Lighthouse | RECENZJA | mistrzowski odpływ w szaleństwo
Robert Eggers zasłynął najpierw filmem “Czarownica” (The Witch), który jest nietypowym horrorem opierającym swój suspens na ciszy. “Lighthouse” oferuje coś zgoła odmiennego – nieustanny, głośny szturm na nasze zmysły przez 110 minut. Jest to film kameralny, ale zrealizowany w maksymalistyczny sposób. Począwszy od hipnotycznej narracji, z obłędną ilością przemyślanego symbolizmu, po tytaniczne występy Roberta Pattinsona i Willema Dafoe.
Lighthouse – zobacz zwiastun filmu |
“Lighthouse” nakręcono w bardzo niecodziennych proporcjach obrazu 1.19:1. Myślałem początkowo, iż doprowadzą mnie do szału, albo że projektor się popsuł. Ale wkrótce zrozumiałem celowość tego zabiegu. Ciasne kadry są bardziej klaustrofobiczne, potęgujące niebezpieczeństwo i przeskoki w nieznane. Zarazem czarno-biała estetyka przełożyła się na wiele wysoko-kontrastowych kadrów z fascynującym wykorzystaniem oświetlenia. Ten film to taki odpowiednik The White Stripes, które celowo ograniczając środki (grając bez basu), swoją kreatywność wykrzesuje z innych elementów.
Najnowsze dzieło Eggersa opowiada historię latarnika i jego nowo mianowanego pomocnika, w bardzo odległym zakątku Nowej Szkocji u schyłku XIX wieku. Jak już nas przygotowuje pod to pierwsze 20 minut filmu, w których nie pada ani słowo, obraz ten (przynajmniej powierzchownie) traktuje o skutkach wyobcowania płynących z przebywania na skrajnym odludziu. Uczucie to jest tak silne, że sen przeplata się z jawą nieustannie. Natomiast osadzenie akcji w minionej epoce i realiach związanych z morzem (które ma własny folklor) wzmacnia jeszcze bardziej tę mistyczną atmosferę. Swoją drogą reżyser także posłużył się tutaj nawiązaniami do mitologii greckiej (ale nie powiem dokładnie do czego, bo najdrobniejsza sugestia zrujnuje wam samodzielną dedukcję).
Pomimo, że “Lighthouse” jest filmem o powolnym tempie, ani przez moment nie odczułem na nim znużenia. Jego fenomenalna architektura dźwięku, gdzie konwencjonalna muzyka miesza się z dźwiękami niemuzycznym (jest na to wyrafinowane słowo – diegetyczność) nasila tajemniczość i mistyczność tytułowego miejsca. Wielokrotnie mieszanka industrialności, w połączeniu ze specyficzną rytmiką elementów maszyn i elementów mechanicznych przywodziła na myśl “Głowę do wycierania” (Eraserhead) Davida Lyncha. Także dynamika relacji postaci Ephraima Winslowa (Pattinson) i Thomasa Wake’a (Dafoe) trzyma w maksymalnym napięciu. Z jednej strony mocno ze sobą kontrastują, co prowadzi do regularnych spięć. Z drugiej natomiast nieustannie się do siebie zbliżają, by potem znowu się od siebie oddalić.
“Lighthouse” może być postrzegane jako metaforę piekła bądź czyśćca z elementem “karmy”, lub opowieść o wędrówce wgłąb własnej duszy i ucieczce przed samym sobą (o pewnym greckim micie już nie wspomnę). Zaburzenie wiarygodności narracji przez centralne postaci kwestionujące swoje zdrowie psychiczne sprawia, że możliwości interpretacji jest bardzo wiele i niekoniecznie istnieje ta jedyna i właściwa. Dzieło Roberta Eggersa jest prawdopodobnie najlepszym filmem, jaki miałem okazję widzieć w tym roku i o ile frustruje mnie, że tak mało mogę o nim powiedzieć, aby czegokolwiek w nim nie “zepsuć”, to wierzę jednak, że tak będzie – dla Ciebie, widzu – lepiej. To jedno z tych dzieł, w których koniec jest tylko umowny, a myślami do niego można powracać nieustannie, analizując wszystkie przeszłe wydarzenia i motywy.
Premiera “Lighthouse” miała miejsce 29 listopada. Film jest wyświetlany obecnie w kinach studyjnych w całej Polsce.
Ocena filmu: 6/6
Inne niedawne recenzje kinowe:
- Na noże | RECENZJA | Daniel Craig ostry jak brzytwa
- Historia małżeńska | RECENZJA | gorzkosłodkie arcydzieło Netflix
- Irlandczyk | RECENZJA | Chłopaki z ferajny dobrze się trzymają
- Le Mans ’66 | RECENZJA | pole position do filmu roku?
- Doktor Sen | RECENZJA | czy kontynuacja Lśnienia zalśniła?
Inne teksty o filmach:
- Irlandczyk jest spoko, ale czy widziałeś Ulice nędzy?
- Taksówkarz jako inspiracja dla Jokera i kwintesencja Nowego Hollywood