Powrót

Byliśmy na “Titanic” w 3D. Warto? Wielki powrót po latach do polskich kin!

Powrót na ekrany kin wielkiego “Titanica” to nie lada wydarzenie i obecność na dużym ekranie takiego filmu ponownie skłania do zadawania pytania, czy klasyki nie powinny częściej wracać do multipleksów. To jednak temat na inny materiał, a w tym przyjrzymy się produkcji Jamesa Camerona w wersji 3D. Czy warto wybrać się na “Titanica” do kin?

“Titanic” powrócił do polskich kin! Obejrzeliśmy film w… 3D

Część widzów może pamiętać film z regularnych powtórek na Polsacie, gdzie “Titanic” musiał być podzielony na dwie części ze względu na jego długość trwania. Nieco ponad 3 godziny to całkiem sporo i z blokami reklamowymi stacja musiałaby poświęcić na jego emisję większość popołudnia lub cały wieczór. Nie ma jednak wątpliwości, że debiutujący w 1997 roku film większość osób zobaczyła na mniejszym ekranie na przestrzeni lat – czy to w telewizji, na VHS czy na DVD. Wersja 4K istnieje od niedawna, a teraz dla kin przygotowano nową odsłonę 3D. Nie jest to, oczywiście, film stworzony od podstaw z myślą o tym formacie, jak chociażby inny hity Jamesa Camerona, czyli “Avatar”, ale wcale tego tak bardzo nie widać . To wynik pracy setek ludzi, którzy przygotowywali nową wersję Titanica klatka po klatce, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Najbardziej w oczy rzucają się odrestaurowane, pełne szczegółów i detali, sceny, w których widzimy pieczołowicie przygotowane scenografie czy zbliżenia na aktorów. Historia? Mimo, że “Titanica” widział chyba każdy, to jednak wciąż emocjonuje.

Wokół tragicznej podróży, w którą wybrało się koło 2,5 tysiąca pasażerów, Cameron przygotował dla widzów romantyczną historię Jacka (Leonardo DiCaprio) i Rose (Kate Winslet). Ten pierwszy znalazł się na pokładzie przypadkowo wygrywając bilety w pokera, ta druga była już na dobrej drodze do pozostania mężatką, bo po dotarciu na ląd bardziej niż pewny byłby jej związek z wybrankiem jej matki. Tak chyba najlepiej można bowiem opisać Cala, który dzięki swojemu zapleczu finansowemu może przebierać w kandydatkach na żonę, zaś Rose ze względu na kłopotliwą sytuację materialną jej rodziny jest wpędzana w związek z rozsądku. Dziewczyna zostaje zapędzona w róg na tyle, że jest gotowa odebrać sobie życie. Będąc o krok od wykonania skoku spotyka Jacka i od tego momentu jasne jest, że dziewczyna wysiądzie na ląd u boku kogoś innego. Nie jest to nazbyt odkrywczy czy porywający związek, jaki pokazano na ekranie, ale dużą rolę odgrywają tu kreacje aktorów oraz miejsce akcji. DiCaprio wyśmienicie odnajduje się w roli inteligentnego, utalentowanego i szarmanckiego łobuza, zaś Winslet przekonująco prezentuje się tylko wtedy, gdy dziewczyna jest po prostu sobą. Wpasowanie się arystokratyczne obrzędy przychodzi jej z trudem, dusi się w tej rzeczywistości i dostrzega w niej coraz więcej problemów.

