Recenzja serialu animowanego “Terminator Zero” na Netflix. Warto sprawdzić?
Ofensywa Netfliksa w animacje oparte o najbardziej znane franczyzy i uniwersa zdaje się nie mieć końca. W drodze jest serial “Tomb Raider”, a na platformie można już oglądać “Terminator Zero”. Czy to produkcja, która zadowoli fanów, a jednocześnie pozwoli też nowym widzom wejść w ten świat?
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Dzisiejsze premiery na Netflix? Idealne do obejrzenia w weekend!
Serial animowany “Terminator Zero” na Netflix – nasza recenzja
Uniwersum Terminatora przechodzi trudni okres i to od dawna. Oprócz dwóch pierwszych filmów, twórcom nie udawało się trafić w gusta widzów i każdej następnej produkcji – serialom i filmom – mocno się obrywało. Całkiem miło wspominamy serial “Terminator: Kroniki Sary Connor”, który odznaczał się telewizyjną jakością pod względem realizacyjnym, ale sama historia i sposób jej opowiadania były na naprawdę niezłym poziomie. Gdyby tylko budżet był trochę większy…
Najnowszy serial Netfliksa, czyli anime “Terminator Zero” również wymaga ogromnego nakładu pracy i niemałych finansów, ale twórcom o wiele łatwiej jest przenieść na ekran futurystyczne (i nie tylko) technologie oraz maszyny, których tak wiele w serialu aktorskim być nie mogło. Bardzo ważnym elementem projektu są też klimat i dobre wpasowanie się w kanon, by nie namieszać z wydarzeniami, które utrwalały setki powtórek “Terminatora” i “Terminatora 2: Dzień sądu” w głowach fanów. Jednocześnie jednak potrzebna jest świeżość i otwartość, bo od dobrej produkcji mijają kolejne lata i następne pokolenia widzów wcale nie darzą marki takim sentymentem i uznaniem. Wprowadzenie ich w nowy świat wymaga rozwagi i dobrego przemyślenia fabuły.
Serial “Terminator Zero” radzi sobie z tymi wszystkimi wyzwaniami zaskakująco dobrze, choć oczywiście nie jest to produkcja idealna. Na pewno cieszy oko sama animacja, oprawa dźwiękowa oraz dubbing. Pomimo usilnych prób nie przekonaliśmy się jednak do japońskiej wersji językowej, która – w naszym odczuciu – nie do końca pasuje do uniwersum “Terminatora”, ale rozumiemy, że gatunek wymaga w pierwszej kolejności właśnie takiej ścieżki audio. Obydwie są świetnie zagrane i klimatyczne, ale z łatwością zauważyć można różnice w kwestiach, gdyż polskie napisy bazują na wersji japońskiej i znacząco różnią się w wielu scenach od tego, co mówią aktorzy po angielsku. To bardzo ciekawa perspektywa i zachęcamy do sprawdzenia tych wariantów na własną rękę.
Punktem wyjścia dla fabuły jest, oczywiście, podróż w czasie i cofnięcie się z 2022 do 1997 roku. Eiko, jedna z członków ruchu oporu, decyduje się na taki krok po namowie proroka. Sytuacja jest jasna: niezbędne jest uratowanie człowieka, który mógłby zbudować narzędzie pozwalające powstrzymać Skynet przed przejęciem władzy nad światem i zagładą ludzkości. Skynet wysyła natomiast swojego zabójcę, by mieszkającego w Tokio Malcolma zlikwidować. Dzięki przeniesieniu akcji do Japonii mamy okazję ujrzeć zupełnie inny świat, okoliczności i wydarzenia, niż w amerykańskich filmach, ale filary całego projektu – jak sami przyznacie – nie są zbyt oryginalne.
Dlatego tak ważny jest sposób opowiadania tej historii oraz oprawa audiowizualna. Pierwszy aspekt wypada ogólnie rzecz biorąc naprawdę udanie, ponieważ otrzymujemy sporo angażujących scen, intymnych, dynamicznych, a także widowiskowych. Czasami akcja nadmiernie zwalnia, ale można to zrzucić na garb gatunku – nie wszyscy będą jednak z tego faktu zadowoleni i palec może powędrować na pilot w celu przewinięcia poszczególnych scen. Pościgi i strzelaniny, a także klimatycznie oddane fabryki to jednak kwintesencja połączenia anime ze światem Terminatora – rozbrzmiewający w tle główny motyw muzyczny serii potęguje emocje i siedzimy wpatrzeni w ekran jak zahipnotyzowani.
Niestety, z jakichś powodów serial został zrealizowany w rozdzielczości HD, przez co większość statycznych scen nie wygląda tak korzystnie, jak powinny. W scenach dynamicznych to się trochę zaciera, ale z drugiej strony niższy bitrate powoduje, że widoczne są pewne zniekształcenia i artefakty, których nie chcielibyśmy oglądać. Dostępne jest, co prawda, Dolby Vision, więc część skrajnie oświetlonych scen wygląda lepiej, niż w wersji bez HDR-u. W kontekście dźwięku, nie dysponujemy ścieżką Dolby Atmos, a “zaledwie” Dolby 5.1. Cudzysłów znalazł się tam, ponieważ momentami udźwiękowienie serialu robi spore wrażenie (np. gdy tuż za naszymi plecami maszeruje jeden z terminatorów i słyszymy odbijające się echem jego kroki zaraz za sobą), ale nie brakuje scen, gdzie Dolby Atmos mógłby wybrzmieć po prostu fantastycznie, zabierając nas w centrum akcji.
“Terminator Zero” to na pewno bardzo miła niespodzianka, gdyż realizacyjnie serial wygląda super (kreska i styl), a historia potrafi zaciekawić. Są pewne minusy, jak nie do końca rozwinięte relacji pomiędzy bohaterami czy zbyt oczywiste rozwiązania fabularne, a także nieco przeciągające się niektóre ze scen, które mogły być bardziej skompresowane. Być może całość lepiej wypadłaby jako film, dzięki czemu byłaby bardziej dynamiczna, ale z drugiej strony serial pozwala pozostać w tym świecie nieco dłużej.
Przeczytaj więcej:
- Idealny thriller na weekend? Nie przegap tego filmu – już w Polsce!
- Dzisiejsze gorące nowości na Disney+! Co obejrzeć w weekend?
- Gigantyczne premiery na Netflix! Oto rozkład jazdy na wrzesień – wszystko jasne
- Netflix zapowiada kolejne premiery! Co będzie można obejrzeć?
- Nadchodzi nowe show od Prime Video! Znamy listę uczestników