Detroit: Become Human | RECENZJA | PS4 Pro 4K HDR
Sony zaczęło ten rok bardzo mocnym akcentem w postaci God of War. Ledwie 5 tygodni później ukazuje się kolejna duża produkcja w postaci Detroit: Become Human. Zapraszamy do naszej recenzji, aby przekonać się, czy zwycięska passa została podtrzymana!
Detroit stanowi najnowsze stadium ewolucji gier o zacięciu filmowym. Jest to jedyna rzecz, jaką reżyser i projektant czyli David Cage zna, więc po co miałby robić coś innego? Cage to marzyciel, który wierzy, że te kinowe sny nie są tylko jego, lecz także nasze. Jedyną różnicą między nim a nami jest to, że to on je artykułuje. A my je odgrywamy, bo w końcu sztuka jest procesem wymiany między artystą a osobą doznającą. To, co my włożymy od siebie w trakcie interakcji z takim dziełem, przełoży się na interpretację. A każdy z nas ma inny aparat poznawczy, więc zarówno przebieg akcji, jak i nasze odczucia będą inne.
Pytanie tylko, czy jest to sztuka przez duże S? To już jest kwestia indywidualnego odbioru, choć moją rolą jest tutaj przekazać wam moje odczucia. Tak czy inaczej, ja osobiście jestem z grubsza sceptykiem kinowych przygodówek wypełnionych sekwencjami QTE. Wyjątek stanowił Until Dawn, który urzekł mnie zamysłem, strukturą i pogrywaniem z oczekiwaniami gracza.
Produkcja Quantic Dream przeplata w sobie trzy historie, których długość i przebieg będzie się różnić w zależności od naszych wyborów. Grając w grę ciągle miałem w pamięci słowa drugiego scenarzysty Quantic Dream, Adama Williamsa, o tym jak Detroit przełamuje nasze wyobrażenia odnośnie wyboru i konsekwencji, a także uzyskiwania spersonalizowanej opowieści. Patrząc na wykonanie tego konceptu w różnych momentach fabuły miałem mieszane uczucia na temat potęgi tego wyboru, ale jednak ostatecznie muszę przyznać, że wariacji sytuacyjnych jest naprawdę dużo. Ale mimo wszystko nie udaje się powstrzymać kompulsywnego odruchu powtórzenia sceny, która nie poszła po naszej myśli.
Wątek Connora (świetny Bryan Dechart), zaawansowanego modelu androida-detektywa skupia się na jego tropieniu dewiantów (w polskim tłumaczeniu: defekty, ale pozwolę sobie nie używać tej nazwy), czyli androidów, których zachowanie wykracza poza zaprogramowane domyślnie algorytmy. Jego osią jest także dynamika relacji z diametralnie odmiennym detektywem Hankiem Williamsem (Clancy Brown), który ma bardzo opryskliwy stosunek względem nie-ludzi.
Markus (Jesse Williams) jest z kolei opiekunem schorowanego artysty Carla (Lance Henriksen). Jego linia fabularna jest wypełniona „dużymi” ideami, rewolucjonistycznym tonem, kwestionowaniem różnic między ludźmi a androidami oraz ograniczeniami nałożonymi na te drugie. Spośród wszystkich trzech historii, ma wątek najbardziej heroiczny, wraz z politycznym wydźwiękiem.
Historia Kary (Valorie Curry) ma z kolei stanowić komponent emocjonalny i stanowić kameralną opowieść o więzi jaka zacisnęła się między nią a dziewczynką imieniem Alice, dla której Kara pełni rolę substytutu matki.
Wszystkie z tych wątków spełniają inne cele i upchana jest w nich szeroka tematyka. Być może nawet za szeroka, gdyż z końcem gry miałem poczucie przesytu i czułem, że uleciało z gry powietrze. Z końcem fabuły, jej wydźwięk wydał mi się rozmazany, a ostatecznie poczułem wręcz pewną pustkę.
