Czy Death Stranding to gra roku? | RECENZJA | PS4 Pro 4K HDR
Death Stranding na PS4 to jedna z najważniejszych gier roku. Czy Hideo Kojima podołał niesamowitym oczekiwaniom i stworzył nową jakość? Odpowiadamy!
Słowem wstępu
Siedemdziesiąt pięć godzin! Tyle właśnie czasu spędziłem z najnowszym dziełem Hideo Kojimy, nim dobrnąłem do jego końca. Moja żona była trochę niepocieszona faktem wyrwania tylu godzin z życiorysu. Od razu więc pragnę ostrzec: to będzie długa wędrówka. Z drugiej strony mogę z największą przyjemnością powiedzieć, że od gry nie mogłem się oderwać – nie z dziennikarskiego obowiązku, lecz dlatego, że Kojima zaserwował nam jedną z najbardziej fascynujących opowieści tego roku! Przed wami recenzja Death Stranding, prawdopodobnie największej premiery 2019.
Jam jest Kojima, a 70% mojego ciała to filmy
Nie da się rozmawiać o Kojimie nie odwołując się do kina. Całe szczęście moje DNA też przepełnione jest miłością do filmów i z ogromną fascynacją starałem się rozłożyć na czynniki pierwsze jego inspiracje.
W kinematografii istnieje pojęcie “kina autorskiego“. Niektórzy filmowcy się z nim nie zgadzają, ale z grubsza rzecz ujmując, w tego typu produkcjach reżyserzy pozostawiają ślad swojej artystycznej wizji w niemalże każdym aspekcie filmu, od montażu przez dobór ścieżki dźwiękowej.
- ZOBACZ TAKŻE: Death Stranding: reżyser Mad Max chwali grę na PS4
Hideo Kojima jest ewenementem w branży – można się z jego decyzjami artystycznymi nie zgadzać, można mieć pretensje o jego ego. Jednak jest on niezwykle potrzebny w świecie gier wideo, bo system nastawiony na zyski poprzez sprawdzone formuły eliminuje nieco indywidualność. Kojima ma jednak na tyle kredytu zaufania, że może pozwalać sobie na eksperymentację, a przy okazji, w swoim szaleństwie, stać się inspiracją dla innych. A do tego pokazać, że da się na tym zarobić.
Jako twórca celebrujący medium kina Kojima-san przejawia te same tendencje, co wybitni reżyserzy kina autorskiego. Jednym z takich akcentów jest między innymi umieszczenie kilku z jego idoli-reżyserów. Są to Guillermo del Toro (“Labirynt Fauna”, “Kształt wody”) oraz Nicolas Winding Refn (“Drive”). Mogę to porównać między innymi do Wima Wendersa, który do “Amerykańskiego przyjaciela” zaangażował m.in. Nicholasa Raya (“Buntownik bez powodu”). Tudzież Stevena Spielberga, który obsadził Francois Truffaut do “Bliskich spotkań trzeciego stopnia”. Kojima zresztą w kilku scenach wizualnie stara się również Refnowi złożyć hołd.
Oprócz del Toro i Refna, w wymienianiu obsady należy zacząć od Normana Reedusa w roli Sama Portera Bridgesa, naszego protagonisty. Innymi hollywoodzkimi nazwiskami są tutaj także Mads Mikkelsen (“Hannibal”, “Łotr Jeden”), Lea Seydoux (“Bękarty wojny”), Margaret Qualley (“Pewnego razu w Hollywood“). Obsadę uzupełnia wybitny aktor głosowy, Troy Baker (“The Last of Us”, “Uncharted 4”).
Kiedyś, gdy miała miejsce premiera gry Dishonored, z również hollywoodzką obsadą, wtedy powszechnie krytykowano angażowanie takiej liczby gwiazd. A jednak “Death Stranding” wybitnie pokazuje, że warto sięgać po rozpoznawalne twarze. Dlaczego? Przede wszystkim na wybitne zastosowanie technologii performance capture (nie mylić z motion capture). To właśnie ona potrafi odzwierciedlić najdrobniejsze niuanse w ruchach i mimice postaci, a także wynieść reżyserię na zupełnie inny poziom. Studio Santa Monica od Sony pokazuje raz jeszcze, że jest absolutnym liderem w tym temacie. Dzięki ich maestrii technicznej możemy bardziej wczuć się w scenki przerywnikowe, a Kojima może z kolei przekroczyć granicę medium gry. Chciałbym, aby więcej studiów dostrzegło (nietani, ale imponujący) potencjał performance capture.
- ZOBACZ TAKŻE: Hideo Kojima wybiera top 5 filmów 2017
Jeśli chodzi o cytowanie innych filmów, to w bardzo wyczuwalny sposób Kojima odwołuje się do jednego z moich ulubionych klasyków, czyli “Ceny Strachu” – także w założeniach kilku misji. Nota bene jest to także jeden z tytułów wielbionych przez japońskiego reżysera. Ponadto wyczułem również silną nutę “Solaris“, a także kilka graficznych aluzji do m.in. “Stalkera“, “Nieba nad Berlinem“, powieści “Twierdza” F.P. Wilsona, “Czasu Apokalipsy“, a nawet “Czarnej Pantery“. No dobra, dość tej dygresji – o filmach mógłbym opowiadać godzinami, a niekoniecznie powie wam to dużo o samej grze. Do części myśli tu podjętych jeszcze nawiążę później. Pora przyjrzeć się więc zarysowi fabuły, a następnie samej rozgrywce.