Ten film jest wielkim kandydatem do Oscara! “Duchy Inisherin” – recenzja
Po znakomicie odebranym “Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” Martin McDonagh powraca do kin ze swoim nowym filmem, którego okrzyknięto już najpoważniejszym kandydatem do Oscarów. Na ekranie ponownie widzimy duet Colina Farrella i Brendana Gleesona, z którym reżyser pracował w “In Bruges” i bardzo szybko rozumiemy, skąd taka decyzja w sprawie castingu.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Nie tylko “The Last of Us” – 2 super nowości do obejrzenia w HBO Max!
Film “Duchy Inisherin” już w polskich kinach! Będą Oscary? Recenzja
To już pięć lat od premiery “Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, który zdobył chyba większą popularność, niż twórca i dystrybutor kiedykolwiek się spodziewali. Elementy humorystyczne sprawiły, że szersza widownia chętniej zasiadała do seansu, ale dramatyczna historia u fundamentów tego filmu przemawiała do wszystkich wzbudzając niemałe emocje. Tym razem akcja filmu rozgrywa się w zupełnie innym miejscu, bo centralne Stany zamieniamy na Irlandię. Co więcej, “Duchy Inisherin” nie rozgrywają się we współczesnych czasach, lecz w latach 20. ubiegłego wieku, co powoduje że tłem dla wydarzeń filmu jest wojna domowa w Irlandii. To dopiero jej początek, więc bohaterowie fikcyjnej wyspy nie spodziewają się eskalacji konfliktu na głównym lądzie, gdzie o wiele ważniejszymi sprawami są bliskie relacje mieszkańców Inisherin, aniżeli wielki świat.
Przyczyną zagęszczenia atmosfery w Inisherin jest scysja Padraica (Collin Farrell) i Colma (Brandan Gleesen). Ten drugi otwarcie przyznaje, że nie darzy już sympatią swojego dotychczasowego przyjaciela i nie zamierza z nim spędzać więcej czasu. Zanim jednak pojawi się przykrość, pierwszorzędną rolę odgrywają zaskoczenie i niedowierzanie – samego zainteresowanego, jak i tych z najbliższego otoczenia, bo takie zerwanie przyjaźni jest po prostu uznane za niemiłe. Gdy coraz bardziej jasne stają się motywy Colma Doherty’ego, widz znajdzie się po środku konfliktu, w którym trudno nie przyznać racji obydwu stronom. Ta rozgrywka popycha bohaterów do coraz śmielszych czynów, a apogeum eskalacji wcześniejszej wymiany zdań sprowadza prawdziwą tragedię na nich obydwu.
Nie poprawia to też atmosfery w Inisherin, gdzie na jaw wychodzą coraz gorsze tajemnice, a niektórzy decydują się na działania, których prawdopodobnie nie podjęliby, gdyby nie narastający zatarg pomiędzy Padraicem i Colmem. Film obnaża też mechanizmy niedużej i “zżytej” społeczności zamkniętej na wyspie. To miejsce, gdzie każdy zna każdego i gdy wszystkim się wiedzie, może to być prawdziwa wartość. Staje się to jednak niemałym kłopotem, gdy zaczynają piętrzyć się problemy.
“Duchy Inisherin” przenoszą widza do malowniczej krainy, której nie widujemy na co dzień. Tłem dla większości scen są przepiękne krajobrazy i natura, od której trudno oderwać wzrok. Niemal każdy kadr i każda sekwencja zdają się być poporządkowane temu, co może przekazać nam kamera rejestrując choćby skrawek tego, jak pięknie jest tam w rzeczywistości. Jednocześnie jednak musimy radzić sobie z trudną i gorzką sytuacją, gdzie drogi przyjaciół się rozchodzą, a my nie jesteśmy w stanie opowiedzieć się po konkretnej stronie konfliktu. To najprawdopodobniej jedna z najlepszych kreacji Colina Farrella od lat, jeśli nie w większości jego kariery. Począwszy od akcentu, a na mowie ciała kończąc, przed kamerą udało mu się stworzyć zupełnie inną osobę. Gleeson zdawał się mieć delikatnie łatwiejsze zadanie, ale nie umniejsza to ani odrobinę tego, jak znakomicie wkomponował się w opowiadaną historię. Brawa należą się także za występy Kerry Condon oraz Barry’ego Keoghana – ten drugi powiela kilka zachowań, które wypracował w innych filmach, ale z drugiej strony trudno wyobrazić sobie kogokolwiek innego w tym miejscu.
Po seansie nie pozostaną nam w głowie raczej żadne konkretne kompozycje czy melodie (może oprócz tej napisanej przez Colma), co pokazuje jak silnym nośnikiem emocji były w tym filmie inne elementy “Duchów Inisherin”. Oczywiście muzyka dopełnia całości w odpowiednich momentach i odgrywa dość istotną rolę, ale nie jest kluczowa w kreowaniu wzruszających, irytujących lub generujących inne emocje chwil. Tutaj największy ciężar spoczywał na samych aktorach, którzy wielokrotnie musieli samym wzrokiem i mimiką przekazywać więcej, niż napisane kwestie w scenariuszu. To dlatego ta opowieść wydaje się tak nam bliska i ludzka, ponieważ sami wielokrotnie znajdujemy się w sytuacjach, gdy cisza staje się bardziej wymowna niż potok słów.
Nowy film Martina McDonagha pokazuje, że reżyser nie traci formy i wyczucia, a w przypadku tego filmu potrafi jeszcze bardziej zgłębić zakamarki ludzkiej duszy, nie narzucając jednak wniosków i ocen widzom, lecz oddając w ich ręce wszelkie narzędzia do przeżywania odległej tylko z pozorów historii. Czy na konto “Duchów Inisherin” posypią się nagrody? To raczej nie podlega dyskusji, pytanie tylko, kto i jak bardzo będzie w stanie postawić się w wyścigu po kolejne statuetki dla filmu McDonagha.
Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:
- Oto najgorszy serial animowany w dziejach! Został zrównany z ziemią – zobaczysz go w HBO Max
- “Avatar: Istota Wody” przekroczył magiczną barierę w kinach! Genialny wynik
- Disney+ prezentuje nowości na luty! Nadchodzą hity, których nie możesz przegapić
- “The Last of Us” – drugi odcinek to jeszcze więcej akcji! Recenzja
- Wielki hit HBO Max został właśnie skasowany! Tego nie dało się przewidzieć