Stranger Things: sezon 2 | RECENZJA | Serial Netflix
W dzisiejszych czasach nietrudno w sumie nowym serialom zrobić furorę, ale Stranger Things osiągnął ją w niesamowicie szybkim tempie. Retro-nostalgiczna mieszanka Twin Peaks, Archiwum X i Stephena Kinga chwyciła za serca miliony nerdów (i nie tylko). Dwa tygodnie temu miała na Netfliksie premiera sezonu drugiego. Czy spełniła oczekiwania? Tego dowiedziecie się z poniższego tekstu.
Pierwszy sezon Stranger Things bardzo przykuł moją uwagę zręczną mieszanką świata widzianego oczami młodocianych geeków, gdzie przeplatały się wątki przygodowe wraz z elementami nadprzyrodzonymi i horrorem oraz nutką tajemnicy. Całości dopełniała stylizowana retro-oprawa, która jednocześnie nieustannie odwoływała się do lat 80. ale w tym gąszczu symbolicznych zapożyczeń, zdołała z nich stworzyć własny, spójny język. Swoje robiła także atmosfera małego, odizolowanego, amerykańskiego miasteczka. Błędem byłoby moim zdaniem zestawiać Stranger Things z Twin Peaks, oczekując tego samego rodzaju przełomowości, zresztą nie są to twory upichcone nawet z tych samych składników.
Tak czy inaczej, aby bardziej obiektywnie drugi sezon perypetii miasteczka Hawkins w ogóle ocenić, należało go prześledzić niemal do końca. Początkowo czułem się też zawiedziony, przyzwyczajony do tego jak zgrabnie przeplatały się odcinki w sezonie pierwszym. Po części może to syndrom na który moim zdaniem cierpi wiele filmów o komiksowych superbohaterach, gdy w jednej części eksplorującej ich genezę jest pokazany kompletny łuk fabularny, a w drugiej i kolejnych z góry zakłada się, że postaci te zna się i lubi takimi jakie są i z grubsza nic się w nich nie zmienia. Nie do końca tak jest tutaj, ale na pierwszy rzut oka rzuca się zmiana dynamiki serialu, jak i relacji poszczególnych protagonistów. Początkowo mamy wprowadzony szereg nowych, potencjalnie intrygujących postaci, których jednak los jest odłożony do wyjaśnienia w znacznie późniejszym, odizolowanym odcinku skupiającym się na Eleven. I nie do końca może jest to rozwiązanie satysfakcjonujące, tak jak sporo innych rzeczy, które się dzieją w kontynuacji dzieła braci Duffer.
Sezon drugi Stranger Things poszerza folklor pierwszego, nadając mu w pewnym sensie większego rozmachu i skali. Z drugiej strony umniejsza też pewne inne aspekty, a także recykluje pewne elementy fabularne. Co do pierwszego, to mam wrażenie, że wraz z wprowadzeniem kilku nowych postaci, losy paru innych zostały zmarginalizowane. W zasadzie przestała być to opowieść o zgranej grupce przyjaciół z geekowskimi zainteresowaniami a oś narracji nieco się rozgałęziła, choć głównie bardziej po to, by niemal każdą postać związać uczuciowo z kimś innym. Oczywiście w pewien sposób zabieg ten sprawił, że opowieść stała się bardziej rozbudowana, ale w 9-odcinkowym formacie drugiego sezonu może wystawić to wasze oczekiwania na próbę…
W kwestii recyklingu, nie jest to oczywiście moim zdaniem wada, ale ponownie coś złego dzieje się z jedną z głównych postaci i zostaje ona poniekąd wyłączona z aktywnego udziału w wydarzeniach przez dłuższy czas i znowu na własną rękę Joyce (Winona Ryder) próbuje ułożyć fragmenty większej układanki w całość.
