Minęła dekada od wydania pierwszej części Uncharted. W tym czasie posiadacze konsol PlayStation zdążyli się niesamowicie zżyć z głównym bohaterem, czarującym łotrzykiem Nathanem Drake’em. Właśnie dzisiaj ma miejsce polska premiera dodatku Zaginione Dziedzictwo, w którym Nate’a ogólnie nie znajdziemy. Jak, w obliczu odejścia od ikony serii, poradziła sobie ekipa Naughty Dog? Aby się tego dowiedzieć, zapraszam do lektury.
Uncharted jest kwintesencją współczesnych przygodówek-akcji i choć od samego początku gra silnie była inspirowana między innym Tomb Raiderem, to od tamtego czasu historia zatoczyła koło i to Uncharted inspirował najnowsze odsłony przygód Lary Croft. Tym razem główna drużyna deweloperska uznanego studia first-party Sony, pod wodzą Neilla Druckmanna, zajęta jest przygotowywaniem The Last of Us Part II, a obowiązki reżyserskie przejęli mniej doświadczeni Shaun Escayg i Kurt Margenau. Stworzyli oni historię przedstawioną z całkowicie odmiennego punktu widzenia niż dotychczasowy, choć posłużyli się w tym celu dobrze znanymi fundamentami rozgrywki i struktury gry.
Emocjonalnie wyboista droga do Indii
Zaginione Dziedzictwo jest skromniejszym projektem w swojej skali i rozmachu, dlatego też ściśle skupia się na interakcjach i relacjach Chloe Frazer i Nadine Ross w skali „mikro” . Klimat opowieści jest więc nieco inny od przygód Nate’a, choć wcale to nie znaczy, że w stosownych momentach mniej spektakularny. Chloe i Nadine mają sporo głębi i niekoniecznie we wszystkim się ze sobą zgadzają, aczkolwiek sceny dialogów z nimi są na tyle rozbudowane, że nigdy ich relacje nie są jednowymiarowymi konfliktami, czy „tanimi” scenami humorystycznej ulgi po ciężkich bojach. Definitywnie udowadniają one, że uniwersum Uncharted jest pełne barwnych postaci, które mogłyby pociągnąć serię dalej, o ile Sony zechce ją kontynuować. A może właśnie Zaginione Dziedzictwo jest taką zakamuflowaną próbą zbadania rynku?
Znana formuła nieśmiało ląduje w piaskownicy i innych zakamarkach
Uncharted: Zaginione Dziedzictwo oferuje z grubsza podobną mechanikę rozgrywki, co Kres Złodzieja, lecz stara się nieco przeplatać te doskonale już znaną formułę. Z początku, gdy eksplorujemy miejsca pogrążone w wojnie domowej, mamy sporo elementów skradankowych, którym gdzieniegdzie kontrastują ucieczki po dachach. Prolog pokazuje Uncharted z zupełnie innej strony i jest to jak najbardziej zmiana na plus. Dalsza część gry, już po tym preludium, jest podzielona na trzy – mniej więcej równych rozmiarów – części, które rozgrywają się w indyjskich dżunglach i znajdujących się tam ruinach. Pierwsza z nich nawet zawiera całkiem sporo elementów sandboksowych w konstrukcji świata. Mamy bowiem do dyspozycji oddaną całą mapę, w której zwiedzamy poszczególne punkty, które prowadzą nas do kolejnych celów, a sporą część drogi przemierzamy jeepem, przy okazji wysłuchując zręcznie wplecionych dialogów w chwilach podróży. Pozostałe dwie części są już nieco bardziej liniowe, bo w końcu jakoś opowieść trzeba poprowadzić, a otwarty świat nie zawsze jest najlepszym przyjacielem reżysera.
W zasadzie gameplayowo otrzymujemy tutaj wszystko to, za co już gracze zdążyli pokochać Uncharted, a więc miks skradanki, strzelaniny TPP, pościgów samochodowych, spektakularnych sekwencji ucieczek, nieco platformówkowania i trochę główkowania. Skoro o tym ostatnim mowa to wiąże się ono ściśle z kulturą indyjską i oferuje całkiem satysfakcjonujące zagadki. Nie są one w żadnym wypadku frustrująco trudne, ale w przyjemny sposób akcentują klimat lokacji, w jakiej się znajdujemy. Oprócz zagadek w Zaginionym Dziedzictwie brylują elementy skradane – w segmentach, w których możemy sobie dać upust naszym cichociemnym fantazjom mamy do dyspozycji oddaną większą, jeszcze bardziej swobodną przestrzeń niż w Kresie Złodzieja. Podobnie jak w Far Cry 3, nie miałem poczucia tego, że jestem życiowym „przegrywem” kiedy nagle legł w gruzach plan załatwienia wszystkich po cichu – z radością akceptowałem, że muszę dokończyć resztę niczym Rambo.
