Recenzujemy “Avatar: Istota wody”! Warto było czekać tyle lat? Już w kinach!
Czy “Avatar: Istota wody” to film, na który czekali widzowie? Niektórzy na pewno mieli ogromną ochotę powrócić na przepiękną Pandorę, a wszystko z powodu poziomu technicznego, jaki prezentował pierwszy film. Tym razem James Cameron miał podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej, ale czy o czymś nie zapomniano? Oceniamy “Avatar: Istota wody”, który ma szansę być najbardziej dochodowym filmem wszechczasów.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Co obejrzeć w weekend? 12 super premier na Netflix! Lista nowości
“Avatar: Istota wody” – recenzja filmu. Czy wyczekiwana przez lata druga część jest warta wycieczki do kina?
Powrót “Avatara” był celebrowany także w sposób typowy dla wielkich studio. Sięgnięto po wcześniejszy film, odrestaurowano go i ponownie pokazano w kinach. Dzięki temu ci, którzy nie mieli szansy z jakiegokolwiek powodu zobaczyć “Avatara” na dużym ekranie, teraz mogli to zrobić. I zdecydowanie warto było na taki seans się wybrać, bo podobnie jak te kilka lat wcześniej, przygoda na Pandorze najlepiej wybrzmiewa właśnie w kinach. Jeśli ktokolwiek byłby ciekaw, jakim cudem “Avatar” zarobił tak dużo, to po seansie w IMAX wszystko stałoby się jasne. To niezwykła produkcja, która potrafiła przykryć braki lub problemy fabularne warstwą wizualną. To był pierwszy i chyba jedyny film, który rzeczywiście natchnął wszystkich nadzieją i inspiracją na kino 3D, a teraz podobny efekt może wywołać sequel. Mówi się, że “Avatar: Istota wody” zarobi już w pierwszy weekend ponad 550 mln dolarów, co uczyniłoby go najlepiej zarabiającym w tym krótkim okresie filmem, ale dobrze wiemy, że reżyser i studio liczą na znacznie więcej. To ma być największy pod każdym względem film w historii kina, aż do momentu premiery “Avatara 3”, który pojawi się w 2024 roku. Czy jest na to szansa?
Trudno wyobrazić sobie inny scenariusz, skoro zakupione w przedsprzedaży bilety potwierdzają kosmicznie gigantyczne zainteresowanie drugim “Avatarem”. Jakie jest jego źródło? Kampania reklamowa na pewno się do tego przyczyniła, ale ta uniwersalna historia i pokaz możliwości technicznych przemysłu filmowego w obecnych czasach na pewno też się do tego przyczyniły. Huczne zapowiedzi zbudowania uniwersum, premiera gry i komiksów także. Tylko czy to nie jest wydmuszka? Czy ta opowieść w ogóle potrzebowała kontynuacji? Podczas seansu zapomina się o takich pytaniach, ale im więcej czasu upływa od opuszczenia sali kinowej, tym częściej powracają tego rodzaju myśli.
“Avatar: Istota wody” zabiera nas w realia nieco bardziej odległe czasowo, od tego, co zobaczyliśmy w pierwszym filmie, dlatego już na samym wstępie musimy być poinformowani o tym, co przegapiliśmy. Prawie 30 minut seansu spędzamy na wstępie do tej historii, co tylko potwierdza potrzebę wyjaśnienia widzom powodów, dla których film nakręcono. Dalsze losy Sully’ego i Kiri nie wynikają z tego, co zobaczyliśmy pod koniec wcześniejszego filmu, lecz z pomysłowości scenarzystów (James Cameron, Josh Friedman), którzy byli zmuszeni stworzyć podstawy pod kontynuację. Wychodzą z tego zaułka całkiem zgrabnie, bo w późniejszych chwilach nie czujemy żadnych zgrzytów fabularnych, ale wyraźnie odczuwalna jest silna potrzeba rozbudowy świata w celu rozpisania wydarzeń, których będziemy świadkiem. Ten brak naturalności przemija, ale pewien niesmak pozostaje i przy ponownym seansie można by wręcz pominąć sam początek filmu. Gdy akcja nabiera wigoru i dynamiki, niedługo później zwalnia i pozwala rozkoszować się osiągnięciami technologii.
