Animowany “Władca Pierścieni” to nowy wielki hit? My już wiemy, czy warto obejrzeć “Wojnę Rohirrimów”
Powrót do Śródziemia z Peterem Jacksonem to coś, na co czekało wielu fanów. Zamiast filmu aktorskiego dostaliśmy jednak animację w oryginalnym stylu. Czy dzięki temu produkcja jest jeszcze lepsza?
Film “Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów” – nasza recenzja! Warto obejrzeć?
W mrocznych zakątkach historii Śródziemia, na długo przed wydarzeniami znanymi z filmowej trylogii “Władcy Pierścieni”, rozgrywa się opowieść o odwadze, zdradzie i krwawych bitwach – tak zapowiadał produkcję dystrybutor. “Wojna Rohirrimów” przenosi nas bowiem w czasy panowania króla Helma Hammerhanda, władcy krainy Rohan, którego imię na wieki połączone zostanie z legendarną twierdzą Helmowy Jar.
Nowy film w uniwersum odkrywa przed nami trochę zapomniane karty historii, ukazując brutalny konflikt z plemieniem Dunlendingów, dowodzonym przez żądnego zemsty Wulfa. To właśnie ten bezwzględny wódz, pragnący pomścić śmierć ojca, zmusza Rohirrimów do desperackiej obrony w murach starożytnej fortecy. W teorii czekała więc na nas widowiskowa podróż w sam środek burzliwych dziejów Śródziemia, a to wszystko od twórcy cenionej trylogii oraz w oprawie wizualnej, które świat “Władcy pierścieni” jeszcze nie widział.
I właśnie ten styl anime może być dla wielu fanów największym problemem – próg wejścia będzie dla niektórych widzów zbyt wysoki, ponieważ pierwsze odczucia nie pozwalają złączyć w całość klimatu i atmosfery “Władcy pierścieni” z kreską i stylem animacji, które kojarzone są z produkcjami rodem z Azji. Nam udało się po kilkunastu minutach przywyknąć do takiej formy i niejako o niej zapomnieć, by docelowo skoncentrować się na opowiadanej historii.
Ta jest ciekawa oraz intrygująca, ale pewne jej etapy bywają przewidywalne. To, czym film może zaskoczyć fanów to pewne mrugnięcia okiem do największych sympatyków uniwersum oraz filmów Jacksona, ponieważ pojedyncze elementy bezpośrednio nawiązują do najistotniejszych i najbardziej pamiętnych scen z filmowej trylogii. Na duży plus zasługuje na pewno obsada głosowa, która nadaje produkcji odpowiedniego tonu i powagi – niektórzy członkowie są momentalnie rozpoznawalni, jak chociażby Brian Cox, którego można kojarzyć chociażby z “Sukcesji”.
Film “Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów” to bardzo dobrze dobrana i napisana historia, ponieważ większość osób może nie zdawać sobie sprawy, w jakich okolicznościach Helmowy Jar został właśnie w ten sposób nazwany, natomiast losy niektórych postaci wiążą się z historiami bohaterów z filmów. Takie nawiązania i powiązania powodują, że nawet najmniej zaznajomieni z uniwersum “LOTR-a” będą mieli ubaw i frajdę z filmu. W tym miejscu należy jednak wrócić do samego stylu animacji, która… mimo wszystko wydaje się nie być do końca odpowiednia dla opowiadania tej historii. Wielokrotnie byliśmy świadkami adaptowania anime do opowiadania fabuł z przeróżnych światów i franczyz, ale częściej niż rzadziej czuć na sali kinowej, że te składniki nie zawsze do siebie pasują i niektóre sceny prawdopodobnie lepiej wypadłyby, gdyby zdecydowano się na inny styl.
Nie brakuje także opinii, że “Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów” powinien był być filmem aktorskim, a my się z tą oceną całkowicie zgadzamy. Nowa produkcja Petera Jacksona posiada ducha filmowej trylogii, ale dawka ta jest zbyt mała, a spójność z pozostałymi produkcjami jest raczej umowna. Oczywiście doceniamy starania twórców, bo przygotowanie takiego projektu z pewnością nie było ani łatwe, ani szybkie, ale jeżeli WB planuje kontynuować rozbudowę uniwersum, to ta różnorodność może wnieść mniej korzyści, niż początkowo sądzono.
Zobacz więcej:
- Prawie 80 produkcji zniknie z Prime Video! Czas na seans tylko do końca roku [LISTA]
- Dziś DWIE wielkie premiery na Netflix! Są nowe sezony fantastycznych seriali – sprawdź
- Disney+ zaostrza zasady – możesz stracić dostęp do platformy! Kontrowersyjne metody
- Szukasz idealnego filmu na wieczór? Mamy 3 propozycje na DZIŚ od Netflix!
- WYJĄTKOWA premiera na Netflix. Tajemnice i emocje – takiej produkcji jeszcze nie było