Dawno nie miałem takich problemów z oceną, jak po seansie “Jokera”. Ostatnio przydarzyło mi się tak po “Suspirii”, filmie który z jednej strony fascynował mnie, a z drugiej – odpychał.
Po części wytłumaczeniem stanu, w jakim się znalazłem może być to, że nieczęsto w hollywoodzkim kinie możemy być świadkami spektaklu tak nihilistycznego, jak najnowsze dzieło Todda Phillipsa. Po wyjściu z kina czułem się jakby ktoś przywiązał mi 10-tonowy odważnik i wrzucił mnie z nim do Rowu Mariańskiego.
Przeżycia, jakie zafundowało mi to “origin story” nemezis Batmana były fascynujące i intensywne, ale z drugiej strony eksponujące brzydotę (niekoniecznie fizyczną) i ze wszech miar wywrotowe. Jestem pewien, że “Joker” wywoła tsunami sprzecznych reakcji, ale osobiście preferuję sytuacje, kiedy kino jest źródłem ambiwalentnych emocji i wyrzuca widza ze strefy komfortu.
“Joker” jest przede wszystkim filmem będącym studium choroby psychicznej i powiązanej z nią transformacji. Nie jest ona jednak w jakikolwiek sposób budująca. Do oddania jej przebiegu Todd Philips wykorzystał zabiegi oparte na tzw. niewiarygodnej narracji i zaburzeniu poczucia tego, co prawdziwe. Dotyczy to z jednej strony tego, jak postać Arthura Flecka (tj. Jokera) postrzega świat i tłumaczy wewnętrznie wydarzenia wokół siebie. Z drugiej natomiast sposób, w jaki Fleck przetwarza rzeczywistość może okazać się zwodniczy na nasze własne postrzeganie jako widzów. Sposób, w jaki poprowadził ten motyw Phillips nadał filmowi znamion anatomii psychozy, a sztuka ta udała mu się w wiarygodny sposób.
Reżyser rzuca widzowi w trakcie całego przebiegu filmu szereg sprzecznych emocji. Wielokrotnie granice waszej wytrzymałości psychicznej będą testowane do granic możliwości, zupełnie niczym w obrazoburczym kinie Larsa von Triera. Trudno oczywiście tutaj odeprzeć bardziej oczywiste skojarzenia z “Taksówkarzem” Scorsesego, choć Phillips podchodzi do psychologii dogłębniej (ale i zarazem niekiedy mniej subtelnie).
ZOBACZ TAKŻE: Joker: zanim go zobaczysz, koniecznie obejrzyj “Taksówkarza”
Phillips ukazuje zresztą nawet przez krótki czas Flecka jako osobę, której można współczuć. Grany po ekspercku przez Joaquina Phoenixa Joker jest jednak postacią, która nie potrafi sobie pomóc, a świat wokół niego jest przerażający i zdeprawowany na swój własny sposób. Ostatecznie odnajduje siłę w ekstremalnie aspołecznym i destruktywnym zachowaniu. Nadaje mu ona zarazem wewnętrznego spokoju i pewności siebie, której nigdy wcześniej nie miał. Proces “narodzin” Jokera można również odebrać, jako puentę wobec tego, że zło w ludziach nie powstaje w próżni. Nie tylko Fleck ma ze sobą kłopot – cały świat ma ze sobą kłopot. Z drugiej strony “Joker” pokazuje również, co może się wydarzyć, gdy problemy natury psychicznej pozostaną zepchnięte i zmarginalizowane przez świat, który uznaje, że nie warto się nimi zajmować.
Film jest luźno skonstruowany od strony formalnej, ale konwencja zaburzonego poczucia rzeczywistości i postępującej psychozy perfekcyjnie takie podejście uzasadnia. Ostatecznie z postrzępionych (równie mocno co psychika Flecka) wątków wyłania się geneza Gotham City. W pewnym sensie, gdy nastąpił ten moment w filmie i przeszedł on ze skali “mikro” do “makro” poczułem pewnego rodzaju ulgę. Niech ona będzie najlepszym świadectwem tego, jak intensywne było aktorstwo Phoenixa i jak przerażająca była jego kreacja, bez potrzeby wychodzenia poza kadr z jego postacią, aby wzbudzić w nas maksymalny dyskomfort. “Joker” jest świetną mini-dramą, nawet jeśli do końca nie jestem przekonany odnośnie wykorzystania potencjału jego komentarza społecznego (m.in. walki klas). Mimo wszystko, pomimo swojej stylizacji “retro” zdaje się być zaskakująco aktualną opowieścią na temat “wiralności” zła, które może błyskawicznie rozprzestrzenić się po świecie, jeśli znajdzie jedną wystarczająco pchniętą do szaleństwa osobę. W tej drodze do kompletnego zatracenia najważniejsze nie jest jednak jej fizyczne ujście, lecz przebieg, a obraz Phillipsa skłania nas do głębokiej na ten temat refleksji, która ani nie wytyka nikogo palcami, ani nie oferuje łatwych odpowiedzi. Jednocześnie “Joker” ma na tyle uniwersalny przekaz, że nawet gdybyśmy odarli ten film z (i tak luźno wykorzystanej) licencji, nie straciłby nic ze swojego wydźwięku.
Ocena filmu – 5,5/6
Możecie również u nas przeczytać:
- Wenecja 2019: Joker wyróżniony Złotym Lwem za najlepszy film
- Joker pobił kinowy rekord wszech czasów!
(2116)