Morbius – hit czy kit? Recenzujemy najnowszy film z wampirzym wrogiem Spider-Mana!
Kampania promocyjna wokół “Morbiusa” pozwalała sądzić, że Sony nareszcie na poważnie wpisze się w kreowanie MCU. Połączenie sił z Marvelem przy filmach ze Spider-Manem okazało się strzałem w dziesiątkę, a dołączenie Venoma do uniwersum było nie lada wydarzeniem. Na jego konsekwencje jeszcze zaczekamy, ale zanim je poznamy na horyzoncie pojawił się kolejny kandydat do włączenia do MCU. Nie sądzimy jednak, by Sony osiągnęło zamierzony efekt.
Czy Morbius jest warty obejrzenia? Recenzja najnowszego filmu z uniwersum MCU
Szybkie spojrzenie na dotychczasowe dokonania “Morbiusa” w kinach i wśród recenzentów nie pozostawia żadnych złudzeń – film ociera się nawet o opinię najgorszego filmu superbohaterskiego. Nie powiemy, że byliśmy zaskoczeni tymi doniesieniami, bo zwiastuny wcale nie zapowiadały ambitnego i w pełni satysfakcjonującego seansu, ale po wyjściu z kina zupełnie nie rozumiemy fali negatywnych komentarzy skierowanych w stronę “Morbiusa”. Owszem, nie jest to film dobry ani udany, ale próby wdeptania go w ziemię i wymieszania z błotem to już lekka przesada. Gdy przypomnimy sobie drugą odsłonę “Wonder Woman 1984”, pamiętamy też, że nasze zażenowanie powędrowało w trakcie oglądania filmu poniżej pewnego poziomu, a do podobnych wniosków doszliśmy po obejrzeniu “Venoma 2: Carnage”. Ten drugi przykład jest jeszcze bardziej adekwatny, bo to też próba Sony na stworzenie filmu w ramach MCU, który mógłby znaleźć się na tej samej półce, co pozostałe filmy, ale my zupełnie nie wiemy, jakim cudem udało się przygotować tak nijaki produkt.
“Morbius” powiela wiele tych samych błędów i być może naszą mniej krytyczną ocenę można by tłumaczyć pewną świeżością tego superbohatera, bo wcześniej nie oglądaliśmy go na dużym ekranie. Ale w “Carnage” nie działało nawet to, co sprawiło, że pierwszy “Venom” oglądało się tak dobrze, za to “Morbius” chyba nawet nie próbuje być niczym więcej, niż ma prawo być. Określanie go podróżą w czasie do okresu lat 2000 jest dość sprawiedliwe, bo bardzo dobrze wpisuje się w ówczesny kanon filmów superbohaterskich. Banalna historia, jasny podział na złych i dobrych, efekty specjalne minimalnie powyżej przeciętnej, sroga liczba błędów, niedociągnięć, a także brak logiki.
Jeśli miał to być seans na odmóżdżenie, a przecież takie powinno być założenie, to cele zostały osiągnięte. Luki w fabule są gigantyczne, scenarzyści częściej wędrowali na skróty niż starali się wytłumaczyć cokolwiek, co widzimy na ekranie, a przebieg zdarzeń jest dla każdego z widzów niewybaczalnie przewidywalny. To wcale nie zmienia jednak faktu, że seans “Morbiusa” daje odrobinę więcej radości i satysfakcji niż “Venom 2: Carnage”. Tym razem byliśmy choć odrobinę ciekawi tego, co lub jak pokazane zostanie w następnych scenach.
Jared Leto jest wskazywany jako największy winowajca, ponieważ nie pokazuje w tym filmie nic innego, niż w kilku innych swoich produkcjach i jest to po części prawda. Aktor nie ma szczęścia do komiksowych produkcji, bo jego Joker w DCEU nie przetrwał próby pojedynczego filmu, a debiut w MCU generuje ogromną falę krytyki. Rzeczywiście przed kamerą nie pokazał nic wybitnego, ale większa odpowiedzialność spoczywa tu na barkach reżysera i producentów, którzy wpakowali go w takie nijakie środowisko. Mało który aktor, o ile ktokolwiek, byłby w stanie odratować tę historię i to opowiadaną w taki sposób.
