Powrót

Sea of Thieves – nowy, niespodziewany hit?

Ostatni tydzień stycznia upłynął głównie pod znakiem łupów i grogu, a to za sprawą zamkniętej bety Sea of Thieves. Na brak towarzystwa nie sposób było narzekać, zważywszy, że w kwestii wyświetleń w serwisach streamingowych,  był to w tamtym czasie jeden z najczęściej oglądanych tytułów. Bazując na własnych doświadczeniach, pora więc przyjrzeć się grze, która potencjalnie może już wkrótce odnieść wielki sukces.

Sea of Thieves po raz pierwszy ujawniono już prawie 3 lata temu, a pierwszy rąbek gameplayu uchylono na E3 w 2016. Od tamtego czasu kilkukrotnie dziennikarze na różnych pokazach dla prasy mieli okazję uczestniczyć w rozmaitych sesjach i sprawdzić grę. Ich opinie za każdym razem były bardzo pochlebne, chociaż reakcje publiki niekoniecznie zawsze takie były. Wiąże się to z tym, że Sea of Thieves to specyficzna gra o bardzo luźnej strukturze, której walory, nawet w przeciągu 15-minutowego materiału (E3 2017), ciężko pokazać komuś oczekującemu natychmiastowej gratyfikacji.

Rozpoczęta ponad tydzień temu sesja była niby zamkniętą betą, ale zważywszy na to, jak wcześniej wyglądał dostęp do alphy, można uznać ją za otwartą. Tak otwartą, że aż serwery nie wyrabiały. I myślę, że to właśnie wtedy cała rzesza ludzi, którzy wcześniej gry nie kojarzyli, lub sceptycznie do niej podchodzili, wreszcie przekonała się, że owszem – jest na co czekać.

W testach alpha miałem okazję uczestniczyć  już prawie rok temu (z przerwami), więc to,  co napiszę o Sea of Thieves będzie kumulacją wniosków, jakie nasuwały się po dłuższym użytkowaniu udostępnionej do tej pory porcji gry.

Dla niewtajemniczonych, napomnę jedynie pokrótce, że Sea of Thieves w największym skrócie to kooperacyjny symulator 4-osobowej (chociaż można i solo, czy we dwójkę) załogi piratów. Zaryzykuję stwierdzenie, że po zeszłorocznym PUBG może wyjść z tego gra, która wprowadzi największy powiew świeżości w branży. Być może nigdy nie dorówna popularnością tytułowi battle royale, ale nadal powinniśmy odczuć jej obecność na rynku.

W Sea of Thieves najlepiej jest grać w ekipie znajomych, w czym też pomaga integracja Windows 10 – Xbox One, gdzie w zasadzie nie czuje się żadnych barier. Cross-multiplayer jest zaimplementowany w bardzo sprawny sposób. Najlepiej też jest posiadać zestaw słuchawkowy (byłoby dziwne zresztą go nie mieć w 2018). Oczywiście można grać w mniej licznym gronie (dwie osoby lub zacząć z niepełnym składem w trójkę z opcją dołączania randomów później), a nawet solo. Zupełnie inna jest dynamika na mniejszym dwuosobowym statku, a zgoła odmiennie mają się sprawy w czwórkę.

Sea of Thieves to gra stworzona według filozofii tego, że żadna czynność, choćby nie wiem jak trywialna, nie jest żmudna i męcząca. A przy okazji jeśli niektóre z nich – podnoszenie kotwicy, ściąganie żagli czy ich przesuwanie by łapać wiatr – będziemy robić wspólnie, to wykonamy je znacznie szybciej. W obliczu tego, że ani alfa ani beta nie kipiała zawartością, trzeba jednak przyznać, że ten pozornie prosty trzon rozgrywki jest dopracowany do najmniejszego szczegółu. I sprawia ogrom przyjemności. Samo poczucie tego, że każdy z osobna jest ważny i pełni strategiczną funkcję może sprawić większą gratyfikację niż wyskakujące cyferki i loot. Zwłaszcza, że tylko i wyłącznie od naszego zgrania w każdej sytuacji zależy powodzenie naszych zadań, cokolwiek byśmy nie robili.

