Pierwsza część gry wywołała swego czasu niemało szumu medialnego, szczególnie w kategorii gier niezależnych. Kiedy zapowiadano kontynuację 2 lata temu na E3 wreszcie myślałem, że zostanie przekroczona pewna bariera i State of Decay 2 zyska status AAA. Tak jednak się nie stało, chociaż niekoniecznie jest to zła wiadomość.
State of Decay 2 to ewolucja jedynki, a więc należy się pogodzić z faktem, że nie jest to wysokobudżetowa, wymuskana do granic możliwości produkcja. Gdy już się jednak z tym faktem oswoimy (co w moim przypadku nie trwało zbyt długo) to odkryjemy wciągającą, angażującą grę, od której bardzo trudno się oderwać. Co więcej, szczerze mówiąc, trudno się do niej w obrębie swoich własnych aspiracji do zbyt wielu rzeczy przyczepić.
Nie należy się zatem spodziewać graficznych wodotrysków ani silnie odczuwalnej ręki reżysera, jak w God of War, bo to zupełnie innego rodzaju gra. Należy ją też oceniać przez zupełnie inny pryzmat, ale to nie znaczy, że trzeba na nią patrzeć jako produkt drugiej kategorii. Akurat State of Decay reprezentuje niemal wymarły w świecie dużych wydawców segment gier „średniobudżetowych” i moim zdaniem bardzo dobrze dla różnorodności rynku, że doszło do powstania gry.
W teorii State of Decay 2 (jeśli kogoś ominęła część pierwsza), to znany i wyświechtany temat, czyli apokalipsa zombie. Jednak gra studia Undead Labs prezentuje go z zupełnie innej perspektywy niż inne tytuły tego typu. Mianowicie, serwuje nam grę akcji TPP, w której nacisk kładziony jest przede wszystkim na zbieranie zasobów, crafting, rozbudowywanie bazy, mikrozarządzanie drużyną ocalałych oraz element RPG.
Głównym wabikiem gry jest rozbudowana symulacja świata, w którym wiele mechanizmów nachodzi na siebie, tworząc wyrafinowane pętle. Aby zabezpieczyć swoją egzystencję, musimy zajmować posterunki i zadbać o to aby nie zabrakło nam jedzenia lekarstw, materiałów budowlanych, amunicji oraz paliwa. Musimy także uważać na liczbę miejsc do spania oraz morale. To ostatnie daje fantastyczną motywację do tego by ciągle żonglować swoją ekipą. Wykonywanie ważnych zadań poprawia morale, a jednocześnie daje okazje do uzyskania poziomów doświadczenia z poszczególnych umiejętności. Te z kolei przeistaczają się z czasem w specjalizacje. Jest ich znacznie więcej niż w poprzedniej grze, postaci mają unikatowe pasywne bonusy, a także możemy wybrać unikatowe zdolności wynikające z wymaksowania każdej ze zdolności (a potem istnieje drugi system levelowania). Ponadto osiągnięcie statusu Bohatera (Hero) dodaje unikatowych atrybutów jako przywódcy grupy (np. dostęp do konstrukcji specjalnych budynków). A nasza społeczność potrzebuje specjalistów, bo bez nich nie da się rozbudowywać dalej bazy.
Wszystko ładnie się zazębia na wielu płaszczyznach, ale każda decyzja ma też swoje konsekwencje dla ekonomii gry. W teorii przyjęcie nowego rekruta w nasze szeregi jest jak najbardziej pozytywne, ale trzeba zastanowić się, czy nasza ekipa będzie w stanie wytworzyć czy zdobyć wystarczającą ilość jedzenia dla powiększonego właśnie składu. Tak samo należy się za każdym razem zastanowić, czy jesteśmy dostatecznie dobrze przygotowani na daną misję i czy w ogóle opłaca się komuś pomagać. Ja miałem na przykład problem, bo poszukiwałem specjalistów z konkretnej dziedziny, np. chemii i pomaganie innym osobom po prostu nie dawało mi korzyści, bo i tak bym ich nie zaprosił do swojej bazy. Okrutne, ale prawdziwe.
Takich decyzji jest w State of Decay 2 co niemiara, a czas nieubłaganie tyka i nie możemy zapauzować gry. W przeciwieństwie do większości innych tytułów, w State of Decay 2 utrata członka społeczności oczywiście boli, ale nie istnieje żaden mechanizm cofania się do zapisanego stanu gry, co dodaje specyficznego uroku, a każda nasza decyzja ma niezwykle odczuwalne konsekwencje.
Sama gra w kwestii mechaniki rozgrywki związanej z akcją niedużo się zmieniła. Oczywiście animacje są bardziej rozbudowane a jazda samochodem jest zdecydowanie lepsza technicznie, aczkolwiek nadal jest wyczuwalna pewna szorstkość charakterystyczna dla pierwszego State of Decay. Jak już wspomniałem, SoD 2 to nie przeskok do klasy gier AAA, lecz bardziej z A do AA. Mogę jednak powiedzieć, że strzela się przyjemnie, nie ma problemu z „inkasowaniem” headshotów, nawet na konsoli, a walka wręcz mimo, że prosta, to jednak nie jest prostacka. Dodatkowe ciosy, które nabywamy wraz z łapaniem nowych poziomów oraz przy specjalizacjach także w interesujący sposób urozmaicają starcia. Dodatkowo dbanie o to by nie wyzionąć ducha w ferworze walki jest ogromnym utrudnieniem, które bywa „być albo nie być”.