W międzyczasie poznajemy jednak całą plejadę innych bohaterów, jak Thomas Andrews (Victor Garber), czyli twórca Titanica czy kapitana Edwarda Smitha (Bernarn Hill). Poprzez konotacje Rosą ze śmietanką towarzyską obecną na statku możemy też usłyszeć wiele dialogów pełniących rolę ekspozycji – wyjaśniane nam są rekordy Titanica, jego budowa czy wady. Tą ostatnią jest oczywiście niedostateczna liczba szalup, ale jak mawiali niektórzy: Titanic sam w sobie był szalupą. Wszystko przemyka przed oczami bardzo płynnie i gładko, także dzięki temu że całość nie jest zawieszona w próżni. Powodem do powrotu do tematu Titanica są próby wydobycia największych skarbów z otchłani wody. Wrak skrywał przez długie lata wiele drogocennych przedmiotów, a jednym z nich miał być diament zamknięty w naszyjniku. Ekipa poszukiwawcza nie potrafi go jednak odnaleźć, więc zgadza się, by na miejscu pojawiła się ta, która katastrofę przeżyła. Opowieść Rose jest pełna wielu szczegółów i anegdot, które my poznajemy będąc świadkami tych wydarzeń. Wielowarstwowe podejście do fabuły “Titanica” nadało mu więcej tajemniczości i zwiększyło ilość ładunku emocjonalnego. Nawet po 25 latach “Titanica” ogląda się świetnie, niezależnie od tego, czy zależy nam na wątku fabularnym (obyczajowym), czy samej katastrofie statku.

Pytanie, jak prezentuje się sam film pod względem wizualnym. Odświeżona wersja, którą można obejrzeć w 4K z płyty lub w streamingu, jest wyświetlana w wielu kinach, a w innych to baza do materiału źródłowego pokazywanego w klasycznych salach. I nawet tutaj różnice są zauważalne od razu, gdyż niemal każdy kadr pełen jest szczegółów. Ostrość, wyrazistość i plastyka ujęć są znakomite, co po prostu cieszy. Gdyby nie kilka rozwiązań wynikających z okresu, w jakim powstawał film, śmiało można by go pomylić z aktualnie powstającymi produkcjami. Poszczególne ujęcia wykorzystują jednak plansze zamiast prawdziwych budynków w oddali, a CGI z przechadzającym się po pokładzie pasażerami przypomina raczej gry komputerowe sprzed 10-15 lat. Na kinowym ekranie trudno tego nie zauważyć, podobnie jak greenscreena pozwalającego umieścić aktorów na tle niektórych krajobrazów.

Czy to przeszkadza? Raczej nie, gdyż wszystko zrobiono ze smakiem lata temu i dzisiaj nie powinno to zwracać uwagi, a tym bardziej irytować. Efekty dźwiękowe natomiast wypadają po prostu wyśmienicie. Jeszcze lepiej brzmią sceny, w których woda przedziera się przez wnętrza statku lub gdy ten pęka pod naciskiem wody. Wersja 3D, na którą najprawdopodobniej traficie w kinie, może budzić pewne obawy, ale już po kilku lub kilkunastu minutach zapominamy, że w ogóle to film w 3D. Także dlatego, że sceny nie zostały zaplanowane ani nakręcone z myślą o uwypukleniu tego formatu, ale przede wszystkim z powodu nienatarczywości efektu 3D. Dodaje on czasem głębi albo atrakcyjności poszczególnym kadrom, ale nie razi w oczy, jak niektóre tanie i marne produkcje 3D. Czy bez 3D “Titanica” oglądałoby się lepiej? Raczej tak, ponieważ wtedy w jeszcze większym stopniu dostrzeglibyśmy szczegółowość odrestaurowanej wersji “Titanica”. 3D jednak nie męczy i nawet w okularach dostrzegalne jest, że mamy do czynienia z odświeżoną wersją filmu.

Pomimo długości trwania i ćwierćwiecza na karku “Titanic” gromadzi na salach tłumy. Niektóre seanse są wyprzedane, na innych pozostają pojedyncze miejsca. To pokazuje, że i tytuł, i generalnie klasyki, mają spore szanse na (ponowny) sukces w kinach, a przy odpowiedniej aranżacji zdecydowanie warto dać im szansę na powrót na ekran.


Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(7834)