Pojedyncze tematy w Detroit bywają fascynujące, a szczególnie gdy gra operuje w skali „mikro”. Z kolei, gdy fabularnie Cage (David, reżyser gry – przyp. tłum.) stara się wypłynąć na szersze wody, może dawać się we znaki melodramat i patos. Głównie dlatego, że wątek Markusa, choć miewający ambitniejsze momenty, ostatecznie jest trochę prostolinijny. To ostatecznie nie wielkie idee, lecz te małe wybory i sprzeczności płynące z ich konsekwencji, były czynnikiem, który mnie najbardziej fascynował. Głównie dlatego, że wydźwięk intelektualny był na poziomie ostatniej części „Planety Małp” – „biedne androidy”, „źli ludzie”. Pojedyncze dylematy występujące po drodze, gdy jeszcze ujęcie akcji nie rozrosło się do gigantycznych proporcji były znacznie bardziej dramatyczne. Trzeba też tutaj powiedzieć, że liczba wyborów, które w istotny sposób zmieniają wydźwięk historii jest naprawdę duża.
O ile fabuła jest nierówna, choć na pewno ujmująca, Detroit robi fenomenalny użytek z aktorów i motion capture. Cała główna obsada spisała się fenomenalnie ze wskazaniem na Bryana Decharta, Clancy’ego Browna, Lance’a Henriksena i Valorie Curry.
Pod kątem mechaniki i interaktywności, jest to także najbardziej rozwinięta gra Quantic Dream w historii, choć spodziewałem się czegoś jeszcze bardziej przełamującego konwencje gatunku. Generalnie podoba mi się pomysł wydarzeń, które nie są zasugerowane graczowi wprost a mogą lub nie, przytrafić się, w zależności od a) przypadku b) spostrzegawczości. Czasem nie sposób jest zrobić wszystkiego na raz ze względu na akcję toczącą się w czasie rzeczywistym, a wręcz nawet niektóre wybory wykluczają inne równolegle dostępne opcje. Są to także z reguły najlepsze momenty w grze. Doceniam także, że pewne szczegóły na bardzo dalekim planie, dzięki naszej spostrzegawczości i stopniu zanurzenia się w świecie, mogą okazać się potem kluczowe.
W tytuł grałem na najnowszym Samsungu QLED Q7, który wspiera 4K oraz HDR na wysokim poziomie. Oceniając przez pryzmat bazowej wersji PS4, Detroit jest bardzo ładnie wyreżyserowaną grą, ale nie zawsze można o niej konsekwentnie powiedzieć, że wizualnie piękną ze względu na pewne kompromisy (które z kolei nie dotyczą do końca PS4 Pro). Tutaj jest trochę nierówno i w przeciwieństwie do God of War, które robi kolosalne wrażenie, nawet nie posiadając PS4 Pro – o grze Quantic Dream nie można powiedzieć, że jest pokazem możliwości graficznych podstawowej wersji konsoli. Nie znaczy to rzecz jasna, że gra jest brzydka, ale podstawowa wersja konsoli Sony nie oddaje jej aspiracji graficznych. To, co bez wątpienia się wyróżnia, to modele postaci, które są bardzo szczegółowe (wraz z animacją włosów a także bardzo zaawansowanymi szczegółami powierzchni skóry), a system oświetlenia – zjawiskowy. No ale jednak tekstury bywają miękkie i rozmyte (na średnim i dalszym planie), jakby zdefokusowane – szczególnie modele postaci, ale także i miejscami otoczenie. Oczywiście jest to zabieg, który pomaga utrzymać stabilność FPS-ów, które notabene także nie trzymają się idealnie granicy 30 klatek.
Oczywiście bywają i sceny, w których rendering elementów otoczenia powala, ale zazwyczaj wtedy gdy sceneria jest mało skomplikowana. Z reguły konsekwentnie świetnie wyglądają ujęcia, w których padają zbliżenia na twarze aktorów.
Na PS4 Pro sprawa wygląda nieco inaczej, bo znika trochę problemów bazowego modelu. Rozdzielczość jest podciągnięta do 4K techniką renderowania szachownicowego z miksem temporalnego wygładzania krawędzi. Obraz przede wszystkim staje się znacznie ostrzejszy i w zasadzie jedyne sytuacje, w których uświadczymy miękkości to przy użyciu filtru bokeh, zaplanowanego artystycznie przez reżysera. Jest to niewątpliwie definitywna wersja gry, która eliminuje kompromisy na podstawowym modelu.