Graficzne wodotryski
Zaginione Dziedzictwo podtrzymuje estetyczny poziom „czwórki”, choć generalnie nie było to zbyt trudne zadanie. Animacje postaci, mimika twarzy to absolutne mistrzostwo w branży gier wideo. Większość widoków będzie dobrze znana z Kresu Złodzieja, gdyż okolice Ghat w Indiach, gdzie spędzimy większość gry są dość podobne do Madagaskaru, aczkolwiek na dłuższą metę nie mamy tutaj do czynienia z recyklingiem. Na przykład, początkowo przemierzane przez nas miasto jest w nocy skąpane w blasku neonów, co daje fajnego uroku, budzącego skojarzenia z filmami Michaela Manna z lat 80. Później napotykane, monumentalnych rozmiarów indyjskie posągi, statuy i ceremonialne sale także budzą wrażenie pieczołowitością, z jaką zostały wykonane. Uściślenie miejsca akcji do jednej konkretnej lokacji pomogło tutaj nakreślić specyficzny, spójny klimat, rezygnując z karkołomnej ekstrawagancji części czwartej. A jak gra wygląda w wersji na PS4 Pro wykorzystując walory Ultra HD? O tym opowie Wam Gmeru:
Ultra HD!
Gmeru: Zaginione dziedzictwo to kolejny pokaz możliwości konsoli PS4 i PS4 Pro pod względem wykorzystania Ultra HD. Nawet bez wsparcia takich elementów jak szeroka paleta barw czy HDR ta gra wygląda obłędnie o czym wspomniał już Kuba. Jednak skoro może być jeszcze lepiej to dlaczego nie spróbować? Grę testowałem na Samsung QLED Q9 (test) czyli jednym z najlepszych telewizorów na rynku do grania w Ultra HD. Zapewnia to m.in wysoki średni współczynnik jasności HDR (średnio 735 cd/m2 a maksymalnie 1415 cd/m2) oraz wyjątkowo wysokie pokrycie palety barw BT.2020 (79%) jak na aktualne odbiorniki znajdujące się na rynku. Do tego niski input lag (21ms – tryb gra – 4K + HDR) dający bardzo dobry komfort grania i szybki czas reakcji gracza w stosunku do tego co dzieje się na ekranie. Na początek jak zawsze sprawdziłem jaki sygnał wychodzi z konsoli PS4 Pro na telewizor i czy na pewno jest to Ultra HD. Do badania użyłem naszego specjalistycznego sprzętu pomiarowego i badawczego. Jak się okazuje, wszystko się zgadza: Ponownie największe wrażenie robi szerokie pokrycie palety barw. Na “zwykłym” telewizorze tylko z rozdzielczością 1080p lub 4K możemy zobaczyć kolory z palety Rec.709 czyli 36% ogólnych barw jakie widzi ludzkie oko. Ograniczenia odbiorników jest więc ogromne w tej kwestii. BT.2020 to aż 76% barw jakie może zobaczyć ludzie oko. W tej chwili najlepsze telewizory pokrywają około 79% palety BT.2020 czyli maksymalnej w jakiej tworzone są gry (np. wspomniany Samsung QLED Q9). Proste wyliczenie daje nam odpowiedź, że grając w nowe Uncharted zobaczyłem 60% widzialnych barw (0,76*0,79 = 60%). Nadal więc nie będą to wszystkie kolory jakie zakodowali twórcy w grze ale i tak jest to przepaść względem tego co mogliśmy zobaczyć na standardowym telewizorze 1080p lub z obsługą tylko rozdzielczości 4K. Różnicę w kolorach widać na każdym kroku bo gra posiada żywy i bogaty w barwy świat. Jednak najbardziej rzuca się to w oczy na takich widokach jak poniżej: W przypadku HDR to na Samsung Q9 spokojnie uzyskałem pomiar 900-1000 nitów np. na słońcu, którego w grze nie brakuje. Sam efekt HDR jest widoczny na każdym kroku od samego początku przygody: wspomniane słońce, lampy w mieście czy w samochodach itp. Podziwiając ten tytuł w HDR razem z szeroką paletą barw i natywną rozdzielczością 1440p/30fp szczękę można zbierać z podłogi. Szczególnie na wielkich przekątnych lub… projektorze Ultra HD. Przypominam, że aby zobaczyć walory “rozdzielczościowe” należy naprawdę blisko zasiąść przed wyświetlaczem. W innym wypadku nie odczujecie różnicy pod względem widzianych szczegółów obrazu. Przykładowo mając odbiornik 55 calowy należy go oglądać maksymalnie z odległości 2.3m. A co jeśli usiądziemy dalej? W przypadku