z lat 80. i gołym okiem widać, jak dużo starano się zachować z produkcji sprzed 36 lat. Objawia się to użytą muzyką i ujęciami, a także pewną manierą aktorów. Jednocześnie jednak udało się to wszystko przenieść do bardziej nowoczesnej wersji kina i choć duch tamtych lat cały czas unosi się w powietrzu, to nie ma mowy o tym, by móc określić ten film jako retro pod jakimkolwiek względem. To megaprodukcja zrealizowana z ogromnym rozmachem i kino akcji pełną gębą. Użyto nie tylko najnowocześniejszych technologii, ale postawiono w ogromnym (jeszcze większym niż wcześniej) stopniu na efekty praktyczne, by aktorzy mogli jak najlepiej oddać przed kamerą to, co dzieje się z ich postaciami. Przeciążenia i niewiarygodne manewry aż biją z ekranu, podobnie jak rozwijana przez odrzutowce prędkość. Gdyby nie padały żadne konkretne liczby lub jednostki, to i tak wiedzielibyśmy, że bohaterowie balansują na krawędzi życia i śmierci.

Największe obawy przed seansem “Top Gun: Meverick” dotyczyły chyba właśnie nowych postaci. Tych pierwszo- i drugoplanowych. Czasy zmieniły się, podobnie jak kino i służba, ale zebrana obsada zdołała stworzyć świetną drużynę, która wykreowała wiarygodną, czy wręcz namacalną atmosferę. To przeciwnicy, ale nie wrogowie. A z drugiej strony są przyjaciółmi i braćmi walczącymi ramię w ramię. Miles Teller jako Bradley “Rooster” Bradshaw przywodzi na myśl swojego filmowego ojca w każdej scenie, zaś obecność Vala Kilmera pozwoliła powrócić na ekran admirałowi Tomowi Kazansky’emu o ksywie Iceman. Do obsady dołączyła Jennifer Connelly, jako Penny Benjamin, wcielając się w nowy-stary obiekt westchnień Mavericka. Wspomniano o niej w pierwszym filmie i to ona zastąpiła Kelly McGillis u boku Toma Cruise’a. Do swojej roli nie wróciła też Meg Ryan, dzięki czemu powstało sporo miejsca na nowych bohaterów i nowe wątki. I to była bardzo dobra decyzja!

Oczywiście, że “Top Gun: Maverick” to spora liczba absurdów i skrótów, które wykonali scenarzyści oraz reżyser, ale bez nich trudno byłoby zachować dynamikę i odpowiednie tempo filmu. A to jest wręcz znakomite, bo przez cały seans siedzi się jak na szpilkach. Niezależnie od tego, czy chodzi o relację Mavericka z Roosterem, przygotowania do arcytrudnej misji, czy zmierzenie się Mitchella z przeszłością, wszystko to podtrzymuje pewne napięcie. Nie zabrakło jednak chwil na złapanie oddechu. Znakomicie rozładowano wspomniane napięcie kilkoma przerywnikami, by później błyskawicznie rzucić nas na głęboką wodę i nie dać ani chwili wytchnienia. Kroku dotrzymuje im muzyka – i wykorzystane utwory, i skomponowana między innymi przez Hansa Zimmera.

Jeśli każdy z sequeli i powrotów po latach utrzymałby tak wysoki poziom jak “Top Gun: Meverick”, to nie mielibyśmy nic przeciwko, by wszystkie najważniejsze filmy lat 80. czy 90. wróciły dziś na ekrany z nowymi odsłonami. Jest to bowiem cholernie trudna sztuka i Tom Cruise oraz reżyser Joseph Kosinski zdołali wyjść z tego zadania obronną ręką. Film do obejrzenia na jak największym ekranie z jak najlepszym nagłośnieniem. Dziś w IMAX, a później tylko z krążka 4K UHD BD na kinie domowym. Tylko najlepsze warunki to środowisko, na jakie zasługuje “Top Gun: Maverick”.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(1649)

5 1 głos
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
ADi
ADi
1 rok temu

Polecam obejrzeć nie w IMAX a w HELIOS DREAM projektory CHRISTIE 4K plus Dolby Atmos rozwala bębenki w tym filmie.

Wojtek
Wojtek
1 rok temu
Reply to  ADi

No właśnie ja byłem w Heliosie na sali dream z dolby atmos i byłem mega zawiedziony szczególnie cichym dźwiękiem. Nie ma porównania do IMAX. Byłem na obu seansach dla porównania.

2
0
Chcielibyśmy poznać twoje zdanie na ten tematx
()
x