Recenzja serialu “Światło, którego nie widać”. Dlaczego to (nie) będzie hit Netfliksa?
Imponujący zwiastun zapowiadający przejmującą historię osadzoną w realiach II wojny światowej, gwiazdorska obsada, a wśród twórców prawdziwe tuzy z branży filmowców. “Światło, którego nie widać” nakręcono na dodatek na podstawie książki, za którą Anthony Doerr otrzymał Pulitzera. Netflix miał wszystko, by nowy serial był hitem.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Doceniony horror z 2021 roku od teraz na Netflix! Warto to obejrzeć?
Serial Netflix “Światło, którego nie widać” – to mogło być coś znacznie więcej!
Wiele produkcji Netfliksa przechodzi niezauważona, zaś inne w ciągu chwili stają się niesamowicie popularne, choć mało kto się tego spodziewał. Niezłym przykładem może być “Wednesday”, za którą odpowiadał, co prawda, Tim Burton, a całość bazowała na znanym świecie i postaciach, ale przed premierą wcale nie mówiono o tym tytule, jako potencjalnym hicie na taką skalę. Wyroki algorytmów i widowni Netfliksa są jednak niezbadane i kto wie, może właśnie “Światło, którego nie widać” w mgneniu oka wskoczy do rankingu TOP 10 na platformie zaraz po premierze. Czy zasłużenie?
Za nowy serial odpowiada współtwórca “Peaky Blinders”, Steven Knight, który napisał scenariusz na podstawie powieści Anthony’ego Doerra. Postanowiono, że powieść zostanie zamieniona na czteroodcinkową mini-serię, co wydaje się wystarczającym metrażem dla całej historii. W filmie mogłyby nie wybrzmieć wszystkie wątki, zaś 8- czy 10-odcinkowy serial dłużyłby się widzom. A skoro za fabułę odpowiada tak doświadczony i ceniony autor, natomiast producentem wykonawczym został Shawn Levy, który zapracował na sukces “Stranger Things”, to wydaje się, że ich adaptacja fenomenalnej książki zmierza po najwyższe laury. Tym bardziej, że przed kamerą wystąpili Mark Ruffalo czy Hugh Laurie…
Osią fabuły jest relacja dwójki osób. Niewidomej Marie-Laure, która straciła matkę i była wychowywana przez ojca oraz Wernera mieszkającego w domu dziecka. Obydwoje za dzieciaka pałali sympatią do francuskiego programu radiowego prowadzonego przez cenionego profesora. Problem w tym, że Werner znajduje się po drugiej stronie konfliktu, który zmusi młodą Marie-Laure do ucieczki z Paryża do niewielkiego miasta w Bretanii. Los chciał, że dwójka będzie miała szansę spotkać się ponownie wiele lat później, ponieważ znajdują się w tym samym miejscu: okupowanym przez Niemców mieście Saint-Malo.
Alianci bombardują je prawie każdej nocy, ale okupanci nie zezwalają nikomu na opuszczenie miasteczka. Co więcej, Marie-Laure co noc nadaje swój program radiowy, czytając “20 tysięcy mil podwodnej żeglugi” Juliusza Verne’a, robiąc to na tej samej częstotliwości, co jej ulubiony program z dzieciństwa. Werner będzie próbował ją odnaleźć, ale z zupełnie innych pobudek, niż jego kompani starający się dotrzeć do dziewczyny.
Zbudowany przez filmowców świat wygląda naprawdę dobrze. Dostrzegalne są partie scenografii, które przygotowano na komputerach i wpleciono w częściowo zaprojektowanie na planie elementy (zawalonych) budynków, a sceny bombardowań i innych działań wojennych wypadają w miarę wiarygodnie. Pod tym względem serial zdaje się spełniać obietnicę dobrego widowiska, które będzie nas angażować i emocjonować. Na plus zaliczyć też można oprawę dźwiękową, ponieważ efekty eksplozji, wybuchów czy nalotów budują niemałe napięcie. “Światło, którego nie widać” ma jednak braki gdzie indziej.
Jest nim tempo opowiadanej historii, jak i sama fabuła. O ile początkowe minuty serii są pewnym magnesem dla dalszego oglądania, tak późniejszy rozwój historii wcale nie generuje takiego zaciekawienia i momentami jest nawet trochę nużąca. Nie pomaga w tym brak subtelności i dwuznaczności, które pozwoliłyby widzom bardziej przejmować się losami bohaterów. Przedstawiony świat jest czarno-biały. Nastąpił wyraźny podział na złych i dobrych, a na dodatek przypisywane im są skrajne cechy i charaktery.
Doprowadza to do sytuacji, w której nie ma ani odrobiny przestrzeni na interpretację zachowań i próbę zrozumienia postaci, natomiast całość staje się w większości przewidywalna. Znakomite występy Aria Mia Loberti, Marka Ruffalo czy Hugh Lauriego, a także Louisa Hofmanna giną w tym radykalnie i zasadniczo rozrysowanym świecie. Muzyka Jamesa Newtona Howarda bywa momentami naprawdę piękna i świetnie uzupełnia to, co dzieje się na ekranie, czasami przejmując nawet pałeczkę i przodując pod względem wpływania na emocje podczas seansu.
Pomimo tych kilku atutów “Światło, którego nie widać” nie potrafi jednak równie mocno chwytać za serce i wstrząsać widzem, co książka. Mini-seria za szybko szufladkuje postacie – idealizuje jednych, karci drugich. To powoduje, że nie mamy za bardzo na co czekać oglądając serial. Przeplatane z aktualnymi wydarzeniami retrospekcje też nie zawsze potrafią zainteresować, tym bardziej że wiele scen nie wnosi zbyt wiele i bywają nawet przeciągnięte. Ładne obrazki, świetna muzyka i talent aktorów mogą nie wystarczyć, skoro producencko i realizacyjnie nie potraktowano tej historii należycie.
Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:
- Recenzja serialu “Special Ops: Lioness”. Powiew świeżości w kinie szpiegowskim!
- Netflix: absurdalny serial podbił Polskę! To obsceniczna produkcja z naszego kraju
- To najpopularniejszy film na Netflix. “Recepta na przekręt” – nasza recenzja!
- Disney+ rozsyła do subskrybentów bardzo ważną wiadomość. Mogą zablokować dostęp
- Kolejny film z kina błyskawicznie wszedł na VoD w Polsce! Gdzie obejrzeć online zupełną nowość?