Powrót

Recenzja filmu “Lee. Na własne oczy”. Zrobił na nas wrażenie!

Kate Winslet musi starannie wybierać projekty, w których bierze udział, bo dość regularnie udaje się jej trafić w bardzo udane filmy i seriale. “Lee. Na własne oczy” zrobił na nas wrażenie i jesteśmy zdziwieni panującym złym odbiorem tego tytułu.

Film “Lee. Na własne oczy” już w polskich kinach. Warto obejrzeć? Recenzja

Za sprawą filmu cofamy się do czasów przedwojennych – niedługo przed wybuchem II wojny światowej Lee Miller spędza czas ze znajomymi. To była modelka, która szuka na siebie pomysłu po udanej karierze, ale ze względu na upływ czasu nie mogła kontynuować wcześniejszego zawodu na tę samą skalę. Młodość przemija, ale pasje, ambicja, determinacja i talent nie – Miller para się fotografią. Wśród jej prac są modowe i studyjne zdjęcia, ale coraz częściej interesuje ją inna tematyka. Wiszące nad Europą widmo wojny nie było tak oczywiste dla wszystkich, ale po przeprowadzce do Londynu z ukochanym, Miller bierze pod uwagę nie tylko fotografowanie efektów wojny na Wyspach, ale także na froncie. Zanim tam jednak dotrze, będzie zmuszona postawić się tym, którzy tego po prostu nie lubią.

O późniejszych wydarzeniach lepiej dowiedzieć się z filmu, ale ten dłuższy wstęp miał za zadanie przede wszystkim pokazać, że “Lee. Na własne oczy” to historia szersza, aniżeli kroniki działań fotografki na ulicach miast, gdzie toczyła lub toczy się wojna. Film zahacza o liczne znajomości i przyjaźnie, ale daje także przestrzeń na uchwycenie ogólnego kontekstu. Do scenografii i kostiumów trudno się tu w jakikolwiek sposób przyczepić, a obsada jest równie mocnym magnesem na widza, co pozostałe elementy filmów. W tle słychać dość często oryginalną ścieżkę autorstwa Alexandra Desplat – wśród utworów znajdują się te zupełnie niezapadające w pamięci, ale także te, które zwracają na siebie uwagę i miejmy nadzieję będzie nam dane je usłyszeć w całości na wydanej płycie.

Łącznikiem wszystkich okresów życia Lee Miller jest rozmowa fotografki w zaawansowanym wieku, gdy dla nas nieznajomy mężczyzna odwiedza ją w domu. To jeden z ciekawszych zabiegów zastosowanych w tej produkcji, choć niektórzy stwierdzą, że zbyt ckliwy. Film jest jednak w stanie zaciekawić widza, wprowadzić go w środek akcji i pokazać realia wojny, lecz z trochę innej perspektywy. Jest w tym dużo klisz i stereotypów – film w dużej mierze przemieszcza się utartymi ścieżkami – ale jest w tym odrobinę więcej magii kina dzięki znakomitej kreacji Kate Winslet i wtórującego jej Andy Samberga. Tego ostatniego widzimy w takich okolicznościach dość rzadko, więc z tym większym przejęciem przypatrujemy się jego staraniom zagrania czegoś innego niż zazwyczaj. Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że jego bogaty język ciała i mimika sa duży zaletami aktora, dlatego Samberg jest w stanie stworzyć przyjaznego bohatera, na którego pojawienie się na ekranie po prostu czekamy. Gdzieś w tym wszystkim ginie rola Alexa Skarsgarda, ale na to powinniśmy być gotowi.

Największą wadą “Lee. Na własne oczy” są chyba zbyt silne próby udowodnienia czegoś przez twórców, ponieważ niektóre lekcje, refleksje i komentarze są nazbyt dosłownie serwowane widzom. Ten brak subtelności powoduje, że w kinowym fotelu można się zacząć kręcić, gdy po raz kolejny dostajemy bliźniaczo podobną sytuację/scenę do poprzedniej, jeśli chodzi o główny przekaz takich wydarzeń. Czasami może to wręcz irytować, dlatego lepiej skupić się na pozostałych aspektach filmu, gdzie jest znacznie lepiej. Film Ellen Kuras nie zapisze się historii jak najważniejszy lub najlepszy projekt 2024 roku, ale zdecydowanie powinien wpaść na listę tytułów, które z tego roku warto zobaczyć.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(1898)