Star Wars: Outlaws – czy to gra, o której marzyli fani Gwiezdnych Wojen? Pierwsze wrażenia
Tego jeszcze nie grali – Star Wars i otwarty świat. Jak to wyszło w praniu? Ubisoft to spece od tego rodzaju gier, ale mają na swoim koncie zarówno tytuły szalenie wciągające, jak i płaskie pomimo obszernych lokacji czy masy aktywności, po prostu puste w środku. W Star Wars: Outlaws widać ogrom pracy włożonej w to, żeby do tego drugiego scenariusza nie dopuścić. Nie spodziewajcie się jednak Red Dead Redemption 2 w kosmosie.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Niespodzianka: FENOMENALNA gra od teraz za darmo w Epic Games Store! Wartość to 249 zł
Gra Star Wars: Outlaws – nasze pierwsze wrażenia!
Star Wars: Outlaws to przygodowy akcyjniak rozgrywający się w świecie Gwiezdnych Wojen, który skupia się jednak na tej przemytniczo-łotrzykowej części lore i pomija zgrabnie kwestię mocy czy Jedi. Historia z gry toczy się pomiędzy wydarzeniami z Imperium Kontratakuje i Powrót Jedi, ale jak fani dobrze wiedzą Moc i Jedi były wówczas czymś niespotykanym, znanym głównie z opowieści. Gra skupia się więc na Kay Vess – łotrzycy, która dopiero zaczyna w tym biznesie, ale skrywa sporo talentów. Szybko więc zaczyna swoją przygodę od spektakularnego napadu, który nie do końca toczy się po jej myśli.
Układa jej się jednak na tyle, że całkiem szybko zyskuje statek kosmiczny, ścigacz, nieco ekwipunku, towarzyszy i odpowiednie kontakty, które zapewnią jej nowe zlecenia, a tym samym pieniądze i tu muszę przyznać – całkiem nietuzinkowe nowe przygody. To brzmi jak sprawdzony zestaw do dobrej zabawy w świecie Gwiezdnych Wojen, ale to nie wystarczy. Przydadzą się jeszcze dopieszczony gameplay, dobra historia, wiarygodny świat i główny bohater/bohaterka, którego losy chce się poznawać.
W tym miejscu trzeba sobie jasno powiedzieć, że są elementy Outlaws, które robią naprawdę dobre wrażenie i takie, które zwyczajnie „nie dowożą”, ale też takie, które… po prostu są. Jak na przykład walka czy postać głównej bohaterki. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie chcę przesadnie narzekać – Kay Vess została zagrana wzorowo, ale to wciąż postać początkującej łotrzycy Star Wars-owego przestępczego półświatka. Nie zapamiętam jej tak mocno jak Hana Solo, Cada Bane czy Lando, bo brak jej jeszcze charakteru. Jest bardzo bezpieczną bohaterką, której trudno cokolwiek poważniejszego zarzucić, ale tutaj dialogi po prostu nie porywają.
Jednocześnie niejednokrotnie złapałem się na tym, że postaci poboczne są po prostu interesujące, całkiem wyraziste i zdecydowanie pasujące do tego świata. To w ogóle potężna zaleta Star Wars: Outlaws – klimat i wiarygodność świata. Widać ogrom pracy włożonej w to, żeby było widać, że planety, osady, kosmos i aktualne wydarzenia dawały fanom uniwersum poczucie, że znajdują się w dobrym miejscu i w dobrym czasie tego konkretnego świata.
W lokacje włożono zdecydowanie najwięcej serca. Byłem w szoku, bo otwarty świat w grach często oznacza ograniczoną dbałość o detale. Tymczasem w Star Wars: Outlaws praktycznie każda misja główna rozgrywa się w lokacjach, które wyglądają jak tworzone dla „korytarzowej” wysokobudżetowej gry single player. Ale nawet poszczególne placówki, dzielnice czy dystrykty każdego z kilku syndykatów są bogate w detale, charakterystyczne i budujące klimat.
Nie brakuje eksploracji czy walk w kosmosie i tu również bywało, że szczęka mi po prostu opadała. Całości dopełnia pasująca do rozgrywki i świata Gwiezdnych Wojen muzyka, choć nie spodziewajcie się zapadających w pamięci fragmentów rodem z SW: Knights of the Old Republic. Ona po prostu czasem się pojawia jako tło.
Wspomnianemu budowaniu klimatu pomaga jakość oprawy graficznej, która stoi po prostu na bardzo wysokim poziomie. Żeby jednak cieszyć się wszystkimi wodotryskami, w tym śledzeniem promieni czy NVIDIA Direct Lightning, trzeba bardzo wydajnego komputera z RTX 4070 czy nawet 4080.
Najważniejsze jest jednak to, co w tej grze można robić i na jakim poziomie stoi gameplay. Nie sztuką jest wypełnić wielki świat masą aktywności pobocznych. Sztuką jest stworzyć taki świat i nie zanudzić gracza powtarzalnymi czy generycznymi misjami, zagadkami środowiskowymi i znajdźkami. Tych w grze oczywiście nie brakuje, ale moje pierwsze intensywne kilkanaście godzin z grą udowadnia, że Star Wars: Outlaws nie nudzi i nie męczy. Nie jest jednak powiedziane, że tej kreatywności w podejściu do aktywności nie zabraknie pod koniec czy nawet w połowie gry, ale to przyjdzie nam jeszcze dokładnie sprawdzić (a gra jest naprawdę ogromna!). Na szczęście nie ma tu czegoś takiego, że trzeba „grindować” konkretne misje czy zagadki, bo niskopoziomowy level nie pozwoli nam popchnąć głównego wątku. W aktywnościach pobocznych zbieramy kosztowności, surowce, skiny na pojazdy/ubrania oraz ubrania, które np. odblokowują dodatkowe odporności czy miejsce na ekstra granat itp. Są więc to mniej i bardziej przydatne nagrody, choć oczywiście surowce są potrzebne do usprawnień blastera, statku czy śmigacza, a te są już dość istotne, bo od nich zależeć będzie, jak będziemy sobie radzić z trudniejszymi przeciwnikami. Na szczęście nawet skupiając się przede wszystkim na wątku głównymi powinniśmy sobie poradzić.
