Nie idźcie do kina! “Niezniszczalni 4” nie mają nic wspólnego z poprzednimi odsłonami. Recenzja
Pomysł na film ze wszystkimi największymi twardzielami i gwiazdami kina akcji był genialny. Kolejne odsłony Niezniszczalnych wprowadzały nowe postacie i bawiły widownię, ale najnowsza odsłona nie ma z nimi nic wspólnego. Nie idźcie do kina.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Netflix zapowiada dwie głośne premiery na listopad. Bardzo nietypowe produkcje! Czy będą hitami?
Recenzja filmu “Niezniszczalni 4” – czy w ogóle warto to obejrzeć?
“Niezniszczalni” to ambitny projekt Sylvestra Stallone’a. Aktor postanowił zebrać na planie najlepszy możliwie skład i pokazać, czym może być esencja kina akcji. Postawiono no największe nazwiska, dopisano całkiem ciekawą historię, podzielono ekipę na drużyny i machina ruszyła. Powodów do zadowolenia było sporo, dlatego powstały dwa sequele, które okazały się zaskakująco udanymi kontynuacjami. Według niektórych, to dwójka lub trójka są nawet lepsze, aniżeli część pierwsza, co też sporo mówi o determinacji i pomysłowości twórców.
Wielka szkoda, że tego samego nastawienia zabrakło przy czwartej, prawdopodobnie ostatniej części. Faktycznie w obsadzie nadal obecni są Sylvester Stallone, Jason Statham czy Dolph Lundgren, ale i oni nie potrafią przekonać widza do słusznie wydanych pieniędzy na bilet kinowy. Pierwszy z nich pojawia się na krótko na ekranie, drugi gra na maksymalnie automacie, zaś potencjał trzeciej gwiazdy zmarnowano, podsuwając pod nos makabryczny scenariusz i brak pomysłu na rozwój tej postaci.
Co więcej, tym razem przesunięto balans w stronę nowych nabytków, czyli młodej armii. Czy próbowano w ten sposób stworzyć nowe marki, które zyskają rozgłos i zapewnią atrakcyjność franczyzie na lata? Być może, ale ani 50 cent, ani Megan Fox, ani Tony Jaa czy Iko Uwais nie udźwignęli na swoich barkach powierzonych im ról i po seansie raczej mało kto będzie zainteresowany tym, czy kiedykolwiek powrócą.
Brak trzonu obsady oraz słaba druga linia to problemy, które tylko otwierają listę wad “Niezniszczalnych 4”. Dopisać do niej można także samą fabułę, która ewidentnie powstała tylko po to, by połączyć ze sobą kilka konceptów na choreografie walk czy pościgi. Historia wykładana jest jak kawa na ławę, a gdy jest to robione do przesady, to każdy widz będzie miał prawo się rozzłościć. Zbyt dużo oczywistości psuje klimat i nie daje żadnej frajdy z oglądania filmu, jeśli w trakcie seansu sami nie połączymy choćby kilku kropek.
Gdyby “Niezniszczalni 4” byli w stanie obronić się stroną techniczną, to oceny widzów i krytyków nie byłyby może takie złe. Pod tym względem najnowsza produkcja nie ma jednak startu do wcześniejszych projektów, gdyż efekty specjalne rażą w oczy i gdy tylko to możliwe, twórcy idą na skróty. W ten sposób nie ma możliwości nakręcić choćby odrobinę wiarygodnego widowiska, a skoro oglądamy słaby komiks na ekranie kina, to możemy czuć się oszukani.
Czwarta część żeruje na znanej marce, mając niewiele wspólnego z poprzednimi filmami. Jason Statham to najjaśniejszy punkt całości, ale to zbyt mało, by jedna gwiazda mogła na swoich barkach utrzymać całą produkcję. Skoro Stallone nie zamierzał się w ten projekt angażować w większym stopniu, niż ostatecznie wyszło, to chyba doskonale wiedział, jak to się skończy. To prawdopodobnie gaże największych nazwisk spowodowały, że film kosztował rzekomo 100 mln dolarów, bo ani efekt pracy scenarzystów, scenografów czy osób odpowiedzialnych za CGI nie zdają się potwierdzać zainwestowanych pieniędzy. Takie pożegnanie z franczyzą nie powinno mieć miejsca.
Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:
- Na Netflix zmierza nowy polski serial. Coś dla nastolatków, ale nie tylko! Kiedy premiera?
- Polski film, na który czekały całe tłumy – od dziś na Netflix! To trzeba obejrzeć
- Wielki hit trafi prosto z kina do HBO Max?! Premiera filmu niecałe 50 dni po wejściu na wielki ekran!
- HBO Max ujawnia: oto filmy i seriale na październik! Nadchodzą hity
- Genialne filmy w październiku na Netflix! Na licencji pojawią się prawdziwe hity