Nie mogę zbyt wiele zarzucić samym animacjom postaci czy mimice twarzy. Zresztą wszystkie sceny z aktorami kręcono ponad 200 dni, kiedy normalny film ma okres zdjęć trwający przeważnie około 60 dni. I niech to świadczy o pieczołowitości przedsięwzięcia.
Bardzo trudno jest mi za to powiedzieć o implementacji HDR. Gra sama w sobie używa bardzo zaawansowanych efektów post-processingu i generalnie kontrasty pomiędzy oświetleniem i grą cieni czy kolorystyczne wyróżnianie poszczególnych elementów jest dość mocno wyeksponowane. Nie otrzymamy jednak tutaj całkowicie nowego świata doznań jak God of War, ale należy powiedzieć, że na pewno nie ma specjalnie tutaj powodu do narzekań.
Ciekawym zabiegiem od strony muzycznej było zaangażowanie aż trzech kompozytorów, a każdy z nich w inny sposób przypisany był do osobnych postaci. Są tu silne echa Blade Runnera 2049, ale i ogólnie bardzo szerokie spektrum nastrojów i emocji. Poza oryginalnymi kompozycjami, wplecione są także segmenty z utworami licencjonowanych artystów, które pasują do neonowej, lekko futurystycznej estetyki Detroit AD 2038. Ogólnie oprawa muzyczna stoi na bardzo wysokim poziomie i w dobry sposób dopełnia reżyserię.
Podsumowanie
Podsumowując Detroit: Become Human na pewno jest intrygującą, choć nieco nierówną grą, której jednak warto dać szansę. Jest to także zdecydowanie najlepsza produkcja Quantic Dream i mówi to wielki sceptyk procesu twórczego Davida Cage’a. Aktorsko i reżysersko jest to bardzo wysoki poziom – szkoda, że wątek polityczno-rewolucyjny choć i tak dużo lepszy niż patos znany z produkcji Cage’a niestety pociągnął w dół interesujące, bardziej kameralne i odpolitycznione dylematy.
Uważam osobiście, że Until Dawn w inteligentniejszy sposób podszedł do gatunku, głównie przez zamysł stojący za fabułą i pogrywanie z oczekiwaniami gracza. Jednak nadal poleciłbym Detroit, które ma wiele w sobie elementów, które budzą uznanie. Wątki detektywistyczne, poczucie pogoni za celem czy ucieczki przed oprawcą, a także wykluczające się rozwidlenia wymagające sytuacyjnego wyboru lub spostrzegawczości są niewątpliwie wykonane w intrygujący sposób. Jest to także najbardziej spójna gra Quantic Dream, choć czasami drażniło mnie w niej sterowanie, to zostało ono znacznie rozwinięte od Beyond i pozwala na więcej swobody. Postaci jednak często w dziwny sposób reagowały na klawisze kierunkowe i ich reponsywność pozostawiała trochę do życzenia. Nie jest to jeszcze “filmowa” przygodówka, która całkowicie zbliżyła się do współczesnej gry akcji, aczkolwiek jeśli chodzi o prezentację, rozmach i grę aktorską niewątpliwie prezentuje się ona imponująco (nawet jeśli nie do końca stanowi pokaz możliwości technologii 4K HDR). Nie wiem czy Detroit: Become Human to tytuł, który przekona do siebie sceptyków Davida Cage’a, ale moim zdaniem jest to jego najlepsza jego gra.
Plusy:
- Świetna reżyseria
- Rewelacyjny motion capture
- Fenomenalne oświetlenie
- Bardzo dobre aktorstwo i oryginalne głosy postaci
- Historia bywa ujmująca
- Ciekawa tematyka
- Bardziej spójna niż poprzednie gry Cage’a
Minusy:
- Sterowanie czasami mocno zawodzi
- Wątek polityczno-społeczny nieco moralnie płytki
- Problemy z FPS-ami w niemałej liczbie scen (choć generalnie jest dobrze ale spadki bywają znaczne)
Cena: 249 zł
Grę na PS4 dostarczył wydawca – Sony Polska (data premiery 25.05.2018)
Gra testowana na telewizorze Ultra HD 4K HDR Samsung Q7C