Gdy dorzucimy do tego celowe założenie!  aby gracz korzystał wyłącznie z własnej spostrzegawczości i obserwacji otoczenia w każdej najdrobniejszej czynności, uzyskujemy stan pełnego zanurzenia w świecie gry. Tak bowiem po odebraniu zlecenia (np. na odnalezienie jakiegoś skarbu na konkretnej wyspie), musimy najpierw przyjrzeć się kształtowi tejże wyspy i porównać ją z topografią, którą mamy na ogólnej mapie na naszym statku. Dopiero wtedy możemy obrać kurs. Tak samo jest ze znajdywaniem wspomnianych skrzyń z kosztownościami. Gdy już wylądujemy na właściwym kawałku lądu, patrzymy gdzie znajdują się na mapie czerwone punkty „X”. Do tego przydaje się kompas a także obranie jakiegoś charakterystycznego punktu widokowego. Nie uświadczycie tutaj żadnej, nawet najdrobniejszej podpowiedzi, ani słownej, ani wizualnej. Podobnie będzie w przypadku zadań, w których lokacja skarbu jest zasugerowana w formie kilkulinijkowej szarady, która prowadzi do kooperacyjnego rozwiązywania zagadki. Wraz z wykonaniem jednej czynności, na zwoju papieru, magicznie pojawia się kolejny fragment naprowadzający nas na lokację skrzyni. Co więcej, permutacji opisów jest tak wiele, że w zasadzie nigdy nie odniosłem wrażenia jakoby się powtarzały. Wszystkie powyższe aspekty są wybornie wyważone. Pomimo iż nad wyraz gra respektuje inteligencję graczy, to jednak całość nie brnie w stronę ultra-realistycznej symulacji dla nielicznych. Chociaż Rare pożegnało się z Nintendo ponad półtorej dekady temu a z oryginalnej ekipy ostała się garstka osób, to „nintendowa” filozofia designu zdaje się przepełniać grę.

Takie „naturalistyczne” podejście do świata przedstawionego przejawia się także w strzelaniu karabinem snajperskim, który na lunecie ma trzy pęknięcia, a miejsce gdzie one się stykają jest odpowiednikiem celownika. Z kolei wiatr zasygnalizowany jest drobnymi jasnymi smugami, co intuicyjnie naprowadza nas na właściwe przestawienie żagli, a w momencie prawidłowego załapania odgrywany jest subtelny motyw muzyczny. Studio Rare zadbało o szczegóły w takim stopniu, że nawet oświetlenie statku latarniami ma znaczenie, gdyż czyni nas w nocy łatwo widocznym celem.

Z drugiej zaś strony jest tutaj miejsce na rzeczy absurdalne w najlepszym tego słowa znaczeniu. Przykładem czegoś takiego jest wystrzeliwanie siebie samych z armat, albo do szybkiego abordażu albo do wylądowania w konkretnym miejscu na wyspie. Jest to manewr równie niedorzeczny co efektywny. W pewnym sensie jest to celebracja samoświadomości, nie tak odmienna od tego, co Kojima wielokrotnie robił w serii Metal Gear Solid (choćby Fultonami w Phantom Pain). Innym przykładem kreatywnych „heheszków” ze strony twórców jest umieszczenie płaczącej skrzyni („Chest of Sorrow”), która co jakiś czas wylewa rzewne łzy. Zalewają one stopniowo pokład naszego statku, a więc w czasie jej transportowania ktoś zawsze musi sprawdzać stan wody na pokładzie i wylewać ją wiadrem. Dawno nie widziałem w grze AAA czegoś tak genialnego.

Wymieniając dalej zalety gry nie sposób pominąć samo morze. Jak to wygląda! Widać, że symulacja fal była pieczołowicie przygotowywana całymi latami. Co najciekawsze, zmiany aury wokół nas nie są wyłącznie czysto kosmetyczne. Kiedy nadchodzi burza, kompas wariuje i nie można mu ufać, dodatkowo co jakiś czas strzelają pioruny, a kiedy nas trafią, robią dziury w kadłubie (a więc trzeba wybierać wodę), tak samo wznoszące się, wzburzone fale przelewają się na pokład…

Najbardziej jednak miodnym elementem gry są potyczki z innymi graczami (Sea of Thieves oferuje współdzielony świat dla  ok. 16-20 graczy jednocześnie, choć w pełnej wersji limit ten może potencjalnie wzrosnąć do 100), szczególnie w formie bitew morskich statków. Są one zupełnie spontaniczne i żadne dwa starcia nie będą wyglądały tak samo. Czasami decyduje taktyka i opanowanie, umiejętne manewrowanie i posługiwanie się żaglami, a niekiedy daje górę brawura.

Bardzo podoba mi się w Sea of Thieves to, że gra ma kompletnie w poważaniu wszelkie statystyki, poziomy doświadczenia, DPS-y i tym podobne. I właśnie w samej spontaniczności rozgrywki i tym, że gracze niejako sami w sobie są „zawartością” tkwi urok tej gry. Może to być największy powiew świeżości od czasu PUBG (choć raczej nie na taką skalę) o czym świadczy też zainteresowanie betą, tak w samej liczbie uczestników, jak i widzów na kanałach streamingowych.

A teraz pora zasiać troszkę ziarenek niepewności – lekko zastanawiam się w jakiej formie będzie podawana dodatkowa zawartość i w jaki sposób Rare będzie miało zamiar przyciągnąć graczy na dłużej, gdy już zauroczenie świeżością Sea of Thieves nieco opadnie… Datamining danych z bety wykazał bardzo wiele nowych i ekscytujących elementów, od Krakena przez chmurę przyjmującą kształt czaszki przez wiele rodzajów jedzenia, dodatkowe wyposażenie statku po różnorodne zwierzęta i inne stworzenia. Nie widzieliśmy także zupełnie jednej z trzech dostępnych frakcji, a ludzie testujący betę mieli do czynienia z jednym typem misji. W alfie były dwa, a ten drugi polegał na polowaniach na kapitanów szkieletorów, trzeci natomiast dotyczy polowań i pochwytywania zwierząt (mniej lub bardziej dzikich). Ogólnie uważam, że Rare musi bardzo solidnie zastanowić się nad dokładaniem treści i motywowaniem graczy. Mimo wszystko, wierzę, że mają solidny plan.

Głównym założeniem Sea of Thieves miało być kompletne zignorowanie poziomów odgradzających nowych graczy przed dołączaniem do innych. W teorii ma to usunąć bariery związane z różnicą doświadczenia, jednak ciekawi mnie to, jaki będzie miało to wpływ na dłuższą metę i czy będzie jakaś forma end-game’u… Jeśli mam się jeszcze czegoś minimalnie czepić, to szermierka nie jest nadmiernie ekscytująca, choć uznałbym ją za funkcjonalną.

Reasumując, konstrukcja Sea of Thieves może zapewnić wielką odmianę od typowych gier z dzielonym światem typu Destiny czy Division. Z drugiej strony brak samouczka, luźne poczucie sensu i celu rozgrywki może początkowo niektórych zniechęcić, zwłaszcza gdy zaczynamy solo bądź nie mamy obok nasz przyjaciół i dobrego mentora.

Osobiście uważam, że unikatowość Sea of Thieves warta i godna jest uwagi, a wręcz rzekłbym, że warto przełamać własne stereotypy o grach sieciowych właśnie dla tej produkcji Rare. Czy dostarczy wysokiej jakości rozgrywki na długo? – tego nikt nie wie. Czy będzie to gra dla każdego? – niewątpliwie nie. Nie ulega za to wątpliwości, że – przez jakiś czas – będzie to jedna z najbardziej ekscytujących gier tego roku.

Premiera Sea of Thieves odbędzie się 20 marca równocześnie na Xbox One i Windows 10 (poprzez Microsoft Store). Gra obsługuje 4K oraz HDR, a także rozgrywkę międzyplatformową. Dodatkowo poprzez Xbox Play Anywhere możemy używać naszej kopii jednocześnie na PC i konsoli, a dzięki abonamentowi Xbox Game Pass otrzymamy tę grę w ramach tej usługi już od 30 zł / mc.

(970)