Powrót

“Predator: Prey” – powrót godny obejrzenia i zapamiętania na dłużej? Recenzja nowego hitu Disney+!

Czy możemy być generalnie zadowoleni z powrotu do łask największych marek, franczyz i powstających uniwersów? Raczej tak, choć są oczywiście przykłady tego, że eksploatowanie znanych tytułów przez średnio udane produkcje wcale nie zanika. Po filmie z 2018 roku wydawało się, że nieprędko wrócimy do świata, w którym istnieje Predator, ale zupełnie nowy pomysł na wykorzystanie tej postaci spowodował, że od dziś na Disney+ możemy oglądać “Prey”.

“Predator: Prey” – recenzja hitu Disney+. Zupełnie nowe podejście do tego uniwersum! Warto obejrzeć?

Zamiast czasów współczesnych mamy rok 1719. Zamiast starcia z udziałem ostrej amunicji i artylerii mamy pojedynek na broń białą. Zamiast znanych nam widoków miast i metropolii z betonu oglądamy piękne plenery i krajobrazy. “Predator: Prey” to film, w którym nie starano się polegać na wcześniejszych produkcjach w zbyt dużym stopniu, ale nie uniknięto opierania się na wielu schematach i szablonach. Nie jest to skomplikowane widowisko i bazuje na kilku podstawowych chwytach. Bardzo ważne jest więc to, żeby przy takim wykorzystaniu znanych widowni działań nie przygotować czegoś, co będzie po prostu nużące. Tutaj z pomocą przychodzi obsada, plenery, muzyka i kostiumy – każdy z tych aspektów filmu okazuje się być naprawdę udany, dzięki czemu całość znacząco zyskuje.

“Prey” skupia się na granej przez Amber Midthunder członkini plemienia Komanczów o imieniu Naru. To wyszkolona i pewna siebie dziewczyna, ale panujące obyczaje i przyzwyczajenia nie pozwalają jej brać udziału w polowaniach. Codziennie szlifuje swoje umiejętności, obcuje z naturą, opiekuje się zwierzętami i zajmuje uprawą. Nie spodziewa się, że to właśnie w jej rękach niedługo później będzie leżeć los jej samej i bliskich, bo Naru zmierzy się z przybyłym z obcej planety łowcą. Żadna niespodzianką nie będzie, że przyjdzie jej się zmierzyć właśnie z Predatorem – gdyby ten fakt ukryto, to film pewnie nie cieszyłby się zbyt dużym zainteresowaniem, ale efekt “wow” byłby znacznie, znacznie większy.

Oprawa wizualna filmu trochę zdradza fakt, że powstawał on z myślą o platformie VOD. Nie uświadczymy tu efektów specjalnych na poziomie blockbusterów z Hollywood, ale jednocześnie trudno tu się czegoś naprawdę przyczepić. Niektóre efekty pracy grafików nie są do końca przekonujące, to prawda, ale gdzieś to umyka podczas seansu, ponieważ cały czas mamy na czym skupić uwagę. Tempo i dynamika opowiadanej historii są bardzo dobre. Zaczynamy dość spokojnie, by wraz z upływem czasu wszystko nabierało werwy. Nie brakuje chwil spowolnienia akcji, gdy mamy szansę złapać oddech i próbować przewidzieć, co wydarzy się później. Zazwyczaj nam się to uda, ale nie odbiera to wcale satysfakcji z seansu. O dziwo, sekwencje walk oraz przygotowań zostały nakręcone z konkretnym pomysłem i są ze sobą spójne, więc nie mamy do czynienia z próbą wykorzystania wszystkich możliwych narzędzi, by zamienić dość klasyczne sceny akcji w cudowne widowisko. Ta oszczędność działa na korzyść filmu.

Podobnie zresztą jak przywiązanie do detali przez producentów, reżysera, aktorów oraz scenografów i ekipę od charakteryzacji. Gdy przyjrzycie się kostiumom i planom, to okaże się, że zostały one naprawdę wiernie odwzorowane na podstawie wiedzy o działalności Komanczów. Co więcej, w filmie nie znalazły się sceny, gdzie prawdziwe plany zastąpiłyby te przygotowane w studiu. To wpływa na odbiór filmu i sprawia, że seans jest znacznie przyjemniejszy. Przyglądanie się efektom pracy ludzi, którzy próbowali odtworzyć tak piękne krajobrazy i lokalizacje również mogłyby sprawić frajdę, ale w przypadku budżetu “Prey” nie byłoby to chyba możliwe do osiągnięcia. Praca na prawdziwym planie wpływa też na to, jak wypadają aktorzy, a w przypadku nowego filmu na Disney+ zgrało się to wszystko doskonale.

Czy “Prey” wpłynie na markę Predator albo ją drastycznie zmieni? Nic na to nie wskazuje, jeśli chodzi o plany kinowych produkcji ze znacznie większym rozmachem. Nie zdziwiłbym się, gdyby sukces “Prey” nie przełożył się na wzrost zaangażowania studia i Disney w produkcje o mniejszym kalibrze, ale ze znacznie częstszymi premierami. Dokładnie tak, jak stało się to z Marvelem i Star Wars, gdzie seriale i mini-serie nie tylko uzupełniają uniwersa, ale wręcz rozwijają je i wpływają na to, jak wygląda kanon. “Prey” jeszcze tego nie robi, bo to oddzielna historia, która może jednak wpłynąć na losy całej marki.

Wielu recenzentów żałowało, że “Prey” nie zawitało na ekrany kin i to samo możemy powtórzyć my. Nawet najlepsze kino domowe z jakością obrazu i dźwięku zapewnioną na najwyższej możliwej półce przez streaming nie zastąpią seansu kinowego. “Prey” zasługiwało na pokazy w kinach, szczególnie w tak spokojnym okresie premier. To film dla fanów Predatora, a także dla tych, którzy nie mieli nawet pojęcia kim jest Schwarzenegger i dlaczego w jednym z filmów biegał z karabinem na ramieniu i z pomalowaną twarzą.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(4167)