Giga premiera ze świata Gwiezdnych Wojen od dziś na Disney+! Warto obejrzeć? My już wiemy
Nowe Star Wars to zawsze nie lada wydarzenie, nawet jeśli to serial stworzony z myślą o dorastającej widowni. “Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków” od dzisiaj na Disney+, a my oceniamy pierwsze dwa odcinki.
- ZOBACZ TEŻ: Disney+: DZIŚ wielka premiera serialu z uniwersum Gwiezdnych Wojen! Na to czekali fani
Seriale na Disney+ – recenzja nowości “Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków”!
Mogłoby się wydawać, że marka Star Wars to samograj. Okoliczności i wydarzeń, wokół których można stworzyć nowe historie jest bez liku, a jednak studio ma pewne problemy z przygotowaniem angażujących i ciekawych produkcji. Nawet takie pewniaki, jak “Obi-Wan Kenobi” nie były w stanie się obronić, a jednocześnie “Andor” – wobec którego chyba nikt nie miał żadnych oczekiwań – okazuje się obecnie najlepszym tytułem w odcinkach z całego uniwersum. Lucasfilm i Disney szukają jednak kolejnych pomysłów, które mogą sprawić, że powróci to gigantyczne zainteresowanie uniwersum, również ze strony młodych widzów. “Gwiezdne wojny: Załoga rozbitków” właśnie takie ma zadanie – przyciągnąć nowych fanów.
Punktem wyjścia dla nowej opowieści są czasy Nowej Republiki. Po upadku Imperium demokracja zyskuje na znaczeniu, a kolejne planety starają się uporządkować swoje sprawy. Jedną z nich jest At Attin, gdzie toczy się jednak dość nudnawe życie: dorośli są wiecznie zapracowani, a dzieci są nakierowywane na te same tory, by prowadzić przewidywalne, nudne i produktywne życie. Gdzie tu frajda i radość? Wim i jego kumpel Neel starają się wzbogacić codzienność o zmyślone przygody, ale ten drugi z nich wcale nie zamierza wyłamywać się ze schematów. Wim natomiast szuka wrażeń, a jeśli ktoś wystarczająco będzie tak uparty, to na pewno je znajdzie. Obydwaj, wspólnie z Fern i KB, dostają się do wnętrza tajemniczego statku, na pokładzie którego wylatują daleko w galaktykę. Czy czwórka znajomych, wkrótce zapewne przyjaciół, odnajdzie drogę do domu?
Całość odrysowana jest od pewnego wzorca, który przywodzi na myśl nawet “Stranger Things” od Netfliksa. Wiemy, że takie historie cieszą się popularnością, niezależnie od roku powstania, dlatego Disney i Lucasfilm postanowili skorzystać z takiego “gotowca”. Dzięki temu “Gwiezdne wojny: Załoga rozbitków”, choć powiela pewne filary historii, działa na widza w pozytywny sposób. Jesteśmy wciągnięci w tę intrygę, bohaterowie są wystarczająco ciekawi, a cała oprawa audiowizualna dopełnia całości. Co ciekawe, serial trafił na Disney+ w 4K Ultra HD z Dolby Vision, ale bez Dolby Atmos. Aktualnie dostępny jest tylko dźwięk 5.1, lecz jest wystarczająco dobrze przygotowany, by otaczać nas z każdej strony w trakcie seansu.
Pod tym względem trudno mieć zarzuty do twórców, ale można mieć pewien niedosyt, gdyż niektóre sceny z pewnością wykorzystałyby potencjał Dolby Atmos i dostarczyły jeszcze więcej wrażeń – to w końcu Gwiezdne Wojny, więc loty w kosmos, odgłosy statków, żyjącego miasta i ścigaczy brzmiałyby jeszcze lepiej. Obraz w serialu jest wyraźny, ostry, z dobrze nasycony kolorami. Obecność Dolby Vision poprawia widoczność w niektórych scenach, szczególnie w ciemnych pomieszczeniach, ale duża szczegółowość daje też wgląd, jak wiele scen korzysta z efektów CGI, a te bywają nie do końca dopracowane. Konsekwencje tego są takie, że serial potrafi być… serialem z krwi i kości, to znaczy nie uświadczymy w nim efektów specjalnych na poziomie hollywoodzkim w każdej scenie. Niektóre sekwencje ewidentnie powstały na tle jednokolorowego tła, co powoduje brak kontaktu obsady z otoczeniem i to po prostu widać.
Nie psuje to jednak seansu w dużym stopniu, a całość ma rodzinny, przyjemny i ciepły klimat, dzięki czemu przygodę z uniwersum Star Wars ogląda się jak inne produkcje dla młodszych widzów, co daje poczucie komfortu i czystej przyjemności. Dzięki serialowi zaglądamy tam, gdzie wcześniej nie byliśmy w tym świecie, więc to też jest pewna gratka, szczególnie dla dojrzałych fanów, a pierwsze odcinki dają poczucie satysfakcji z oglądania, więc większość widzów najprawdopodobniej zostanie z tytułem do końca. Silnym magnesem serialu są na pewno członkowie obsady, w tym Jude Law, który czuje się ze swoją rolą jak ryba w wodzie, a niektórzy z nas na pewno z przyjemnością zobaczyliby go w innych tytułach w przyszłości. Premierowe dwa epizody to spore zaskoczenie i przyjemna niespodzianka, więc oby tak pozostało aż do samego finału.
Zobacz więcej:
- W środę na Netflix wejdzie wielka nowość. Idealny film na końcówkę roku!
- Nadchodzą 2 MOCNE produkcje na Netflix! Te zwiastuny cię przekonają
- Kinowy HIT wkrótce trafi na Max Polska – nie możesz tego przegapić!
- Nowe “Yellowstone”. Ten serial wciąga tak samo, a nawet bardziej! Gdzie oglądać?
- We wtorek GIGA premiera na Disney+! Ten dzień będzie bardzo ważny