Generalnie dokooptowanie tych kilku nowych postaci sprawiło, że automatycznie kilka dobrze już znanych, jak choćby świetny Pan Clarke, odeszło nieco w cień. Pomiędzy nauczycielem przedmiotów ścisłych w gimnazjum w Hawkins a młodocianymi protagonistami była interesująca synergia, której już tutaj zabrakło. Z drugiej zaś strony postanowiono wyeksponować inne postacie, w tym przede wszystkim Steve’a Harringtona, który stał się jednocześnie kimś w rodzaju mentora młodszych kolegów, jak również zarazem nadwyrężył swój związek z Nancy.
Skoro już o niej mowa, to grana przez Natalię Dyer postać nie jest już tylko irytującą siostrą Mike’a, lecz dziewczyną mocno walczącą o wyzwolenie się spod ryz rodziców. Jej linia fabularna obraca się wokół Steve’a i Jonathana, który nieoczekiwanie wkracza do jej życia. Z innej strony, na centralną postać serialu wyrósł chyba Dustin, z kolei Mike praktycznie nie istniał jako postać aż do samego końca sezonu, a jego losy mocno wiązały się z Eleven i dopiero tam znalazły ujście.
Skoro już o tej enigmatycznej nastolatce mowa, o ile jej historia się rozwinęła i pogłębiła, miałem zarazem wrażenie, że stała się nieco monotematyczną wariacją na temat Carrie. Sporo czasu ukazano jej relacje z Hopperem, lecz niewiele z nich ostatecznie wynikało. Moim zdaniem Eleven była ciekawsza, gdy musiała uczyć się jak żyć pośród ludzi (sezon 1) aniżeli będąc częścią intrygi a’la Archiwum X. Ogólnie miałem wrażenie, że niestety nie dla każdego starczyło wystarczająco dużo czasu i bracia Duffer musieli pójść na kompromis.
Trudno także nie dojść do wniosku, że praktycznie dla każdego z bohaterów czy bohaterek dobrano sympatię lub potencjalnego kandydata na niego / nią. Moim zdaniem twórcy drugiego sezonu czasami robili to nieco na siłę i nie w każdym wypadku moim zdaniem to wyszło. Lucas i Max na przykład nie przekonali, choć może to też przez to, że postać Maxine w ogóle mnie nie „kupiła”…
Reasumując – utrzymano tutaj retro-nostalgiczny urok ejtisów pełen drobnych smaczków. Wprowadzono także dużo klimatycznych scen przypominających Aliens (ogromnej inspiracji w wielu aspektach), włącznie z podziemnymi strukturami przypominającymi żywcem “ul” ksenomorfów z filmu Camerona. Z drugiej strony niewiele elementów dotyczących Upside Down czy Eleven było prawdziwie nowych, a na dodatek długo trzeba było poczekać zanim sezon dokądkolwiek zmierzał w sensie ogólnym. Ponadto sporo czasu zajęło zakończenie niektórych podwątków.
W jednych przypadkach moim zdaniem cierpliwość popłaciła, w innych niekoniecznie. Bardzo fajnym motywem był stwór zwany „demodogiem”, który z fascynującego odkrycia chłopaków stopniowo stał się fabularnym elementem zwiastującym zgubę. Niestety po zakończeniu tego sezonu miałem niedosyt gdyż czułem, że bardzo szybko przyda się sezon trzeci z racji tego, że intencje reżyserskie są bardzo klarowne i widać dokąd zmierza już całość. Mam wrażenie, że sezon drugi może cierpieć na „syndrom dzieła przejściowego” – czegoś, co postawi fundamenty pod jeszcze głębszą intrygę w kontynuacji serii… Ogólnie nadal poleciłbym ten sezon wszystkim fanom Stranger Things, a także osobom poszukującym czegoś nowego, jednak nie mogę zagwarantować tego, że zrobi na was tak samo piorunujące wrażenie jak sezon pierwszy.
Dokładną analizę jakości obrazu na Netflix (4K, HDR10 oraz Dolby Vision) znajdziecie w dedykowanym artykule na Portalu tutaj.
Przeczytaj artykuł odnośnie ocen oraz wyróżnień na HDTVPolska.com: