Recenzja gry Horizon Forbidden West – spektakularna kontynuacja hitu zachwyca na PS5! Piękniej się (jeszcze) nie da?
Horizon Zero Dawn wyniosło w 2017 roku poziom graficzny na poprzedniej generacji konsol na taki poziom, że mało komu udało się później do niego nawiązać. Kiedy więc jasne stało się, że ta historia będzie miała swoją kontynuację, fani tytułu zaczęli zacierać ręce z myślą o jej prezencji na PS5. Po kilkunastu godzinach z Forbidden West znam odpowiedź na pytanie, czy warto było czekać na kolejne przygody niepokornej Aloy. Czy to jak dotąd najpiękniejsza produkcja na PlayStation 5? Zapraszam do recenzji.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Konsola PS5 dostała ważną funkcję dla graczy z Polski! Można już pobierać najnowszą aktualizację
Horizon Forbidden West – recenzja hitu Sony na PS5. Aloy zaprasza na Dziki Zachód!
89/100 na 115 recenzji dziennikarzy – taką średnią może się pochwalić Horizon Zero Dawn na PS4. Tytuł z początku 2017 roku wyprzedził swoją generację pod względem oprawy wizualnej, dosłownie wgniatając w fotel niektórych krytyków. Był to też jednak tytuł bardzo specyficzny, świeży i przez to niełatwy w odbiorze. Na dodatek – co w oczach wielu mocno ważyło przy ocenie tej produkcji – stworzony na wyłączność, tylko na PlayStation. Od exclusive’ów Sony wymaga się więcej – to rynkowa norma. Zero Dawn udźwignęło presję, choć z perspektywy czasu słychać głosy, że wiele tej grze wybaczono, będąc pod ogromnym wrażeniem grafiki.
Już na wstępie przyznam się bez bicia, że z Zero Dawn zapoznałem się dopiero niedawno, już na finiszu odliczania do “odpalenia” Forbiden West. Chciałem poczuć klimat, o którym do tej pory jedynie czytałem i słuchałem oraz zapoznać się choćby ramowo z fabułą, by łatwiej wejść w ten postapokaliptyczny świat przy okazji zabawy na PS5. Może to tylko sprawka efektu placebo, ale z perspektywy tych pięciu lat od premiery naprawdę niemałe wrażenie sprawił na mnie poziom, jaki osiągnęło Zero Dawn na PS4. Zrozumiałem, dlaczego mimo wyraźnie zaznaczanych w recenzjach minusów (które do najmniejszych zdecydowanie nie należą), gra wyśrubowała tak wysoki wynik w oczach oceniających.
Kiedy w moje ręce wpadło wreszcie Forbidden West, postanowiłem podejść do tej zabawy ostrożnie i krytycznie od samego początku. Więcej jednak było we mnie ciekawości, bo przecież dotychczasowe zapowiedzi – szczególnie fragmenty rozgrywki – powodowały natychmiastowy opad szczęki. Widzieliście fragment z rajskiej plaży, na której Aloy walczy z zastępem maszyn? W takim razie doskonale rozumiecie, co mam na myśli.
Swoją rozprawkę nad najnowszym dziełem Guerilla Games zacznę zatem od kwestii czysto estetycznych. Być może niektórych zaskoczę już na starcie, ale sam początek rozgrywki zupełnie mnie pod tym względem nie porwał. Najpierw pomyślałem, że może po prostu oczekiwałem od twórców zbyt wiele, ale dopiero późniejsze etapy zabawy uświadomiły mi, że to nie to. Pierwsze fragmenty zabawy, podczas których jako dzielna wojowniczka przedzierałem się przez bujną, zieloną dżunglę w poszukiwaniu kopii skomplikowanego systemu Gaja, są wyraźnie mniej imponujące od tego, co zobaczyłem później. Szybko zwróciłem uwagę na bardzo przeciętne wodospady czy trawę, której struktura pozostawia nieco do życzenia. Być może to kwestia zbytniego nagromadzenia zieleni (później jest niesamowicie kolorowo), ale początkowo nie cisnęło mi się na usta stwierdzenie: “tak, to jest pełnokrwisty tytuł na PS5!”.
