To wciąż trzyma FANTASTYCZNY poziom! “The Bear” sezon 4. – nasza recenzja
Po nieco mieszanym w odbiorze trzecim sezonie “The Bear”, mieliśmy pewne obawy. Czy twórcy utrzymają poziom? Z ulgą stwierdzamy – tak, i to w jakiej formie!
4. sezon serialu “The Bear” już na Disney+! Recenzja
Zacznijmy od tego, co od razu rzuca się w oczy. Czwarty sezon „The Bear” to powrót do szczerości i autentyczności, które tak pokochaliśmy w pierwszych dwóch odsłonach. Mniej tu „kuchennej gimnastyki”, a więcej skupienia na tym, co najważniejsze – na pasji do gotowania i na skomplikowanych relacjach między bohaterami. Serial jest najmocniejszy, gdy jest boleśnie szczery, a ten sezon to kwintesencja tego podejścia. Cieszymy się, że twórcy odrobili lekcję po nieco przeładowanym sezonie trzecim.
Co więcej, serial drastycznie ograniczył niektóre z najbardziej irytujących elementów poprzedniej serii. Zdecydowanie mniej widzimy irytujących braci Faków, a ich obecność została znacznie ograniczona, co sprawia, że komedia działa o wiele lepiej, jest bardziej subtelna i celna. Niewątpliwym plusem jest rozwój postaci Sydney (Ayo Edebiri). W końcu dostaje więcej przestrzeni, by być niezależną, pełnowymiarową postacią, a obietnica uczynienia jej znaczącym partnerem Carmy’ego (Jeremy Allen White) zostaje wreszcie spełniona. Sydney jest na pierwszym planie, a odcinek, który współtworzyła z Lionelem Boycem (Marcus), to jeden z najjaśniejszych punktów sezonu. Chemia między Carmym a Sydney jest wręcz namacalna, a ich wspólna podróż zawodowa i osobista to serce tego serialu.
Jamie Lee Curtis jako Donna, matka rodu Berzatto, dojrzewa i rozkwita w tym sezonie. Jej duża scena z Carmym to jedna z najpotężniejszych i najbardziej oczyszczających scen, jakie widzieliśmy w serialu. To prawdziwy majstersztyk aktorski, pełen niuansów i emocji. Z kolei Ebon Moss-Bachrach jako Richie nadal dostarcza silnych, wielowymiarowych występów. Nawet gościnne występy, takie jak Rob Reiner czy Danielle Deadwyler, są tym razem bardziej przemyślane i użyteczne dla rozwoju postaci, nie sprawiając wrażenia sztucznych zabiegów castingowych.
Mimo powrotu do bardziej „sentymentalnej” estetyki, najlepsze momenty sezonu czwartego łączą tę czułość z elementami napięcia i “bałaganu”. To właśnie te kontrasty sprawiają, że serial jest tak porywający. Doskonale zbudowane napięcie, wspierane przez obecność dosłownego zegara odliczającego czas w kuchni w drodze po gwiazdkę Michelin, dodaje autentycznego impetu i poczucia celu. Odcinek poświęcony rodzinnemu weselu to natychmiastowy klasyk. Do tego wszystkiego dochodzi genialna ścieżka dźwiękowa. Serial nadal ma świetną selekcję muzyki z różnorodnych gatunków i epok, która konsekwentnie buduje nastrój i potęguje emocje.
Nie oznacza to jednak, że wszystko udało się jak należy. Mamy wrażenie, że serialowi brakuje już nieco równowagi z pierwszych dwóch sezonów, a niektóre ruchy stały się zbyt znajome. Serial nadal powraca do tych samych motywów (restauracje jako rodzina, koszmarne miejsca pracy). Czwarty sezon może wydawać się mniej spójnym oświadczeniem, a bardziej rodzajem powtórki. Wątek Sydney wciąż oscyluje między tymi samymi wyborami, co wcześniej, co jest trochę frustrujące. Historia Carmy’ego, choć Jeremy Allen White gra ją z niezwykłą wrażliwością, wydaje się już nieco wyczerpana. Musimy też przyznać, że serial nadal nie sprawdza się najlepiej w wątkach romantycznych.
Czwarty sezon jest bardzo silnym zakończeniem, które zamyka wątki w satysfakcjonujący i… oczyszczający sposób. I tu dochodzimy do kluczowego pytania: czy serial powinien się zakończyć? Także i my mamy wrażenie, że serial osiągnął fabularnie naturalny i biorąc pod uwagę całość niezwykle mocny punkt końcowy. Kontynuowanie po tym sezonie byłoby ryzykiem pogorszenia jakości i rozwodnienia tego, co czyni „The Bear” tak wyjątkowym, ale decyzja jeszcze nie zapadła.
Zobacz więcej:
- Zlekceważony przez widzów w kinach, teraz nie ma sobie równych na VoD. Wielka gwiazda w roli głównej! Sprawdź, gdzie obejrzeć
- Nowy filmowy NUMER 1 na Disney+! Błyskawiczna premiera, błyskawiczny HIT
- Dziś premiera GIGA HITU na Disney+! Ten serial pobił rekordy
- Nazywa się „21.37” i właśnie podbija Netflix. Wyjątkowy film w ofercie!
- Uniwersum Marvela z zupełnie nowej perspektywy. Nasza recenzja serialu “Ironheart” na Disney+!


