Powrót

Recenzja Crash Bandicoot N-Sane Trilogy

Na większość remasterów i rimejków reaguję nonszalanckim machnięciem ręką. Takim, którym z łatwością mógłbym połamać czyjąś szczękę. Wyobrażam sobie, że podobnie może mieć też niemały odsetek graczy, którzy w świetle nagminnego odgrzewania kotletów, dostają torsji na samą myśl o wskrzeszaniu kolejnych klasyków. Zgoła inaczej było jednak w przypadku Crash Bandicoot N-Sane Trilogy. Na początku podziałał tu sentyment, ale zmontowana przez Vicarious Visions kolekcja szybko zaczęła bronić się sama. I to jak.

Przyznam się bez bicia, że nigdy nie byłem jakimś ultrafanem platformowych eskapad jamraja pasiastego (żadnego tam lisa kurokrada czy diabła tasmańskiego!), którymi Naughty Dog raczyło fanów za czasów świetności pierwszego PlayStation. Oczywiście grałem, doceniałem, ale jakoś nie złapałem bakcyla na tyle, żeby masterować poszczególne poziomy i wyciskać z każdej kolejnej części 100% miąższu. Co za tym idzie nie będę tutaj marudził pod kątem zmian w mechanice rozgrywki, bo najzwyczajniej w świecie nie mam punktu odniesienia. Wszak trochę lat już minęło, pamięć nie ta, a przez napędy przeróżnych konsol zdążyła przewinąć się wywrotka gier.

Jaki termin przydatności do spożycia? Jabłka są wieczne

Skupię się zatem na tym, jak Crash Bandicoot N-Sane Trilogy wypada na tle dzisiejszych standardów. I w tym miejscu bez budowania suspensu, zlewając totalnie utarty schemat recenzji, napiszę prosto z mostu, że znakomicie. Nie wiem czy wykręcony jak szmata w pralce rudzielec skacze o 5 mm niżej niż w oryginale, czy dana skrzynka z jabłkami nie została przesunięta o włos w tą czy tamtą stronę, ale wciąż gra się w to świetnie. Tutaj należą się brawa tak dla Naughty Dog, który skleciło – jak się okazało po czasie – nieśmiertelny gameplay, jak i odpowiedzialnego za remake Vicarious Visions. Dacie wiarę, że nowojorski deweloper odświeżył trzy pierwsze części Crasha nie mając dostępu do ich kodu źródłowego? Tak jest, studio znane dotychczas przede wszystkim z drukowania pieniędzy kolejnymi odsłonami Skylanders działało nieco po omacku, ale ostatecznie ze smakiem ubrało króla w nowe szaty.

W skład N-Sane Trilogy wchodzi Crash Bandicoot, jego kontynuacja Cortex Strikes Back oraz część trzecia o podtytule Warped. Zaczynamy zabawę na ekranie tytułowym, wybieramy interesującą nas pozycję i jazda. A ta jest konkretna i nierzadko bez trzymanki. Zwłaszcza jeżeli chodzi o część pierwszą, gdzie dość szybko po pokoju zaczynają latać brzydkie słowa, a i pędzący w stronę ściany kontroler nie powinien nikogo dziwić. Gra jest wymagająca, karze za błędy, pozostając przy tym jednak sprawiedliwym testem umiejętności, który potrafi wynagrodzić trud niemałą dozą satysfakcji. Pozostałe tytułu w N-Sane Trilogy to przy niej kaszka z mleczkiem i nie powinny nikomu nastręczać większych problemów. O ile nie będziecie chcieli wycisnąć z nich 100% i platynowych trofeów. Tu już zaczną się schody, które niewielu przeskoczy. Tak czy siak, zbieranie jabłek, nierzadko karkołomne przeprawianie się przez naszpikowane „skuchami” poziomy, odkrywanie sekretów, walki z bossami – to wszystko wciąż wzorowo bawi.