Dość już jednak narzekania na oprawę graficzną. W późniejszych fragmentach tekstu zwrócę jeszcze uwagę na kilka pomniejszych kłopotów, z którymi mierzy się Forbidden West, ale one wszystkie bledną w zestawieniu z tym, jaki ten tytuł prezentuje sobą poziom ogółem. Po przebrnięciu przez wspomniane początkowe etapy rozgrywki, świat gry otworzył przede mną wrota i wyruszyłem wraz z Aloy na południe. To w tym momencie Forbiden West zaczęło pokazywać prawdziwy graficzny pazur. Przepiękne, głębokie w treść krajobrazy, barwne bogactwo fauny i flory, dynamiczna pogoda i bardzo mocny nacisk na poziom detali na przykład w obrębie modeli wrogich maszyn – w końcu pojąłem, że niektórych rzeczy po prostu nie miałbym szans zobaczyć na PS4 i to w rozdzielczości 4K.
Horizon Foridden West zaimponowało mi szczególnie nocą – i to bardzo! Poziom dbałości o detale po zapadnięciu zmroku momentami wręcz przytłacza. Wtedy pojawia się przepiękne, rozgwieżdżone niebo (w końcu w tym świecie nikt już nie emituje nadmiaru sztucznego światła), klimatyczna mgła i poświata księżyca. Źdźbła trawy powiewają spokojnie na wietrze, a nieopodal przechadza się potężna, przypominająca żyrafę maszyna, która omiata świecącymi na niebiesko “ślepiami” całą okolicę. Znakomicie wypadają też wcześne poranki i zachody słońca. Gra wręcz zmusza w takich momentach do zwolnienia i nacieszenia się widokami. Nie bez przypadku cały początek mojego tekstu poświęcam kwestiom graficznym, nie skupiając się na fabule czy elementach RPG, których jest przecież w serii Horizon całe mnóstwo.
Są momenty, w których gra wchodzi na jeszcze wyższe obroty – dzieje się to w trakcie przerywników filmowych. To już istnie kinowy poziom, gdzie fikcja przenika się z rzeczywistością. Ma to jednak także swoją złą stronę, bo da się dosyć wyraźnie zauważyć różnice jakościowe pomiędzy rozgrywką a cutscenkami – szczególnie przyglądając się z bliska twarzom postaci i elementom ich strojów. Tu jednak Horizon błyszczał szczególnie mocno już pięć lat temu i ponownie można chłonąć wylewającą się z ekranu jakość, tyle że tym razem w next-genowym wydaniu. Zdarzają się też dłuższe przerywniki, na przykład scena walki wrogich klanów w trakcie ambasady, czyli swego rodzaju konferencji. Ogląda się to fantastycznie – niemal jak film! Coś pięknego.
Skoro już jestem przy filmowych cutscenkach, to nie omieszkam jednak wbić kilka szpilek deweloperom z Guerilla Games. Częstym zarzutem wystosowywanym w kierunku pierwszej części Horizon była “marionetkowość” postaci. Chodzi o mimikę, która choć stała już w pierwszej części na bardzo wysokim poziomie, to jednak zdawała się nieco przesadzona. Tego samego dopatrzyłem się w Forbidden West – szczególnie w przypadku Aloy. Nasza główna bohaterka gra twarzą tak sugestywnie, że momentami zdaje się wyrażać kilka skrajnych emocji na raz. Jej brwi zdają się żyć własnym życiem, a oczami wywraca w tak bardzo, że praktycznie nie patrzy na swojego rozmówcę. Ktoś powie, że się czepiam, ale to naprawdę przeszkadza, skoro już po kilkudziesięciu minutach zwracałem uwagę tylko na ten mankament. Nie zrozumcie mnie źle – modele postaci są przygotowane niemal bezbłędnie, a twarze spotykanych podczas zabawy bohaterów “wyrzeźbiono” z wielką precyzją. Często jednak tej plastyki jest zdecydowanie zbyt wiele.
