W dobie rebootów i remake’ów powrót do marki Wojowniczych Żółwi Ninja wydaje się skokiem na kasę, ale stworzenie nowej animacji to z kilku powodów najlepsza decyzja, jaką podjęto w ostatnich latach. I forma, i treść bronią się niemal na każdym kroku, a to przecież dopiero początek!
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Kolejna potężna czystka na HBO Max. Serwis usunie… ponad 50 filmów!
Film “Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos” – recenzja
Historie oparte o tak zwany origin, czyli genezę danego bohatera, potrafią już męczyć widzów. Wielokrotnie oglądaliśmy, jak Peter Parker stał się Spider-Manem, Bruce Wayne Batmanem, a Clark Kent Supermanem. Mogłoby się wydawać, że ponowny powrót do początków historii Wojowniczych Żółwi Ninja będzie nużący i niepotrzebny, tym bardziej że dość regularnie te postacie wracały w serialach, ale odpowiednie opowiedzenie tych wydarzeń sprawiło, że nawet doskonale znający tę historię widzowie będą od nowa przeżywać każdy jej rozdział.
Twórcy nie zdecydowali się na w pełni chronologiczne przedstawienie wydarzeń, bawią się linią czasu, wracają do niektórych wątków, a inne odpowiednio podbudowują, by znalazły swój koniec we właściwym momencie. No i ta oprawa!
Nawet twórcy nie ukrywają, że inspiracją i powodem, dla którego “Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos” stworzono w takiej technice, był film “Spider-man: Uniwersum”. Zdecydowano, że film będzie wyglądał dokładnie tak, jak grafika koncepcyjna. A że grafika koncepcyjna była wyraźnie efektem ludzkiego działania, a nie wygenerowana komputerowo, to udało się też uciec od popularnych do niedawna projektów w całości opierających się na grafice komputerowej.
Przygotowując film myślano też o tzw. nieskrępowanej ekspresji, co widać na każdym kroku, ponieważ film ma pewne niedoskonałości, braki, niedociągnięcia, ale nie można ich postrzegać jako błędy lub wady, lecz wręcz odwrotnie – w pełni zamierzone elementy podnoszące atrakcyjność wizualną filmu. Nie sposób też nie zauważyć, że film zbliża się do komiksowego stylu, co tylko sprawia, że odbiera się go jeszcze przyjemniej.
Na plus należy także zaliczyć montaż i wykorzystaną muzykę. Tutaj inspiracja “Spider-man: Uniwersum” jest jeszcze bardziej oczywista, ponieważ nie brakuje dynamicznych scen, które nagrane są niejako pod dyktando rozbrzmiewających w tle kawałków. Wśród nich są doskonale znane wszystkim utwory, mniej powszechne klasyki, a także autorska kompozycje Trenta Reznora i Atticusa Rossa, których pamiętamy z “The Social Network” czy “Zaginionej dziewczyny”. Ich muzyki jest tu raczej niewiele, względem użytych gotowych kawałków, ale i tak świetnie podbudowują one napięcie, wprowadzają fajną atmosferę i spajają poszczególne sekwencje w całość.
Pomimo tego, że autorom scenariusza (za który odpowiada cały skład: Seth Rogen, Evan Goldberg, Jeff Rowe, Dan Hernandez, Benji Samit) udało się bardzo zgrabnie połączyć genezę z pierwszą misją Wojowniczych Żółwi Ninja, a także wpleść w to wszystko kilka dodatkowych wątków, unowocześnić opowieść i uczynić ją bardziej strawną dla młodych widzów. Nie brakuje tu więc odwołań do celebrytów, marek i technologii, które dziś rządzą wśród dorastających osób, a dzięki temu i starsi widzowie bawią się świetnie podczas seansu, ponieważ przez tę godzinę i czterdzieści minut budowany jest swego rodzaju pomost pomiędzy dwoma pokoleniami.
W polskich kinach zobaczymy, a właściwie usłyszymy tylko polski dubbing, więc do momentu wydania filmu na Blu-ray czy VOD nie ocenimy wersji oryginalnej, ale już teraz uspokoimy wszystkich, że nasza rodzima wersja wypada co najmniej dobrze. Głosy postaci odpowiadają raczej charakterom, nie czuć tu wtórności w dobieraniu aktorów i cały seans przebiega w naprawdę świetnej atmosferze, ponieważ wszystko jest nad wyraz naturalne. Tym, do czego można się odrobinę przyczepić, to uproszczenie czy spłycenie niektórych zachowań czy wątków. Część reakcji można zrzucić na wciąż działające w filmach schematy czy nadal aktualne stereotypy, ale nie sposób nie dostrzec zastosowanej drogi na skróty, by wyjaśnić niektóre tajemnice lub zwroty akcji.
Znakomicie wybrnięto natomiast z problemu wyboru przeciwnika, z którym Wojowniczym Żółwiom Ninja przyszło się mierzyć. Wskazano oczywiście na jedną z postaci z komiksów, ale wokół niej zgromadzono cały szereg (anty)bohaterów, których znamy z gier czy kreskówek, a które przez lata kojarzono z nastoletnimi obrońcami Nowego Jorku. Dzięki temu każdy z widzów znajdzie wśród nich swojego ulubieńca, ale nie mamy poczucia papugowania przez twórców filmu.
“Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos” skorzystały na popularności animowanego Spider-Mana od Sony, ale mają własną tożsamość i wiele świetnych historii do opowiedzenia w takiej formule. Nic więc dziwnego, że zapowiedziano już sequel i serial, a można być niemal pewnym, że wkrótce i pozostałe gałęzie merchu zaczną zyskiwać nowe produkty inspirowane animacjami. Dopóki będą reprezentować co najmniej ten sam poziom, co film, to mogą powstawać w nieskończoność.
Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:
- Dziś polska premiera na Netflix! Nowy film akcji może stać się wielkim hitem
- Kolejna firma kupiła udziały w Viaplay! Nordycki serwis zniknie z Polski – co dalej?
- 200 filmów na VoD za… 1 zł! Ruszyła wyjątkowa wakacyjna promocja – gdzie?
- Horror, który pokonał “Avatara” w kinach, już za chwilę na VoD w Polsce!
- Transmisja na żywo z meczu Karabach – Raków: gdzie i o której oglądać? Będzie awans?
(183)