To my | RECENZJA | Film kinowy

To my | RECENZJA | Film kinowy

667
0

Sukcesem filmu Uciekaj! Jordan Peele stworzył bagaż oczekiwań o niewiarygodnych gabarytach. Czy okrzykiwanemu jako współczesny Hitchock reżyserowi udało się po raz kolejny zaskoczyć publiczność? Zapraszamy do naszej recenzji jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku.

W odróżnieniu od Uciekaj!, Jordan Peele porzuca labiryntowy w swej strukturze scenariusz i przechodzi w stronę symbolizmu. To my (oryg. tytuł Us) jest swego rodzaju maskaradą, której finał skłania nas do przemyślenia całego filmu od początku. W tą mieszaninę konwencji i elementów gatunków, którymi reżyser nieustannie żongluje, stopniowo – gdzieś na marginesie – wkomponowywane są fragmenty układanki, które zebrane do kupy umożliwiają wyjaśnienie wydarzeń. Gdy ostatecznie dochodzi do rozwiązania akcji, pozostajemy z jednoznaczną odpowiedzią dotyczącą tego KTO JEST KIM. Ale niekoniecznie reżyser podaje nam szyfr by odkodować co z tego wynika. Nie czujemy też tryumfu, gdyż centralna dla filmu postać nie przechodzi podbudowującej na duchu transformacji.

To my

To my, opiera swoją opowieść na motywie dualizmu. Umożliwia on, utkanie niezwykle elastycznej sieci metafor, które nie są bardzo głębokie, ale kompletnie swobodne w interpretacji. Odbieranie filmu, tak jak i innych form sztuki, jest w swojej naturze procesem wymiany, w której artystyczne założenia reżysera poddawane są analizie widzów. Każdy z nich, dysponuje nieco inną perspektywą, a więc może odbierać wydarzenia przez odmienny pryzmat. To my to taki film, gdzie po skończeniu seansu, zapytasz o zdanie 10 osób i otrzymasz 11 odpowiedzi. Ta konstrukcyjna swoboda także przekłada się na zaburzenie przekazu, kto jest dobry, a kto zły czy też wyjście z takich kategorii w ogóle.

To my

Z jednej strony Połączeni mogą być odbierani jako nieuprzywilejowana klasa społeczeństwa, która chce zasmakować życia, które wydawało się im do tej pory niedostępne, mimo że także są ludźmi. Kontrastuje to zarazem z należącą do klasy średniej rodzina Wilsonów, która stopniowo dehumanizuje się i odczłowiecza uciekając się do skrajnej przemocy aby przetrwać (a przynajmniej tak się im wydaje). Dzieło Peela można też postrzegać również w innym świetle – także jako analizę wypierania traumatycznych przeżyć (bądź pozostawienia w pamięci tych wyidealizowanych), czy też niedostrzegania potrzebujących i niedawania im szans.

Może być to również alegoria tego, co się stanie ze społeczeństwem gdy zostanie ono od siebie odgrodzone a pewna jego część zepchnięta do enklaw. Z racji wyeksponowania tematyki afroamerykańskiej, można doszukiwać się tutaj również aluzji do próby zakopywania historii i zbiorowej bojaźni przed podejmowaniem się trudnych tematów. A może to też ostrzeżenie, że ze światem stanie się coś złego, jeśli nie nauczymy się rozmawiać i zrozumieć perspektywy innych?

To my

Mimo swojej uniwersalności, To my nie oferuje głębszego komentarza społecznego, ale niewątpliwie zasiewa ziarna do dalszej dyskusji. Peele raczej pozostawił w swoim filmie pewne strzępki, które zaoferował widzowi aby ten odebrał pewne motywy na swój własny sposób. Fabularny zwrot jest być może jeszcze bardziej kreatywny niż w Uciekaj! ale mimo wszystko nie odczułem takiego piorunującego jak tam poczucia olśnienia – nawet w kategorii filmów, na końcu których postaci muszą przełknąć gorzką pigułkę. Z drugiej strony, oczywistym jest to, że nie taka była tutaj intencja.

To my

To my znacznie wcześniej niż poprzedni film Peele’a sygnalizuje widzowi swój ton i stara się wytrącić z rytmu. Reżyser w dużej mierze operuje zmianami nastrojów oraz kontrastującym tonem scen gdzie nawet zaskakująco dużo miejsca znalazło się dla elementów lekko humorystycznych. Gdy wydaje się już nam, że film jest utrzymany w konwencji X a jego zamierzeniem jest Y, za jakiś czas następuje roszada i musimy przewartościować nasze myślenie. Ostatecznie odbywa się to bez zbytniego uszczerbku na tempie akcji. Aktorzy odznaczyli się tutaj ogromną wszechstronnością z racji odgrywania podwójnych ról – a w nich brylowały szczególnie Lupita Nyong’o oraz Elizabeth Moss.

To my

Przyznam szczerze, że wiele aspektów To my lepiej brzmi na papierze, w teorii oraz poddanych interpretacji, do której niewątpliwie nadany przez Peele’a kształt zachęca. Jednak pomimo swojej nieustannie rozgałęziającej się natury, zabrakło mi tutaj paru silniejszych akcentów. Mam wrażenie, że kilka kreatywnych zabiegów reżysera chcącego wytrącić z równowagi widza, przeszkodziło sobie nawzajem i osłabiło ostatecznie przekaz. Nie czułem się w pełni usatysfakcjonowany poziomem komentarzu reżysera, choć czułem się zaangażowany otwartością struktury i zaciekawiony arsenałem zmyłek i trików. Ostatecznie jest to kolejny pokaz tego, jak bardzo elastycznym gatunkiem może być współczesny (około-)horror. Mam jednak wrażenie, że Peele nie wydobył z niego pełni potencjału w taki sposób w jaki choćby Oliver Assayas dokonał tego w Personal Shopper.

Ocena filmu – 4,5/6


ZOBACZ TAKŻE: Reżyser “To my” chciałby stworzyć kontynuację filmu


 

(667)

0 0 głos
Article Rating
Jakub Fascynuje mnie świat filmu, technologii i popkultury ogólnie, a poza dobrym kinem samym w sobie, doceniam także świetną jakość obrazu - tak w grach, jak i filmach.

3
Zobacz więcej komentarzy na forum

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chcielibyśmy poznać twoje zdanie na ten tematx
()
x