Co zaś tyczy się optymalizacji Forbidden West na PS5, to jestem mocno rozdarty. Gra – podobnie jak szereg innych tytułów na nową generację – oferuje dwa tryby: “Lepsza rozdzielczość” i “Wyższa wydajność”. Niespodzianek nie ma; pierwszy to stabilne 4K przy 30 klatkach na sekundę, drugi natomiast oferuje płynność na poziomie 60 fps, ale kosztem rozdzielczości – ta jest dynamiczna i oscyluje w okolicach 1440p. Już dawno przyzwyczaiłem się do ogrywania nowości w najwyższej możliwej płynności, więc wybrałem “Wyższą wydajność”. Nie omieszkałem jednak bezpośrednio porównać ze sobą obu trybów. Do 60 fps nie mam żadnych zastrzeżeń – gameplay jest płynny, a żadne spadki klatek nie są odczuwalne. Nie mogę też powiedzieć, by widoczne były jakieś szczególne ubytki graficzne. Jasne, nie jest tak ostro i szczegółowo jak w drugim z trybów, ale w żaden sposób nie ujmuje to urokowi Forbidden West.
Jeżeli zaś chodzi o tryb “Lepsza rozdzielczość”, to początkowo śmiało uznałem go za sporą klapę docenianego, holenderskiego dewelopera. Gra miała bardzo poważny problem z utrzymaniem odświeżania na poziomie 30 fps w rozdzielczości 4K. Wizualnie ten tryb prezentował się widocznie ładniej, wręcz oszałamiając poziomem detalu, ale odbijało się to bardzo mocno na optymalizacji. Wydawałoby się, że PS5 to udźwignie i pewnie tak by było, gdyby przyłożono się w tym elemencie nieco mocniej. Piszę jednak częściowo w czasie przeszłym, ponieważ kilka dni przed opublikowaniem tej recenzji pojawiła się pierwsza łatka poświęcona w głównej mierze kwestiom graficznym. Po jej instalacji odczułem znaczną poprawę, jednak wciąż dużo przyjemniej gra się w trybie wysokiej wydajności. Być może do czasu premiery (18 lutego) pojawią się jeszcze jakieś usprawnienia w tym obszarze.
Zerknijcie na moje porównanie trybów graficznych dostępnych w Horizon Forbidden West. Zwróćcie uwagę na płynność i poziom detali. Oczywiście za pomocą takiego porównania, czyli gameplay’u zarejestrowanego na konsoli, nie da się w pełni ocenić różnic. Mimo to da się zauważyć, że jeżeli chodzi o jakość, to nie ma ich zbyt wiele. W Forbidden West ta kwestia sprowadza się głównie do rozdzielczości, ostrości obrazu, a nie widocznych gliczy czy też ubytków w krajobrazie.
W Forbidden West doczekaliśmy się zastosowania ray tracingu. Śledzenie promieni twórcy zapowiedzieli już jakiś czas temu i rzeczywiście mamy tu z nim do czynienia – ale wyłącznie w trybie skupionym na rozdzielczości na PS5. Co ciekawe, przejawia się ono nie tylko w realistycznych odbiciach w wodzie, kałużach czy lśniących powierzchniach, ale też w… dźwięku. Tak – wprowadzając ray tracing, sprzężono jego działanie ze źródłami przeróżnych odgłosów dochodzących do uszu Aloy z otaczającego ją świata. Usłyszycie to dzięki zastosowaniu technologii 3D audio właśnie na konsoli PlayStation 5. Ray tracing współpracuje w Forbidden West z autorskim systemem dewelopera, stworzonym specjalnie z myślą o tym tytule. Momentami naprawdę robi wrażenie!
