Powrót

Co to w ogóle jest?! Czyli recenzja klopsa Francisa Forda Coppoli pod tytułem “Megalopolis”

Francisa Forda Coppoli nikogo nie trzeba przedstawiać – reżyser zapisał się już w historii kina, ale na realizację tego projektu czekał całe życie. “Megalopolis” wydawało się być filmem, który podbije kina i trafi do szerokiej grupy odbiorców. Jest dokładnie odwrotnie.

Recenzja wyczekiwanego filmu “Megalopolis”. Kompletna porażka!

Wieści na temat zmierzającego na platformy streamingowe “Megalopolis” nikogo nie zaskoczyła. Film Coppoli zatonął w kinach, a wszystkiemu winny jest… sam reżyser. Zainteresowanie tytułem było początkowo bardzo duże, a na przedpremierowych pokazach nie brakowało widzów. Sale nie pękały może w szwach, ale wszyscy liczyli, że będzie to solidnie opowiedziana historia w przepięknej oprawie wizualnej. Jeżeli po 30 minutach projekcji salę opuszczają pierwsi widzowie, to musi być coś na rzeczy, bo nawet ci, którzy zostali, nie byli ukontentowani tym, co zobaczyli.

“Megalopolis” zabiera nas w przyszłość, gdy Nowy Jork przemianowano na Nowy Rzym. Burmistrz miasta musi radzić sobie z zaciekłą krytyką oponentów, media rozszarpują rządzących, ponieważ miasto stacza się, a naczelny projektant za wszelką cenę realizuje swój ambitny plan miasta w mieście. Problem w tym, że już na samym początku film okazuje się być pełen… bełkotu. Mimo, że używane słownictwo i zwroty wydają się być przepełnione górnolotnymi ideami, to trudno mówić o dialogach, monologach i narracji, jako o czymś ambitnym. Być może nawet sami aktorzy nie byli w stanie do końca pojąć tego co mówią, ale nie dają po sobie tego poznać, lecz brną ku finałowi robiąc co mogą, by ratować to widowisko.

Problem w tym, że o ile sam zamysł wydaje się dość ciekawy, to film jest wręcz przepełniony metaforami i alegoriami, a doszukiwanie się drugiego, trzeciego i czwartego dna w każdej linijce tekstu i kadrze po prostu męczy. Nie lubimy, gdy wszystko wykładane jest kawa na ławę, ale w tym przypadku Coppola przesadza i stara się wpakować w ten film chyba wszystko, co przeżył i przemyślał na przestrzeni ostatnich dekad. To jednak nie koniec wad “Megalopolis”, bo należy do nich także oprawa wizualna – efekty CGI oraz te praktyczne nie robią większego wrażenia i raczej zwracają na siebie uwagę wtedy, gdy są niewystarczająco atrakcyjne. Wydaje się, że film ma ogromny rozmach, ale niezależnie od tego, czy pokazywane są futurystyczne wnętrza lub przedmioty, czy całe dzielnice nowoczesnego miasta, to trudno w to wszystko uwierzyć i pozostać zaangażowanym w film.  Nie jest też łatwo wyróżnić członków obsady, bo w trakcie seansu ma się wrażenie, że niemal wszyscy grają tu na autopilocie.

Reżyser zainwestował w film ponad 100 mln dolarów, finansując niemalże samemu całą produkcję, a pierwsze wyniki z kin są wręcz przytłaczająco negatywne. Film został zrugany przez krytyków i widzów, nie zarabia na siebie, a na VoD wcale nie zapowiada się na hit. Być może w domowym zaciszu niektórzy dobrną do końca tej produkcji, ale szanse na zarobek pojawiają się chyba tylko w kontekście odkupienia praw do pokazywania go online przez któregoś giganta – “Megalopolis” nie będzie się dobrze sprzedawać ani wypożyczać. Ta porażka sprawia też, że wzięta bardziej pod lupę filmografia Francisa Coppoli wydaje się być mniej imponująca, bo przecież reżyser nakręcił kilka słabszych filmów. Czy “Megalopolis” będzie ostatnim, w pewnym sensie definiującym jego karierę?


Zobacz więcej:

(239)