Na duży plus zasługuje także system reputacji, od którego zależą nastawienie, benefity i… ceny u sklepikarzy poszczególnych syndykatów. Frakcje wzajemnie się zwalczają, możemy działać na kilku frontach, dokonywać zdrad, oszukiwać – zaufanie jest tutaj płynne. To tyle ważne, że misje i benefity od każdego z syndykatów różnią się od siebie i chęć posiadania najlepszego ekwipunku pasującego do naszego stylu może wymagać właśnie lawirowania reputacją między nimi. Wszystko w gwiezdnowojennym, łotrzykowym duchu.
Po świecie poruszamy się statkiem i śmigaczem. Lot tym pierwszym zrealizowano wzorowo. Walki są mięsiste, czasem wymagające i po prostu przyjemne. Z kolei element podróżowania po otwartym świecie śmigaczem potraktowano nieco po macoszemu. Pojazd wygląda dość biednie, sterowanie nim jest tylko OK. Kto jednak wpadł na pomysł, by w sterowaniu na PC domyślnie mysz sterowała śmigaczem tak samo jak klawiatura? Wyłączenie tej opcji na szczęście spowodowało, że mysz zaczęła odpowiadać za obracanie się kamery w trakcie jazdy. Niestety nie można nikomu ukraść pojazdów innych NPC-ów, co trochę wybija z immersji.
Najwięcej złego trzeba jednaj powiedzieć o walce w grze. W wielkim skrócie – jest dość drewniana. Znośna, mocno casualowa, ale przede wszystkim uproszczona i mało mięsista. Kay Vess korzysta ze swojego blastera, którego może co prawda ulepszać (wokół tego kręci się progres postaci w grze), ale choć mechanika jego działania została zrealizowana na poziomie Star Wars: Battlefront, to nie czuć zbytnio jego mocy, a zabijaniu kolejnych najemników czy stormtrooperów nie towarzyszy przesadna satysfakcja. Co gorsza, w grze dostępne są inne bronie – lepsze blastery, karabinki, snajperki czy wyrzutnie rakiet i granatniki. Można je ukraść czy zabrać pokonanemu przeciwnikowi, ale każda z nich ma już wyczerpywalną amunicję. To broń, którą na chwilę w walce można się wspomóc, ale szybko jest porzucana i wręcz wyrzucana z rąk Kay, jak tylko zacznie się wspinać czy otwierać zamki/hakować komputery.
No właśnie – bo przecież gra w dużej mierze skradaniem i włamywaniem się stoi. Mam wrażenie, że ta część została lepiej zrealizowana niż same walki. Można rozpraszać NPC-ów naszym towarzyszem-zwierzątkiem, lawirować szybami wentylacyjnymi, niwelować przeciwników w cichy sposób, unikać kamer i przemieszczać się np. po dzielnicach/bazach ukradkiem i różnymi drogami czy sposobami. Zauważyłem, że niektórzy narzekają na zagadki związane z włamywaniem się i hakowaniem. W mojej ocenie są wręcz bardzo fajne i przyjemne, ale dla spragnionych akcji mogą wydawać się wybijające z rytmu, szczególnie po kilkudziesięciu godzinach grania. Na szczęście w ustawieniami można ten aspekt gry uprościć.
Jak na openworldową grę Ubisoftu o tak wielu aktywnościach i mechanikach (pojazdy, walka, zagadki środowiskowe, wspinaczki i masa innych) muszę przyznać, że nie obfituje wcale w jakieś potworne bugi (a gra przed samą premierą jest jeszcze nieustannie z nich wygładzana, bo dostaliśmy całą listę rzeczy, które przed premierą mogą nam się przydarzyć).
Nie pozostaje mi więc podsumować Star Wars: Outlaws jako porządnie konstruowaną i naprawdę cieszącą oko grę, która sprawia mnóstwo frajdy. Są elementy, w tym takie dość kluczowe, które uważam, że nie przystają do tej jakości produkcji (przede wszystkim walka), ale i tak bawię się w grze bez mieczy świetlnych bardzo dobrze. Wpis zaktualizujemy o ocenę i finalne wnioski po sprawdzaniu, czy rzeczywiście po znacznie dłuższym czasie spędzonym z grą ta jakość i poziom pozytywnych wrażeń będzie się utrzymywać, czy wręcz przeciwnie.
Kopię do recenzji dostarczył nam Ubisoft Polska.
Zrzuty ekranu z gry w niniejszej recenzji pochodzą z PC na najwyższych ustawieniach graficznych.
Premiera Star Wars: Outlaws na PC, PS5 i XSX – 30 sierpnia 2024 roku.
Przeczytaj więcej:
- Szalenie popularny serial powraca na Max. Data debiutu 3. sezonu ujawniona!
- Największa filmowa klapa tego roku z szybką premierą na VoD! Zaskoczenia brak – gdzie trafi?
- Krytykowany serial Star Wars skasowany po pierwszym sezonie! Fani… świętują
- Wielki polski hit debiutuje za granicą na Max! To pierwsza taka światowa premiera
- Genialny serial przedłużony! Netflix każe nam jednak długo poczekać…