Czy Horizon Forbidden West potrafi zachwycić warstwą fabularną? Na pewno nie jest to najbardziej zawiły, skomplikowany i nieoczywisty konspekt w historii gier. Podobnie zresztą było w przypadku Zero Dawn. Motyw stary jak świat: ratujemy planetę przed zagładą. Kiedy już wydaje się, że Aloy bohatersko zgładziła HADESA, odrywając przy okazji tajemnice swojej przeszłości i genezę wszechobecnych maszyn, okazuje się, że złowieszcza sztuczna inteligencja przetrwała i ma dla naszej bohaterki ponure wieści. Na dodatek planeta zaczyna padać ofiarą śmiercionośnej, wyniszczającej naturę zarazy. I… zaczyna się od początku. Tym razem Aloy wyrusza na tytułowy zakazany zachód, wiedziona tropem HADESA. W tym momencie przerwę, bo chyba wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, jak ta historia się skończy. Choć w trakcie zabawy nie brakuje zwrotów akcji i ciekawych odkryć, to jednak los Aloy i jej misji zdaje się z góry przesądzony. Forbidden West ma jedno, konkretne zakończenie, a podejmowane wcześniej wybory nie wpływają na historię w krytyczny sposób – oddziałują jedynie na niektóre aspekty rozgrywki po drodze. Niemniej jednak ostatecznie ta opowieść potrafi mnie wciągnąć i motywować do progresu. Nie zatrzymuję się zbyt długo przy pobocznych misjach. Prę do przodu. To bardzo dobrze świadczy o jakości scenariusza.
Jestem fanem produkcji przygodowych mających w sobie jak najwięcej z gatunku RPG. Tym bardziej ucieszyłem się widząc, że Forbidden West poszło w tym kierunku zauważalnie mocniej niż Zero Dawn. Choć mamy tu do czynienia z dosyć wyraźnie zarysowaną główną linią fabularną, to gra garściami czerpie z takich tytułów jak na przykład Wiedźmin. Skojarzeń z “Wieśkiem” mam podczas zabawy bardzo dużo. Crafting, ogólna estetyka interfejsu, mnogość zbieranych ziół – ekipa z Guerilla Games zaczerpnęła z bardzo dobrego źródła. Aloy można przyodziewać w szereg powiązanych z odwiedzanymi rejonami strojów, wyposażać w bronie wykorzystujące siły natury, trujące mikstury i technologię, czy wreszcie rozwijać umiejętności naszej bohaterki w obrębie kilku rozbudowanych drzewek umiejętności. Tych jest o kilka więcej niż w Zero Dawn. Do tego dochodzi oczywiście słynny Focus, czyli system, dzięki któremu znacznie poszerza się wachlarz taktyczny Aloy, a gracz zyskuje cenne podpowiedzi pozwalające na optymalny dobór strategii i rynsztunku. Niczego mi tu tak naprawdę nie brakuje, jeśli chodzi o elementy RPG. No, może jednak tych wyborów mocno wpływających na historię i (w konsekwencji) kilku zakończeń – wtedy byłoby już celująco.
Podczas zabawy można korzystać z szeregu rozwiązań w prowadzonych bitwach. Aloy, poza możliwością walki na dystans i w zwarciu, może korzystać z odblokowywanych na wspomnianych wyżej drzewkach technik specjalnych, które mocno dodają jej animuszu i powodują wyższe obrażenia u wrogów. Bezpośrednia walka prezentuje się bardzo widowiskowo, a kombinacje zadawanych ciosów dają dużą satysfakcję. Tym wszystkim można się bawić na naprawdę wielkim poletku, bo świat Horizon Forbidden West rozciąga się bardzo daleko na tytułowy zachód. Zależnie od regionu, ścieramy się z maszynami różnego typu i napotykamy ludzi i kultury różnego pokroju. Jest się w co bawić, co chyba dobrze uwidacznia już ten niewielki fragment mapy z początku rozgrywki. Biała masa po lewej to bogaty w treść zachód, który nawet po kilku godzinach zabawy wciąż czekał na odkrycie:
Horizon Forbidden West w wysokim stopniu korzysta z zalet kontrolera DualSense. Wykorzystano praktycznie pełen wachlarz możliwości, jakie kontroler do PS5 stwarza stwórcom gier na tę platformę. Największe zachwyty już wprawdzie przeżyłem, bo w mojej opinii do dziś najlepszym tytułem prezentującym potencjał tego pada jest demonstracyjne Astro’s Playroom. Mimo to grając w Forbidden West trzymanie DualSense w dłoniach jest bardzo przyjemnym doświadczeniem. Brodzenie w wysokiej trawie, piasku czy śniegu aktywuje haptyczny feedback, który dosyć wiernie odwzorowuje powiązane z takimi warunkami sensacje. Napinanie cięciwy łuku wiąże się z realistycznym oporem na triggerze. Aktywowanie Focusu lub wyprowadzenie ciosu to z kolei odpowiedni sygnał dźwiękowy, wydobywający się jednocześnie z głośników telewizora i kontrolera. Dualsense żyje w tej grze, dlatego przez większość czasu bawię się z nią bez słuchawek.