Ogólnie rzecz biorąc jest to zdecydowanie bardziej ewolucja, nie rewolucja, ale bardzo przemyślana i udana. Szczerze mówiąc, nie było sensu wywracania szkieletu State of Decay do góry nogami, gdyż on już w 2013 był bardzo udany. Zamiast tego poszerzono wielkość świata, który teraz składa się z trzech terenów (każdy wielkości całej mapy z jedynki), dołożono większą ilość zależności, jakie zachodzą i moim zdaniem była to słuszna decyzja. Zresztą, nie zapominajmy, że jeszcze 3 lata temu Undead Labs liczyło sobie zaledwie 50 osób, a nad pierwszą częścią gry pracowała jeszcze mniejsza ekipa.
State of Decay 2 co prawda opiera się na, jak już wspominałem, dość wyeksploatowanym motywie zombie-apokalipsy, ale tematykę tą obdarza kunsztownie wykreowanym klimatem swojskiej amerykańszczyzny. W bardzo stylowy sposób wzbogaca go ścieżka dźwiękowa weterana Jespera Kyda w której klimatyczne, melancholijne niekiedy syntezatory mieszają się z delikatniejszymi gitarami a’la Americana. Przemierzanie opustoszałych miasteczek ma tak urok za dnia, z farmami skąpanymi słońcem, jak i w kompletnych ciemnościach, gdzie za jedyne źródło światła służy nam nasza latarka bądź reflektory samochodu. Stylizacyjnie byłby to miks Far Cry z Silent Hill i The Evil Within.
Sama grafika, choć jest w natywnym 4K szału jednak nie robi, ale też z racji na ogromne obciążenie procesora symulowaniem świata, nie można było się spodziewać czegoś innego, zwłaszcza po projekcie o średniej skali. Estetycznie widać oczywiście duży postęp względem pierwszego State of Decay, ale nawet obecność HDR nie dodaje tutaj zbytnio kolorytu (poza tym wiąże się z nią defekt w renderowaniu słońca). Gra na Xbox One (X) charakteryzuje się lekkim motion blurem, który stara się dodać wrażenia płynności naszych ruchów. Jeśli chodzi o płynność, jest znacznie lepiej i bardziej konsekwentnie niż w jedynce, ale nie idealnie. Gdy pojawiają się efekty dymu lub rozmyć kierunkowych od ognia, widać drobne spadki FPS-ów. Co prawda nie będą raczej one nigdy odciągały uwagi ani nie zepsują rozgrywki, ale byłem w stanie je zauważyć. Całe szczęście jednak doczytywanie nowych obszarów, które spowalniało znacznie grę w jedynce zostało wyeliminowane.
Na koniec wspomnę, że State of Decay 2 dodał 4-osobowy tryb kooperacyjny, czego nie było w poprzedniczce. Ponadto, jest możliwa wspólna rozgrywka posiadaczy PC z Windows 10 i tych, którzy grają na Xbox One. Tryb ma swoje ograniczenia, należy przebywać w pobliżu hosta do 450 metrów (co nie jest aż takim małym dystansem), ale Twoja postać będzie mogła zdobywać kolejne poziomy doświadczenia oraz zachowywać zebrane przedmioty i transferować je do swojej bazy. W co-opie w SoD 2 dobra są do wzięcia dla każdego gracza z osobna, a więc nikt nie może nikomu niczego wykradać. Ogólnie tryb wieloosobowy nie jest może rozwiązaniem idealnym i takim na miarę oczekiwań co bardziej wybrednych graczy, ale zważywszy na skomplikowany charakter generowania wydarzeń w świecie, jest to funkcjonalny kompromis. Opcja wzajemnego grania Xbox One / PC jest miłym bonusem.
Podsumowanie
Reasumując, State of Decay 2 to bardzo dobra gra w swojej kategorii i wypełnia swoje założenia wzorowo. Nie jest to pozycja dla każdego i na pewno nie jest w stanie jakością produkcji rywalizować z blockbusterami AAA, ale z drugiej strony to tytuł, od którego diabelnie trudno się oderwać, bo w tak niesamowicie przemyślany sposób wszystkie trybiki się ze sobą ścierają w tej machinerii świata generowanego na bieżąco. Łatwo dzięki temu jest przymknąć oko na pewne drobne niedoróbki techniczne. Nie jest to tytuł robiący wyjątkowy użytek z 4K i HDR, ale cały czas trzeba pamiętać o tym, że to gra o średnim budżecie, z dużym światem, w którym wiele kalkulacji zachodzi w CPU „w locie”. Ogólnie grę, szczególnie w tak atrakcyjnej cenie, poleciłbym osobom, które lubią gry z otwartym światem, ale brakuje im rozbudowanych zależności i aspektu strategicznego z prawdziwego wrażenia. Adrenalina, którą wyzwolicie przy desperackich powrotach z wymęczonymi i zarażonymi wirusem postaciami, które muszą znaleźć samochód i modlić się by starczyły benzyny to coś niezwykłego, czego z reguły nie da się uświadczyć w innych sandboxach.
Plusy:
- Świetny symulowany świat pełen losowych zdarzeń i wielu zależności
- Fajny amerykański, swojski klimat
- Rozbudowanie aspektów strategicznych z oryginału
- Fenomenalna muzyka Jespera Kyda
- Wciągająca rozgrywka od której trudno się oderwać
- Każda decyzja ma znaczenie!
- Atrakcyjna cena
Minusy:
- Średni użytek z technologii 4K i HDR
- Szorstka warstwa techniczna (lepiej niż w oryginale ale nadal daleko od ideału)
Cena: 99 zł
Grę na Xbox One X dostarczył wydawca – Microsoft Polska (data premiery 22.05.2018)
Gra testowana na telewizorze Ultra HD 4K HDR Samsung Q7C
(758)