Powrót

Nasza recenzja horroru “Substancja”. Czy zachwyty krytyków są uzasadnione?

Czy zachwyty krytyków są uzasadnione? Nowy film Coralie Fargeat podzieli widzów – niektórzy będą wniebowzięci, inni wyjdą z kina wkurzeni. “Substancja” trzyma bardzo wysoki poziom, ale w naszej ocenie, tylko do czasu.

Film “Substancja” – nasza recenzja. Nowość już w kinach

Są rzeczy, których nie kupią nawet pieniądze. Ogromna sława, rozpoznawalność i niesamowicie głęboki portfel nie sprawią, że ktokolwiek zatrzyma czas, więc Elizabeth Sparkle – po latach idylli – musi pogodzić się z rosnącą krytyką. Po dekadach fenomenalnej kariery zostaje odsunięta na bok ze względu na wiek, więc zaczyna wątpić w sens dalszej egzystencji. Z pomocą przyjdzie jej… Substancja. Dzięki niej Elizabeth zyskuje drugą szansę, ale nie taką, jakiej się spodziewała.

Historia Elizabeth oraz jej codzienność są przedstawione w brawurowy, ciekawy i niezwykle angażujący sposób. To kino, na które patrzy się z uwielbieniem i zaciekawieniem, bo prawie żadna ze scen nie wpasowuje się w schematy i standardy. To bardzo miły widok, który sprawia, że początek seansu mija niezwykle szybko i dynamicznie, a my jesteśmy całkowicie pochłonięci oglądaniem. Późniejsze sceny, gdy schodzimy na ziemię i przyglądamy się staraniom Elizabeth w zdobyciu Substancji, również mają w sobie to “coś”. W większości są to bardzo bliskie kadry, a scenografia potrafi nas nie raz omamić i pozornie oszukiwać. To jednak rzeczywistość i nieustannie zastanawiamy się, co czai się za rogiem w tej pokręconej fabule.

Gdy widzimy już efekty Substancji, film nabiera jeszcze wyższego tempa. Wszystko dzieje się niezwykle szybko, mrugnięcie powoduje, że przegapiamy istotne detale, ale historia cały czas wciąga i zatrzymuje całą naszą uwagę. Już dawno nie doświadczyliśmy czegoś takiego w kinie, może oprócz “Strange Darling”, który równie mocno zasysa w świat filmu. Tu wszystko jest na swoim miejscu, muzyka dodaje klimatu i nadaje odpowiedni rytm, a pojedyncze kadry czy sekwencje mogłyby być samodzielnymi klipami, które robiłyby potężne wrażenie. Niestety, historia zaczyna w pewnym momencie przybierać coraz to dziwniejszy kierunek…

Jeśli wyszlibyśmy z kina po około 1 godzinie i 45 minutach seansu, moglibyśmy śmiało wystawić “Substancji” najwyższe noty i nakłaniać do jak najszybszego kupowania biletów. Niestety, końcówka filmu, a właściwie cały ostatni akt, próbuje być tak wieloma rzeczami na raz, że siedząc w fotelu trudno jest nawet odnaleźć w sobie radar, który podpowiedziałby, jak mamy się czuć. Ani śmiech, ani płacz, ani strach nie wydają się być tu na miejscu, a w odbiorze końcówki nie pomaga fakt, że poszczególne sceny są po prostu za długie, ciągną się w nieskończoność, więc nawet zdumienie, szok i niedowierzanie w wybory reżyserki i scenarzystki przestają działać.

Film przebiera tak dziwaczny obrót, że dla niektórych może to być przebłysk geniuszu mający wprowadzić tonę metafor i alegorii, ale całkowicie nie pasuje to w naszej ocenie do pozostałej części filmu. Gdybyśmy otrzymali konkretne, trwające 5-10 minut zakończenie, które szokowałoby i robiło tak duże wrażenie jak reszta, ale lepiej wpasowałoby się w całość, to Coralie Fargeat mogłaby być pewna miejsca wśród TOP twórców tego roku i nie tylko. Niestety, finał mający być kropką nad “i” albo wykrzyknikiem na końcu wypowiedzi, jest kapiszonem zamiast dynamitu. Wspaniały występ Demi Moore i wtórująca jej Margaret Qualley porywają widownię, ale później “odpalone wrotki” – mówiąc skrajnie kolokwialnie – nie dodają żadnej wartości całemu filmowi i psują to, co aktorzy budowali przez większość produkcji.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(7040)