Mission Impossible – retrospektywny rejs przez całą serię
Mission Impossible: Ghost Protocol
Dla mnie magnum opus serii. Film jest świetnie nakręcony, kadry są przepiękne, w ciekawy sposób zaakcentowana geometria przestrzeni (dachy budynków) naprawdę wysoka jakość kamer i wybitny montaż. Jest to film niezwykle świadomy siebie i swojego tonu od początku do końca – to dość niewiarygodne, bo Brad Bird tworzył wcześniej wyłącznie filmy animowane (w tym Iniemamocni). Zawiera także jedne z najbardziej spektakularnych scen akcji w serii, jak na przykład wspinaczkę po wieżowcu w Dubaju i burzę piaskową, a zarazem także najśmieszniejsze momenty. Wśród tych drugich – szczególnie brawurowy montaż z ucieczką z więzienia, jak i motyw z hologramem w kremlowskim korytarzu, ten ostatni wręcz kreskówkowy w swojej naturze.
Mocną stroną MI: Ghost Protocol jest obsada, co też przełożyło się na zwiększenie zasadności całej drużyny, a nie tylko skupienie się na Huncie. Tutaj naprawdę odczuwa się, że misja jest wysiłkiem zespołowym (z dużym udziałem nowo dodanego Williama Brandta granego przez Jeremy’ego Rennera), a każda postać odgrywa niezwykle istotny w niej udział. Poza tym w Ghost Protocol są moim zdaniem najbardziej wyraziste i pełnowymiarowe postaci kobiece (m.in. Paula Patton). Sam scenariusz też był dobrze wyważony i pozbawiony przesadnej kombinatoryki. Jedynym większym minusem jest w zasadzie główny złoczyńca, grany przez Michaela Nyquista, którego postać nie została zbyt na ekranie wyeksponowana, choć miała klarowną i przejrzystą motywację.
Ghost Protocol to także pierwsza część MI, gdzie Benji (rewelacyjny Simon Pegg) staje się prominentną postacią (która wnosi wiele świeżości i zawiązuje świetną, humorystyczną relację z Cruise’em). Posunięcie to niezwykle popłaciło, czego dowodem był zarówno Rogue Nation, jak i Fallout.
(1126)