Czarna Pantera | RECENZJA | Wydanie Blu-ray
Pod koniec czerwca, nakładem Galapagos Films, miała miejsce polska premiera wydania Blu-ray filmu Czarna Pantera. Niniejszym zapraszamy do recenzji tak samego obrazu Ryana Cooglera, jak i zawartości wydania domowego.
Film (3/6)
Czarna Pantera to pierwszy współczesny film traktujący specyficznie i wyłącznie o tematyce czarnych w ramach gatunkowych współczesnej opowieści o superbohaterach. Trochę to pokazuje jak bardzo, pomimo wielu tytułów o społecznościach afroamerykańskich, konserwatywny był Hollywood jeśli chodzi o blockbustery. Nie tylko oczywiście chodzi o rasę, lecz tematykę przynależności, odnajdywania swojej tożsamości i korzeni, które wiążą się z Afryką.
Można więc odnieść wrażenie, że z tego tytułu jest to film istotny kulturowo i przełomowy, ale czy broni się on sam w sobie jako ponad 2-godzinny zlepek ruchomych obrazów? Tutaj aż tak pełen superlatyw bym nie był, choć w żadnym wypadku nie uważam filmu za nieudany.
Czarna Pantera jest jak na marvelowską produkcję dość nietypowa. Już nawet na samym początku można zauważyć, że wstęp pozbawiony jest bombastyczności. Historia wprawiona jest w ruch z perspektywy intrygi szpiegowskiej, która stanowi jedną z głównych fabularnych warstw filmu, do spółki z zarysowaniem genezy postaci Czarnej Pantery, a także motywami porachunków rodzinnych i konkurujących ze sobą plemion.
Upchanie takiej ilości wątków wyszło produkcji Marvela kompetentnie, ale skutkiem ubocznym tego wszystkiego było ustawienie intelektualnej poprzeczki na przeciętnym poziomie. Żaden z wątków nie był przedstawiony w porywający sposób, a moim zdaniem natura tego filmu była polityczno-społeczna a zadziwiająco mało miał zarazem do powiedzenia, pomimo sprawiania pozorów, że jednak ma…
Niestety także główne postaci nie były zbytnio przekonująco nakreślone przez co trudno było tak naprawdę w pełni zaangażować się emocjonalnie w którykolwiek z wątków. Na plus rola Andy’ego Serkisa we własnej osobie (bo z reguły gra postaci wygenerowane w CGI), choć pomimo jego gry aktorskiej, zaoferowana mu rola nie była zbytnio rozbudowana. To samo można powiedzieć w zasadzie o większości członków obsady. Płytka lub w najlepszym rodzaju przeciętna moralność i rozmazana puenta w połączeniu z nie do końca wyraziście nakreślonymi postaciami przekłada się na taki sam wydźwięk. W zasadzie jedynie główny złoczyńca (Killmonger) miał tutaj jakąś głębię i prawie byłem skłonny tę linię fabularną kupić, ale to było dla mnie za mało w kontekście całego filmu.
Odnośnie spektakularności i przytłumionego do niej podejścia, ja osobiście nie widziałem z tym problemu, bo dzięki temu reżyser tchnął nieco świeżości w wyeksploatowaną formułę, ale z drugiej strony zastanawiałem się w co został zainwestowany 200 mln budżet. Sceny walk są na przykład mało widowiskowe ani nie posiadają jakiegoś wyrafinowanego stylu – nawet zakładając, że był to celowy zabieg zdystansowania się. Jest za to kilka interesujących pościgów samochodowych.
Ogólnie Czarna Pantera dostarczyła mi rozrywki na przyzwoitym poziomie ze średnio angażującym intelektualnie wątkiem, ale nie skłoniła do żadnych głębszych przemyśleń, czy też nie wzbudziła głębszych doznań. Jest to ważny film z wielu względów stanowiących jego otoczkę ale jako wytwór popkultury niekoniecznie wybija się ponad inne filmy gatunkowe i tworzy nową jakość.