Powrót “Halloween” w 2018 roku budził wiele wątpliwości, ale po seansie w kinie byłem naprawdę zadowolony z tego filmu. Nakręcenie kontynuacji dla filmu sprzed 40 lat wyszło wyśmienicie, ale twórcy nie powiedzieli dość. Stwierdzili, że we współczesnych czasach opowiedzą w sumie trzy historie, a w kinach możecie oglądać drugą część z trylogii “Halloween zabija”. Tym razem jednak mało co się udało.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Warto było czekać na wersję 4K. Serial “Pajęczyna” na Player – recenzja
Niektórzy dziwią się, dlaczego “Halloween” z 1978 roku określane jest klasykiem i wcale nie dziwię się tym reakcjom. Obejrzenie tego filmu dziś po raz pierwszy nie wzbudzi raczej większych emocji u widza, bo produkcja się po prostu zestarzała i nie wszystkie zastosowane w niej efekty są dziś skuteczne. Zupełnie inaczej reagują na ten tytuł ci, którzy widzieli film 20 czy 30 lat temu lub w okolicach premiery, a dziś go tylko powtarzają. Produkcja sprzed 3 lat przekreśliła wszystkie sequele z lat 80. i 90., dlatego “Halloween zabija” mogło napisać dalszą część tamtej historii z pełną swobodą.
Retrospekcje w “Halloween zabija” są świetne
Akcja rozgrywa się bezpośrednio po tym, co zobaczyliśmy w “Halloween” (2018), ale wstępem do filmu są retrospekcje. Ukazują one wydarzenia sprzed ponad 40 lat, ale z innej perspektywy. To bardzo fajne rozwiązanie, które wprowadziło lub odświeżyło nam w pamięci kilku bohaterów, co później okazuje się kluczowe, bo fabuła będzie dotyczyła dorosłych ludzi, którzy za dzieciaka uciekali po ulicach miasteczka przed Michaelem Myersem.
Michael Myers vs. mieszkańcy. Gdy role się odwracają…
Pomysłem na tę część jest jednak coś innego, niż tylko walka o przetrwanie tych, którzy się na niego natkną. Celem jest to, by odwrócić role i urządzić polowanie na Michaela, który ponownie sieje postrach wśród mieszkańców. Na czele kontrabandy znajdują się ci, którzy przetrwali przed kilkoma dekadami, więc wszystko staje na głowie. Laurie Strode leży w szpitalu, opiekuje się nią córka Karen, a na jednej sali z nimi ląduje oficer Hawkins. To zrodzi chwile wspomnień i wyznań, a główna akcja będzie rozgrywać się gdzie indziej. Kształt będzie kroczył od domu do domu eliminując każdego, kto będzie na jego drodze, a jednymi z tych, którzy obiorą go za cel będzie wnuczka Laurie, czyli Allyson.
Film, jak zawsze, ukazuje makabryczne sceny morderstw i jest – wybaczcie – jasna strona tego filmu. Zaplanowano i wyegzekwowano ciekawe rozwiązania, ujęcia i kadry, a trup ściele się gęsto. Niektórym poświęcono więcej uwagi, niż się spodziewałem, bo nie wpływa to nijak na fabułę, tylko zwiększa licznik zabójstw. Inne postacie najpierw wprowadzono choć w minimalnym stopniu, ale chyba każdy wie, że tylko po to, by później wystawić je na spotkanie z Kształtem. W międzyczasie śledzimy narastający chaos w szpitalu i okolicach, gdzie za Michaela uznano innego ze zbiegów, mimo że zupełnie różnią się posturą i sposobem poruszania. Jeśli miało to być odzwierciedlenie tego, jak łatwo w dzisiejszych czasach manipulować tłumem to było to bardzo trafne, ale na ekranie jakoś to w ogóle się nie kleiło fabularnie.
Za dużo chaosu i patosu
Chaotyczność przeniosła się bowiem na samą historię, która momentami traciła sens. Przywykliśmy do głupawych zachowań ofiar w slasherach, ale zbyt często łapałem się za głowę podczas seansu “Halloween zabija”. Trzy lata temu wszystko to było lepiej zbalansowane i wyważone. W tegorocznym filmie wkradło się zbyt dużo ekstrawagancji twórców, co doprowadziło do absurdalnych sytuacji, jak tak z końcówki filmu. Interesujące i dość odświeżające było przeniesienie ciężaru fabuły na inne postacie, a później na tłum domagający się śmierci Michaela, lecz przez to produkcja zatraciła pewien pierwiastek emocjonalny, który doskonale działał w poprzednim filmie, gdy dochodziło do konfrontacji Kształtu z Laurie.
Muzyka w “Halloween zabija” jest znakomita!
W trakcie seansu w największym stopniu przemawiała do mnie natomiast muzyka. Nowe kompozycje, bazujące na tym, co powstało do tej pory, to świetne połączenie znanych motywów z nowoczesnością. Rytmiczne wystukiwanie akordów i linie melodyczne, które zwiększają czujność widza wybrzmiewają wręcz znakomicie i gdy nie one, część ze scen w ogóle by nie zadziałała. To chyba najlepszy element całego filmu i byłem pod niemałym wrażeniem tego, że Cody Carpenter i Daniel Davies (bazując na dokonaniach Johna Carpentera) zdołali nie zatracić charakteru oryginału, a jednocześnie stworzyli coś równie mrocznego i zaskakującego, co pierwowzór.
Czy za rok Halloween się skończy?
Przed nami oczekiwanie na domknięcie współczesnej trylogii, bo za rok mamy doczekać się premiery “Halloween Ends” (“Halloween – koniec” w polskiej wersji?) Mam ogromną nadzieję, że scenarzyści i producenci, którzy zapewne już pracują nad kolejną częścią, usłyszą narzekania krytyków i fanów po premierze “Halloween zabija”. Nie jest to zły film, ale nie dorównuje produkcji sprzed trzech lat, bo w zbyt dużym stopniu próbuje być czymś innym, niż powinien. Zamysł na przeniesienie ciężaru historii na barki innych bohaterów był bardzo dobry, ale realizacja zawiodła. “Halloween zabija” stało się zbyt chaotyczne i bezładne, a robiące wrażenie sceny zabójstw z genialną ścieżką dźwiękową w tle to zbyt mało, by nakręcić dziś dobry slasher. Miejmy nadzieję, że “Halloween Ends” wróci do korzeni i opowie tę historię do końca jak należy.
A pewnie wtedy doczekamy się “Halloween Continues” dwa lata później…
“Halloween zabija” w kinach od 22 października
Przeczytaj więcej recenzji i tekstów na temat filmów:
- Spektakl, który wymaga najlepszego kina. Diuna – przedpremierowa recenzja
- Oto Bond godny naszych czasów. “Nie czas umierać” – recenzja
- Komedia bez ładu i składu, ale z niespodzianką. Venom 2: Carnage – recenzja
- Oficjalnie: koniec nc+ GO! CANAL+ ogłosił, kiedy definitywnie wyłączy platformę. To ostatnie chwile!
(321)