Z tyłu liceum, z przodu… też

Dobra, panie, ale jak to wygląda? Fenomenalnie, po prostu fenomenalnie. Wprawdzie nie byłem w stanie zasmakować N-Sane Trilogy w 4K (Gmeru i tam mówi, że nie ma 4K ale o tym w ramce poniżej) z racji nie posiadania stosownego odbiornika, ale „nawet” w 1080p odświeżona trylogia Crash Bandicoot robi wrażenie. Vicarious pod względem oprawy postarało się na tyle, że często ma się wręcz wrażenie, że to nie gra wideo, a wcale nienajgorszej jakości animacja. Może nie na poziomie takich tuzów w temacie jak Pixar, ale jednak. Lokacje czarują ilością detali, naturalnym oświetleniem, jakością tekstur, a sam bohater wygląda jak żywcem wyrwany z topowej produkcji dla dzieci. Nigdyś zlepek garści polygonów, dzisiaj pięknie animowany, pokryty futrem gagatek, którego nie raz poślecie ku zatraceniu. Czy to wpadając w realistycznie odwzorowane płomienie, czy też klasycznie posyłając go w otchłań przepaści po nieudanym skoku. Oczywiście w 4K wygląda to najpewniej jeszcze lepiej, ale o tym napisze Wam już Gmeru, który panelami UHD wytapetował sobie całą chatę. Niestety twórcom nie udało się przy tym uzyskać płynności animacji na poziomie 60 klatek na sekundę, stawiając na stare, konsolowe 30 fps-ów. I nie ma tu co płakać, bo całość rusza się naprawdę żwawo i jest mega responsywna w kwestii sterowania. Ja nie uroniłem choćby jednej łzy.

Brawa należą się również za odrestaurowanie warstwy audio. O ile odpicowanie efektów dźwiękowych rodem z kreskówek to nie jest jakaś wielka sztuka, tak już napisanie nowej ścieżki dźwiękowej do najłatwiejszych zadań nie należy. Musicie tutaj wiedzieć, że Crash Bandicoot N-Sane Trilogy nie zawiera oryginalnych soundtracków autorstwa niejakiego Mutato Muzika, zapewne z powodu braku licencji/praw autorskich do ich wykorzystania. Na szczęście i tutaj Vicarious Visions wyszło obronną ręką. Szczerze powiedziawszy nie miałbym pojęcia o tym, że nie słucham muzyki z wydanych w latach 90. gier, gdybym nie śledził na bierząco doniesień z produkcji niezwykle udanej kolekcji. Nie to, że nowe utwory imitują stare tło muzyczne. Raczej są ich bardzo udanymi wariacjami.

Gmeru: Kilka tygodni przed premierą już mocno się niecierpliwiłem by w swoje ręce dorwać odświeżonego Crasha. Maciek właściwie wszystko napisał i jak to się mówi “nic dodać nic ująć”. Jeżeli chodzi o wsparcie Ultra HD to nieco szkoda, że twórcy nie poszli na całość. Tym razem co jest już rzadkością, nie dostaliśmy wsparcia na poziomie do jakiego przyzwyczaiło nas PlayStation 4 Pro. Maksymalna rozdzielczość gry wynosi 1440p (na zwykłym PS4 mamy 1080p) i to wszystko. Brak obsługi HDR i szerokiej palety barw trochę boli gdyż potencjał (kolory!!!) był ogromny. No cóż. Może jakiś patch w przyszłości? Gra i tak wygląda bardzo dobrze i niemiłosiernie cieszy oko. Ale zawsze chciałoby się więcej…

Podsumowanie i ocena

Warto? Jak jasna cholera, Panowie i Panie. I to nie tylko, jeżeli jesteście naładowanymi sentymentem fanami, którzy z łezką wspominają czasy, gdy w polskich domach pod telewizorem królowało szare pudełko od Sony. Sam ostatni raz w Crash Bandicoot 3: Warped grałem jakoś pod koniec 1999 roku, a z N-Sane Trilogy bawiłem się wyśmienicie. Trzy ponadczasowe, pięknie machnięte pędzlem (U)HD gry. Nic tylko brać i grać.

PLUSY

MINUSY

Cena: od 149 99 zł

(1071)