Zapowiadany jako filmowe arcydzieło. “F1: Film” – już widzieliśmy! Nasza recenzja
Mieliśmy już okazję obejrzeć wyczekiwany „F1: Film” w reżyserii Josepha Kosinskiego, za którego produkcję odpowiadają m.in. Jerry Bruckheimer, Lewis Hamilton i Brad Pitt. Zobaczyliśmy historię, która wciągnęła nas w świat Formuły 1, choć z pewnymi zastrzeżeniami.
Nasza recenzja potężnej nowości: “F1: Film“! W kinach od 27 czerwca
Film opowiada o niezwykłym powrocie na tor podstarzałego kierowcy, Sonny’ego Hayesa (w tej roli Brad Pitt). Po niemal śmiertelnym wypadku sprzed 30 lat Sonny, który stał się „van-liferem”, dostaje drugą szansę. Ruben Cervantes (Javier Bardem), właściciel fikcyjnego zespołu Expensify APX GP F1, zatrudnia go, by mentorował debiutanta Joshuę Pearce’a (Damson Idris). Zadaniem Sonny’egOpowieść o powrocie na szczyt rozwija się na tle prawdziwych torów wyścigowych, film kręcony był podczas weekendów Grand Prix, a w tle można rozpoznać prawdziwych zawodników i ekipy. O wiekszą wiarygodność ciężko prosić.
Jak można było się tego spodziewać, Brad Pitt jako Sonny Hayes jest po prostu znakomity – jego swobodny urok i charyzma idealnie pasują do postaci doświadczonego kierowcy. Damson Idris w roli Joshuy Pearce’a i Javier Bardem jako Ruben Cervantes również wnoszą na ekran dużo charyzmy i głębi. W obsadzie pojawia się też Kerry Condon jako Kate McKenna, a także Kim Bodnia, Sarah Niles i Tobias Menzies. Wspomniane liczne cameo prawdziwych osobistości ze świata F1, to przede wszystkim jak Max Verstappen, Toto Wolff, Fernando Alonso, Carlos Sainz czy Sergio Perez, co było miłym zaskoczeniem dla fanów sportu. Jest też oczywiście Lewis Hamilton i Toto Wolff.
Film jest niezaprzeczalnie porywający wizualnie i dźwiękowo. Joseph Kosinski, znany z „Top Gun: Maverick”, ponownie udowadnia, że potrafi sprawić, że czujemy się, jakbyśmy sami siedzieli w kokpicie bolidu. Sekwencje wyścigowe są nakręcone z maestrią, a połączenie najwyższej klasy sprzętu z ekscytującą akcją wyścigową tworzy fantastyczne wrażenia. To właśnie realizm ujęć na prawdziwych torach, z udziałem faktycznych kierowców i publiczności, sprawia, że film zaciera granicę między fikcją a rzeczywistością. Dźwięk, za który odpowiada Hans Zimmer, tylko potęguje to wrażenie.
„F1: Film” to także świetna rozrywka. Jest zabawny i działa jak list miłosny do filmów wyścigowych, nastawiony przede wszystkim na dostarczanie przyjemności, a niekoniecznie na edukację, choć wyjaśnienia zasad F1 są tu na każdym kroku. Dodatkowo, film ma potencjał przyciągnąć nowych, młodszych i bardziej zróżnicowanych widzów do Formuły 1, podobnie jak serial „Drive to Survive”. Cieszy nas, że film prezentuje wizję bardziej zróżnicowanej F1, a Lewis Hamilton jako producent zasługuje na uznanie za tę perspektywę.
Niestety, film ma też swoje mankamenty, które dla nas, jako fanów F1, były dość irytujące. Przede wszystkim, fabuła lub zdarzenia podczas wyścigów są momentami komicznie absurdalne i nierealistyczne. Powrót Sonny’ego do F1 po 30 latach wydaje się po prostu nieprawdopodobny. Strategie wyścigowe Sonny’ego, które w rzeczywistości skutkowałyby poważnymi obrażeniami lub karami, są w filmie wychwalane, co jest trudne do zaakceptowania. Zauważyliśmy także brak głębi narracyjnej. Film marnuje wiele okazji do eksploracji traumy bohaterów po wypadkach i innych wydarzeniach, co jest sporym niedopatrzeniem. Fabuła jest przewidywalna i schematyczna, oparta na znanych motywach filmowych. Momentami brakowało nam jasności w przedstawianiu mechaniki wyścigów, a konieczność ciągłego wyjaśniania przez komentatorów była męcząca.
Kolejnym minusem jest problem z przedstawieniem postaci kobiecych. Mimo że Kate McKenna jest pierwszą kobietą na stanowisku dyrektora technicznego, jej rola szybko sprowadza się do wątku romantycznego. Mimo wizualnej maestrii, dla zagorzałych fanów F1 film może być rozczarowującym i nierealistycznym przedstawieniem sportu. Lewis Hamilton jako producent, który zezwolił na takie swobody w przedstawianiu dyscypliny, budzi pewne zdziwienie.
„F1: Film” to spektakularne widowisko, które wciąga w świat F1 swoją wizualną i dźwiękową doskonałością. Oferuje ogromną dawkę adrenaliny i rozrywki, szczególnie dla tych, którzy dopiero odkrywają Formułę 1. Jednak dla oddanych fanów sportu, spłycona i oderwana od rzeczywistości fabuła oraz brak głębi mogą być pewnym rozczarowaniem. Czy warto obejrzeć ten film? Tak, zdecydowanie – dla niezapomnianych wrażeń wizualnych i dźwiękowych na pewno warto wybrać się do kina.
Film od 27 czerwca w kinach.
Zobacz więcej:
- Najlepszy film całego 2025 roku? Recenzenci się nad nim rozpływają, a już za chwilę będzie dostępny!
- 2 lata temu ZDOMINOWAŁ kina. Właśnie pojawił się na Netflix! Co za premiera
- Netflix: Ten serial to teraz HIT! Numer 1 w Polsce
- Oficjalnie: kanały telewizji na Netflix! Co i kiedy będzie można oglądać?
- Kompletne zaskoczenie na Netflix. Niespodziewany film numerem 1!




