Wkrótce Zombieland: Kulki w łeb. Idealny czas, aby odświeżyć jedynkę
Wkrótce do kin wchodzi “Zombieland: Kulki w łeb”, kontynuacja jednej z najciekawszych zombie-komedii ostatniej dekady. Z tej okazji wspominamy oryginał, zachęcając do odświeżenia go jako idealnej rozgrzewki przed premierą kontynuacji (już 18 października). Time to nut up or shut up!
Nasza recenzja “Zombieland: Kulki w łeb”
Słowem wstępu
Filmy traktujące o żywych trupach to mocno wyeksploatowany temat. Zresztą klasyki (“Noc…” i “Świt żywych trupów”) po 50 i 40 latach nadal trzymają się świetnie). Dlatego też różni reżyserzy w przeciągu ostatnich 20 lat próbowali podchodzić do nich w sposób nietuzinkowy. Jak na przykład Danny Boyle w “28 dni później”, który stworzył bardzo “humanistyczny” film używając przy tym technik dokumentalnych i amatorskich kamer.
Nie mam się bynajmniej za absolutną wyrocznię, ale wydaje mi się, że w przeciągu minionej półtorej dekady najciekawszymi filmami w tym stylu okazywały się produkcje z elementami komediowymi i pastiszu gatunkowego. Wśród nich można wyróżnić “Wysyp żywych trupów” Edgara Wrighta (tego od “Baby Driver”), serial “Ash kontra Martwe Zło” (nadal mi smutno po skasowaniu) oraz “Zombieland“. Ten ostatni film zresztą wkrótce doczeka się kontynuacji, która zadebiutuje w polskich kinach 18 października. Jest to idealny moment aby odświeżyć pierwowzór i przygotować się na część drugą. A więc powspominajmy trochę…
ZOBACZ TAKŻE: Joker | RECENZJA | W paszczy szaleństwa
(380)