“Mufasa: Król Lew” to film, który wkracza na ekrany kin z misją niełatwą do spełnienia. Z jednej strony musi sprostać oczekiwaniom fanów klasycznej animacji Disneya, którzy z sentymentem wspominają historię Simby i jego ojca. Z drugiej strony, musi przyciągnąć uwagę nowego pokolenia widzów, wychowanych w erze zaawansowanych technologii i efektów specjalnych. Czy filmowi udaje się osiągnąć ten cel?
Nasza recenzja nowego filmu “Mufasa: Król Lew” od Disneya. Warto obejrzeć w kinie?
Największym atutem filmu jest jego oprawa wizualna. Fotorealistyczna animacja, stworzona z dbałością o najmniejsze detale, przenosi widza wprost w serce afrykańskiej sawanny. Zwierzęta poruszają się z gracją i naturalnością, a ich futro, mimika i reakcje są oddane z niezwykłą precyzją. Możemy niemal poczuć ciepło słońca na skórze, usłyszeć szelest traw pod łapami lwów i poczuć zapach wilgotnej ziemi po deszczu. Krajobrazy zapierają dech w piersiach, od rozległych równin, po górzyste tereny i wodospady spływające po skalnych urwiskach. Sceny dynamicznej akcji, jak np. pościgi antylop przez stado lwic, walki samców o dominację czy ucieczka Mufasy przed szalejącą powodzią, są pełne napięcia i emocji, a realizm animacji potęguje wrażenie uczestniczenia w tych wydarzeniach.
W porównaniu z remake’em “Króla Lwa” z 2019 roku, “Mufasa” zdecydowanie wypada lepiej pod względem wyrazistości mimiki zwierząt. Emocje bohaterów są czytelne i przekonujące, co pozwala widzom łatwiej zaangażować się w ich losy. Możemy dostrzec strach w oczach młodego Mufasy, gdy traci matkę w trakcie powodzi, złość i frustrację Skazy, gdy czuje się niedoceniany przez brata, a także miłość i troskę Mufasy o swoją rodzinę.
Film oferuje również nowe spojrzenie na postać Mufasy. Tym razem poznajemy go nie jako potężnego i niekwestionowanego władcę, ale jako sierotę, która musi pokonać wiele przeciwności losu, by zasłużyć na szacunek i koronę. Jego droga do tronu jest pełna trudności i wyzwań. Musi on zmierzyć się z utratą bliskich, zdradą przyjaciela i walką o przetrwanie w surowym świecie afrykańskiej sawanny. Ta nieznana dotąd historia wzbudza ciekawość i pozwala widzom zrozumieć, co ukształtowało charakter Mufasy i jakie wartości przyświecały mu w życiu. Widzimy, jak z młodego, zagubionego lwiątka wyrasta mądry i sprawiedliwy przywódca, który dba o dobro swojego stada.
Niestety, film “Mufasa” nie jest pozbawiony wad. Największą z nich jest brak oryginalności fabuły. Historia, choć opowiedziana z perspektywy tytułowego bohatera, jest dość przewidywalna i oparta na znanych schematach. Widzowie, którzy znają “Króla Lwa”, nie znajdą tu wielu niespodzianek. Mamy tu klasyczny motyw walki o władzę między braćmi, zazdrosnego i mściwego antagonistę w postaci Skazy, a także motyw odkupienia i poświęcenia dla dobra innych. Niektóre wątki mogą wydawać się wręcz kalką z oryginału, jak np. scena ucieczki Młodego Mufasy przed hipopotamami, która przypomina scenę ucieczki Simby przed stamem antylop w “Królu Lwie”.
Kolejnym rozczarowaniem jest muzyka. Choć utwory Lin-Manuela Mirandy są przyjemne dla ucha, to brakuje im magii i emocjonalnej siły piosenek Eltona Johna i Tima Rice’a z klasycznej animacji. Melodie nie zapadają w pamięć, a teksty nie wywołują tak silnych wzruszeń jak w przypadku oryginału. W “Królu Lwie” piosenki były integralną częścią fabuły, wyrażały emocje bohaterów i nadawały historii niepowtarzalny klimat. W “Mufasie” piosenki są raczej tłem dla akcji, nie wnoszą wiele do narracji i szybko ulatuja z pamięci. Wątpliwości budzi również próba wplecenia Timona i Pumby do fabuły. Choć ich obecność ma na celu zapewnienie większej dawki humoru, ale wydaje się to być uwzględnione na siłę. W “Królu Lwie” Timon i Pumba pojawili się w momencie, gdy Simba potrzebował wsparcia i pomocy, by odnaleźć w sobie siłę i wrócić na Lwią Ziemię. W “Mufasie” ich rola jest marginalna i nie wnosi wiele do fabuły.
“Mufasa: Król Lew” to film pełen kontrastów. Z jednej strony zachwyca oprawą wizualną i oferuje nowe spojrzenie na historię znanej i lubianej postaci, z drugiej strony rozczarowuje brakiem oryginalności fabuły, słabszą oprawą muzyczną i kilkoma kontrowersyjnymi decyzjami twórców. Mimo wszystko, film z pewnością znajdzie swoich wielbicieli, szczególnie wśród młodszej publiczności, która nie miała jeszcze okazji poznać historii “Króla Lwa”. Natomiast starsi widzowie, którzy z sentymentem wspominają klasyczną animację, mogą poczuć się rozczarowani. “Mufasa” nie dorównuje oryginałowi pod względem głębi emocjonalnej, oryginalności fabuły i siły przekazu.
Zobacz więcej:
- Genialne nowości w czwartek na Max! To warto obejrzeć dziś wieczorem
- Olbrzymi HIT zmierza na Netflix! Tego zwiastuna nie możesz przeoczyć
- Najbardziej OPŁACALNY TV do konsoli – to on! Dlaczego powinieneś kupić TCL MQLED85?
- Prawie 80 produkcji zniknie z Prime Video! Czas na seans tylko do końca roku [LISTA]
- Dziś DWIE wielkie premiery na Netflix! Są nowe sezony fantastycznych seriali – sprawdź
(2)