W Forbidden West bardzo przypadła mi też do gustu muzyka. Oprawa dźwiękowa była bardzo dużym atutem Zero Dawn, a w drugiej części wysoka forma została podtrzymana. Poszczególne etapy misji są subtelnie, ale bardzo klimatycznie akcentowane, a dobór muzyki jest praktycznie bezbłędny. Ponadto natura, która przecież jest kręgosłupem postapokaliptycznego uniwersum, jest naprawdę bogato udźwiękowiona – świat po prostu żyje w stopniu, który bardzo pogłębia immersję. Momentami staję przed dylematem, bo z jednej strony bardzo przyjemnie słucha mi się odgłosów dobiegających z wnętrza kontrolera, a jednocześnie mam przemożną chęć zagłębienia się w tę symfonię dźwięków na słuchawkach.
Na wstępnie wspomniałem o tym, jak duże wrażenie zrobiło na mnie Horizon Zero Dawn na PS4 Pro. Miałem też przyjemność zerknąć pobieżnie na poziom prezentowany na poprzedniej generacji przez Forbidden West. To wprawdzie tytuł mający robić największe wrażenie na “piątce”, ale to nie oznacza, że Guerilla Games odpuściło port na poprzednią generację. Wręcz przeciwnie! Kontynuacja hitu wyraźnie go pod tym względem przebija i to jest coś naprawdę imponującego. PS4 nie jest już rozwijane, ale wysiłki w kierunku coraz lepszej optymalizacji wcale nie ustają w szeregach studiów deweloperskich tworzących gry na obie maszyny. Na bazie bezpośredniego porównania muszę przyznać, że choć “dwójka” nie zachwyca wprawdzie w takim stopniu ja na obecnej generacji, to i tak prezentuje się fantastycznie!
Różnice dotyczą tak naprawdę funkcji dostępnych wyłącznie na PS5. Mowa tu o trybie wydajności działającym w 60 fps i możliwościach kontrolera DualSense oraz oczywiście o ray tracingu. Poza tym szczegółowość i skupienie na detalach są bardzo podobne na PS4 i jest to zdecydowanie jeden z najlepiej zoptymalizowanych tak zaawansowanych graficznie tytułów na ubiegłą generację! Różnicę robią poza tym rzecz jasna czasy wczytywania, których w wydaniu na PS5 praktycznie nie ma (czas ładowania zapisanej gry to maksymalnie dwie sekundy), z kolei na PS4 trzeba chwilę poczekać na wejście do świata gry.
