Jojo Rabbit | RECENZJA | czy przyjaźń z Hitlerem popłaca?
“Jojo Rabbit” to najnowszy film Taiki Waititego, który swego czasu tchnął nowe życie w serię “Thor” z jego “Ragnarokiem” (tu moja recenzja wydania Blu-ray). Ten projekt, który został zaokejkowany przez 20th Century Fox jeszcze przed wykupieniem go przez Disneya nie było łatwo sfinalizować. Ostatecznie mamy do czynienia z dziełem potrzebnym i o sporych walorach edukacyjnych, ale czy określiłbym go mianem dobrego filmu?
Tutaj moja odpowiedź się trochę bardziej rozmyje. Uważam, że stworzenie czarnej, satyrycznej komedii, która poucza nas o tym, jak łatwo dać się zauroczyć nazizmowi jest niezwykle śmiałym przedsięwzięciem. Moim zresztą ulubionym filmem w tym temacie jest “Starship Troopers” (Żołnierze kosmosu). Jeśli widziała/eś go dwie dekady temu (jak ja w kinie), to jest swoją drogą szansa, że nie wyłapała/eś tej płaszczyzny. Teraz Taika Waititi serwuje nam opowieść poruszającą część z wątków, ale w zupełnie innym stylu i gatunku, no i przede wszystkim, skupiająca się na dzieciach.
“Jojo Rabbit” to historia młodego Johannesa Betzlera, który jako dziesięciolatek wstępuje do Hitlerjugend. Od samego początku towarzyszy mu Adolf Hitler, który jest tutaj ukazany jako wyimaginowany przyjaciel mieszkający w jego głowie (a gra go sam Waititi). Przemawia do Joja zawsze w hiper-ekspresywny i komiczny sposób, który jednocześnie wzmacnia nazistowskie ciągoty u młodzieńca, a zarazem mruga do widza, oferując pastisz tej ideologii.
Filmowi, szczególnie na samym początku trudno odmówić poczucia humoru, zwłaszcza przy scenach z obozem szkoleniowym, pod kuratelą kapitana Klenzendorfa (Sam Rockwell) i Fräulein Rahm (Rebel Wilson). Później, w dalszych momentach “Jojo” coraz bardziej uwydatnia konflikt wewnętrzny tytułowej postaci, która żyje w sprzeczności ze swoją matką (Scarlett Johansson) oraz młodą żydówką imieniem Elsa. W takich chwilach odczuwałem, że wizja reżysera się nieco rozkleiła…
Przesłanie wynikające z ich rozmów jest bardzo budujące (“nikt ze mną nie chce rozmawiać” / “no cóż, jesteś nazistą”), szczególnie na temat tego, gdzie mieszkają Żydzi (“w Twojej głowie”). Jednak przyznam szczerze, że to, co się dzieje poza scenami z morałem jest moim zdaniem niewystarczające, aby wypełnić film treścią. Jest on miejscami uroczy i ma świetne intencje, a nawet udaje mu się godzić pozytywny wydźwięk z treściami kontrowersyjnymi, ale troszeczkę – jako całość – zawodzi.
Gdy patrzymy na jego przesłanie i ton – wszystko jest tutaj idealne, ale jest tutaj coś w jego wykonaniu, co nie pozwala mu wypełnić w całości swojego fenomenalnego potencjału. Ten film wygląda jakby wyszedł spod ręki Wesa Andersona, ale nie należy całkiem do tej samej ligi, pomimo najlepszych starań. Warto mu jednak dać szansę – mnie się podobało wiele jego aspektów w odosobnieniu, ale kto wie, może do was przemówi bardziej jako całość.
Film “Jojo Rabbit” wchodzi na ekrany polskich kin 24 stycznia 2020.
Ocena filmu: 4/6
Więcej recenzji filmowych:
- Lighthouse | RECENZJA | mistrzowski odpływ w szaleństwo
- Na noże | RECENZJA | Daniel Craig ostry jak brzytwa
- Historia małżeńska | RECENZJA | gorzkosłodkie arcydzieło Netflix
- Irlandczyk | RECENZJA | Chłopaki z ferajny dobrze się trzymają