Największe pretensje do twórców mamy jednak o coś zupełnie innego. Mamy tu na myśli sceny dodatkowe, który lokują film w uniwersum kinowym Marvela, wykorzystując postać z filmów o Spider-Manie. To lubiany przez wielu (anty)bohater, który mógłby sporo wnieść do historii, ale jego udział jest tylko zapowiadany w ewentualnym sequelu. Nie wiadomo, czy “Morbius” dostanie kontynuację i czy Marvel wyrazi zgodę na silne łączenie jego fabuły z historiami z MCU, ale sądząc po osiągnięciach recenzowanego tytułu, jest to mało prawdopodobne. Tym bardziej dziwią nas starania Sony, które próbuje budować swoje mini-uniwersum i łączyć je z większym światem, co chyba przynosi odwrotne skutki od zamierzonych. Zamiast ciekawych historii otrzymujemy pół-produkty, które jak na siłę łączone są z MCU, by produkcje zyskały na znaczeniu i były uznawane za element większej, znacznie ważniejszej układanki.
Ta dziwna postawa Sony sprawia, że widzowie mogą czuć się zawiedzeni, ale chcielibyśmy jeszcze powtórzyć swoją opinię – “Morbius” zdecydowanie nie zasługuje na ocenę oscylującą w graniach 2-3/10. Jest wiele znacznie gorszych historii i zauważalnie słabiej wykonanych filmów, niż najnowszy tytuł Sony i Marvela, dlatego bardziej sprawiedliwa będzie piątka. Zaczęliśmy też zastanawiać się, skąd większa przychylność widzów do “Venoma 2: Carnage” i uznaliśmy, że to zasługa niezłego pierwszego filmu, powracającego Hardy’ego oraz elementów humorystycznych. Żadnego z tych puzzli nie było w “Morbiusie”, więc nie było nic znajomego, co uratowałoby postać Leto przed falą krytyki.
Trudno zestawić “Morbiusa” z jakimkolwiek dokonaniem Marvela w MCU, bo to zwyczajnie nie jest dobry film. Nie wiemy, czy jest sens kręcić drugą odsłonę – może Sony powinno sięgnąć po kolejną postać, do której posiada prawa. Nie zgadzamy się jednak z tak skrajnie niskim ocenianiem tego filmu, gdyż na to nie zasłużył, a po fali pierwszych reakcji część pozostałych zdaje się być zwykłą próbą wpisania się w ten trend. W naszej ocenie, gdyby druga odsłona “Venoma” była pierwszą, to podzieliłaby los “Morbiusa” albo spotkałaby się z jeszcze gorszym przyjęciem, bo ten tytuł ratowała tylko sympatia do wspomnień z seansu pierwszego filmu.
Przeczytaj więcej recenzji i tekstów na temat filmów:
- Recenzja filmu “Moonfall” – schematy i stereotypy! Warto obejrzeć? Gdzie można zobaczyć?
- Ten serial prawie się nie zmienia i to dobry znak. OZARK – recenzja 1. części 4. sezonu Netflix
- Powrót do Hogwartu, czyli nasza recenzja odcinka specjalnego Harry’ego Pottera! Gdzie obejrzeć?
- W oczach kłamcy prawda i kłamstwo wyglądają jednakowo. Recenzja pierwszego odcinka w 4K serialu „Behawiorysta”!
- Spełnienie marzeń (wszystkich) fanów. Spider-Man: Bez drogi do domu – recenzja bez spoilerów
- Uwaga, tylko dla fanów! “Resident Evil: Witajcie w Raccoon City” – recenzja