Wygląd znanych bohaterów delikatnie poprawiono, ale nadal bez problemu ich rozpoznamy, za to ta zwiększona szczegółowość powoduje, że wszystko wydaje się bardziej realne. Nie powiemy wprost, że wydaje się realne, ponieważ mimo wszystko “Avatar” prezentuje się jak gra komputerowa, w której przygotowano cut scenki i zapomniano dodać możliwość sterowania bohaterami. Cameron zawiesił sobie poprzeczkę niezwykle wysoko, ponieważ stawiając na akcję rozgrywaną w głębinach wody, mógł sam narazić się na szwank, gdyby te animacje nie były tak dobre. Doświadczenie z produkcji dotyczących takiej tematyki i takiego środowiska pozwoliło jednak wykreować świat magiczny i zachwycający pod każdym względem, nawet jeśli nie zdoła nas on oszukać.
W to wszystko wyśmienicie wkomponowuje się pompatyczna i wzruszająca muzyka Simona Franglena, która jest przedłużeniem tego, co usłyszeliśmy w jedynce. Nie brakuje oczywiście nowych melodii i motywów, ale widzowie/fani “Avatara” będzie wyczuwać pokrewieństwo pomiędzy dwoma filmami, co jest oczywiste. Przygotowano także specjalne piosenki z myślą o produkcji, co oczywiście podnosi rangę tytułu oraz zwiększa zainteresowanie, ale trudno określić, czy jest to konkretna wartość dodana dla samego filmu. Słuchanie samodzielne muzyki z “Avatar: Istota wody” przydarzy się chyba tylko największym sympatykom filmu, bo żaden z utworów nie jest na tyle samodzielną kompozycją, by można było do niego wracać w jakichkolwiek innych okolicznościach.
Przewidywalność fabuły “Avatara: Istota wody” znajduje się na podobnym poziomie, co w filmie z 2009 roku. Mamy tu co prawda nieco więcej zmiennych, ale główny motyw filmu sprawia, że wiemy, o co będzie toczyć się walka i jaka będzie stawka. Są pewne niespodzianki, a także miłe zaskoczenia, bo nie każdy śledził listę płac w przypadku tego projektu i oprócz znanych twarzy/głosów, mamy też okazję obcować w towarzystwie Kate Winslet czy Edie Falco. Niemały popis daje młodsza część obsady, która jest siłą napędową dla fabuły, dlatego bardzo ciekawe, jak potoczą się losy karier aktorów młodego pokolenia po tak wyjątkowym projekcie w ich CV.
Seans filmu “Avatar: Istota wody” to przeogromna frajda i źródło czystej rozrywki, na którą większość z nas idzie do kina. Wydane na bilet pieniądze nie będą zmarnowane, bo przez te ponad 3 godziny jesteśmy wręcz zasypywani wszystkim co najlepsze od Jamesa Camerona, obsady i studia Disney, które było gotowe wyłożyć kolosalne pieniądze na ten film. Nie jesteśmy jednak do końca pewni, czy świat potrzebował nowego “Avatara”, a tym bardziej trzech czy pięciu dodatkowych filmów. Ten świat na pewno ma wiele do zaoferowania i jego eksploracja będzie kontynuowana w następnych projektach, ale gdyby tylko podobne zaangażowanie, dofinansowanie i kreatywność zainwestowano w nową markę, to widzowie mogliby na tym zyskać jeszcze więcej.
Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:
- HBO Max ujawnia filmy i seriale na koniec roku – wielkie hity, już dziś giga premiera!
- Super nowości na weekend na Netflix! Wielka polska premiera i świąteczny hit – co wybrać?
- Viaplay usunął 3 kanały TV! Online można oglądać już tylko jedną stację – jaką?
- Dramat w HBO Max – 4 kolejne tytuły do skasowania! Koniec głośnych seriali
- Na Netflix pojawił się nowy gigantyczny hit! Przebije popularnością “365 dni”?!
Świetny film, polecam wszystkim o wrażliwej duszy. Przedstawieni tam najeźdźcy z nieba to całkiem jak kolonializm mocarstw europejskich albo jak obecne USA.
Byłem, widziałem. Gdybym był sam, wyszedł bym po półgodzinie. Nudne, fabuła do przewidzenia. Może frajda dla lubiących faunę i florę s-f. Po dwóch godzinach zaczęła się akcja. Dla fanatyków 3D jak najbardziej. Trzecią część, jeśli w ogóle, to w normalnym tv.
Tylko szkoda kasy