Zobaczcie jak wygląda Horizon Forbidden West na PS4:
Podsumowując – Horizon Forbidden West to świetna kontynuacja historii Aloy zapoczątkowanej w 2017 roku. Twórcy udanie nawiązują do wydarzeń z “jedynki”, jednocześnie znacznie poszerzając arsenał graficzny tytułu. Nowa przygoda łowczyni z plemienia Nora potrafi angażować, a mocne postawienie na otwarty świat, nieliniową rozgrywkę i rozbudowane elementy RPG dodaje głębi nieco powierzchownej na pozór produkcji. Mimo to początek rozgrywki może odepchnąć nowych, niezaznajomionych z tym uniwersum graczy. Na korzyść Forbidden West nie działa też chaotyczna, denerwująca mimika głównej bohaterki. Nie współgra ona za dobrze z polskim dubbingiem, dlatego ja szybko przełączyłem się na angielską wersję. Całokształt prezentuje się jednak bardzo dobrze, a ja mogę posłużyć jako dobry dowód na to, że Horizon naprawdę przyciąga. Mimo zaledwie powierzchownej znajomości tego tytułu jeszcze kilka tygodni temu, zaraz po ograniu Forbidden West obowiązkowo przejdę Zero Dawn. Dziś nie rozumiem, czemu nie zrobiłem tego wcześniej!
PLUSY:
- Przepiękna, niemal pozbawiona wad oprawa graficzna
- Przerywniki filmowe na najwyższym poziomie
- Imponujące modele postaci
- Otwarty świat i mocny akcent na elementy RPG
- Szerokie wykorzystanie kontrolera DualSens
- Bezbłędna optymalizacja trybu wydajności (60 fps)
- Obecność ray tracingu, choć niezbyt nachalna
- Nieco banalna, ale jednak coraz mocniej wciągająca fabuła
- Klimatyczna, idealnie pasująca oprawa dźwiękowa
- Bardzo wysoki, w wielu aspektach zbliżony do next-gena, poziom na PS4
MINUSY:
- Pozostawiająca nieco do życzenia optymalizacja w trybie z naciskiem na grafikę (30 fps)
- Nieco odpychający początek rozgrywki
- Nienaturalna, denerwująca mimika Aloy
- Pomniejsze wpadki graficzne
Ocena gry: 8,5/10
Kopię do recenzji dostarczył dystrybutor gry w Polsce: Sony Interactive Entertainment Polska
Premiera Horizon Forbidden West na PS5 nastąpi 18 lutego 2022 roku. Kupując grę za pośrednictwem PlayStation Store, polecamy wybrać edycję na PS4 (299 zł). Upgrade na PS5 jest darmowy.
Dostępność gry Horizon Forbidden West | |
Horizon: Forbidden West Gra PS5 | 318 zł |
Horizon: Forbidden West – Edycja Specjalna Gra PS5 |
399 zł |
Horizon: Forbidden West Gra PS4 |
299 zł |
Galeria zdjęć z gry Horizon Forbidden West
Więcej na temat konsol i gier:
- Nowa gra teraz za darmo do zgarnięcia od Epic Games Store! 100 zł zostaje w kieszeni – co i gdzie pobrać?
- Sensacyjne wieści na temat PS Plus Spartacus! To nie będzie nowy Game Pass? Padł okres premiery usługi!
- To będzie kolejna gra za darmo w Epic Games Store! Do pobrania na PC już w czwartek, ponad 100 zł oszczędności!
- Oto gry w Xbox Game Pass na luty 2022! Super tytuły już od dziś, ale w połowie miesiąca zniknie wielki polski hit!
- Abonament PlayStation Plus w wielkiej promocji! Ale okazja – 3 miesiące za pół ceny! Jak skorzystać?
naprawde na nic wiecej w tym roku juz nie czekam, tez juz zamowiona w me <3
nawet spoko cene mają
gierka spoko. Już po samym intro ciary 🙂
Też kupiłem, w media expert, no na zwiastunach wygląda całkiem spoko, poczekamy zobaczymy
Oni już dosyć dawno chyba preorder odpalili. Ja nie kupuje preorderów z zasady ale na premierkę skocze do nich bo mam obok domu.
fajnie ze mozna preorder zamowic. weekend juz zarezerwowany 😉
Skusili mnie edycją kolekcjonerską – nie mogłem się powstrzymać!
ojj bylo grane caly weekend 😀 mega dobra gierka, wieczory juz mam dla niej zarezerwowane hehe
zazdro, ja dzis kupuje