zajęcia miejsca 20-25% dalszego niż pokazuje symulator (tutaj), wybór matrycy o rozdzielczości 4K traci całkowicie sens, bowiem gracz nie będzie miał fizycznie możliwości odróżnić ekranu 4K od Full HD. W takich właśnie warunkach polecam ograć tytuł. Postanowiłem też przygotować symulację obrazu chociaż jak zawsze należy pamiętać, że to tylko próba oddania efektu UltraHD i nigdy nie będzie to tak wyglądać jak w rzeczywistości na dobrym telewizorze czy projektorze. Pamiętajcie też, że większa ilość kolorów nie musi być widoczna na każdym elemencie obrazu w takim samym stopniu. Może się np. okazać, że kolor spodni czy koszuli postaci wcale nie wychodzi mocno poza gamut podstawowy Rec.709 ale już np. widoczna w tle roślina koloru czerwonego tak. Powyżej to tylko symulacja obrazu ale w pewny sposób oddająca różnicę jaką zobaczycie na swoich telewizorach Ultra HD. Nie da się oddać tego efektu za pomocą zdjęcia na ekranie monitora. Wyniki pomiarów jasności HDR można zinterpretować w następujący sposób (na obecny czas): Warto przeczytać i obejrzeć filmy redakcyjne dla początkujących użytkowników PS4 Pro i XBox One S z obsługą Ultra HD: Jeśli miałbym wskazać jakieś słabsze elementy gry, to zwróciłbym uwagę na to, że aspekt techniczny Zaginionego Dziedzictwa nie jest aż tak dopieszczony jak w przypadku Kresu Złodzieja. Nie jest to odczuwalne notorycznie, ale czasami zdarzały mi się frustrujące momenty, gdy postać nie do końca reagowała tak, jakbym sobie tego życzył, a i czasem tzw. mieszki nawigacyjne (czyli zaprogramowane obszary, na które np. możemy skoczyć, czy złapać się krawędzi) nie chciały „załapywać”. Miałem też wrażenie, że model jazdy jeepem nie był aż tak wyrafinowany, co w „czwórce”. Z drugiej strony, ponarzekam troszkę jeszcze na fakt, że pewne elementy rozgrywki są nieco nadmiernie w niektórych momentach wydłużone i gra nie ma takiego fantastycznego „flow” co Kres Złodzieja – nawet kiedy stara się nieco odejść od jego formuły. Mimo wszystko, powyższe wady nie zdołały odwrócić przeważająco pozytywnych wrażeń. Uncharted: Zaginione Dziedzictwo ukazało się pod koniec wakacji – tradycyjnie okresu ubogiego w tzw. tytuły AAA i choć nie jest to gra, która redefiniuje znaczenie słowa “dodatek”, jest to całkiem niezła cegiełka, którą Naughty Dog pod wodzą nowych reżyserów, dołożyło do kanonu Uncharted. Chloe i Nadine wiąże interesująca chemia, gra jest całkiem jak na swoją formę długa (około 8-10h), potrafi wizualnie zadziwić i przedstawia interesującą kulturę indyjską, z którą wiążą się dość ciekawie zaprojektowane zagadki, budzące skojarzenia z serią Tomb Raider. Na uwagę zasługuje wzorowe wręcz wykorzystanie technologii Ultra HD, której efekty zobaczycie już na zwykłej wersji PS4 a w przypadku PS4 Pro będziecie mogli cieszyć się wyższą natywną rozdzielczością. Tutaj studio nie zawodzi i widać, że zna się na rzeczy. Inni twórcy powinni brać przykład bo nie jest to niestety obecnie standard. Należy też docenić starania twórców za próby urozmaicenia formuły gry, choć nie jest to drastyczna odskocznia i szczerze mówiąc, chciałbym takich momentów jak te na początku, czy też eksploracji i zagadek – jeszcze więcej. Zaginione Dziedzictwo udowadnia jednak, że seria Uncharted może sobie nieźle poradzić nawet bez swojego najbardziej rozpoznawalnego symbolu, czyli Nathana Drake’a. Odrobinę szwankująca strona techniczna, nieco słabsza reżyseria z racji krótszego czasu kampanii i troszkę wydłużone fragmenty gry nie powinny naprzykrzyć się fanom serii, którym z czystym sumieniem (choć drobnymi zastrzeżeniami) mogę zarekomendować tę pozycję. PLUSY MINUSY Cena referencyjna: od 149 zł Grę dostarczył wydawca – Sony Polska (1326)
Nawet najsmaczniejsze danie może się z lekka przejeść
Podsumowanie i ocena