Powrót

Netflix naprawia polski serial, gdy wszyscy zwątpili. Rojst ’97 – recenzja

Samo zniknięcie serwisu Showmax nie wywołało tak silnych emocji, jak perspektywa braku szans na zamknięcie historii, do której platforma napisała pierwszy rozdział. “Rojst” był ich pierwszym dużym serialem i jak się później okazało, niestety, ostatnim. “Rojst” nam się spodobał, ale finał sezonu rozczarował i pozostawił u widzów tak duży niesmak, że opinie krążące o serialu wybrzmiewały dość negatywnie. Czy zasłużenie? Trochę tak, bo pozostawienie nie tylko uchylonej, ale wręcz otwartej na oścież furtki dla kontynuacji mogło sfrustrować. Gdy Netflix zainteresował się katalogiem Showmaksa, chyba nikt nie przypuszczał, że platforma podejmie się nakręcenia drugiej serii “Rojsta”, a jednak tak się stało. “Rojst ’97” pokazał, że było warto.

Rojst ’97 – kontynuacja, która nie miała prawa się wydarzyć. Recenzja serialu

“Rojst ’97” naprawia serial dokładnie w tych aspektach, gdzie zawiodły nas pierwsze odcinki Showmaksa, ale jednocześnie korzysta pełnym garściami z tego, czym “Rojst” nas zachwycił. Ponownie wracamy do Polski z poprzedniego tysiąclecia, ale tym razem obserwujemy okres transformacji w naszym kraju. Scenarzyści doskonale do tego nawiązują, a my przyglądamy się planom i scenografiom, które wyglądają jak żywcem wyjęte ze zdjęć z tamtego okresu. Nie znamy dokładnego położenia miasteczka, w którym dzieje się akcja, ale wiemy, że są to okolice Śląska, który w 1997 roku nawiedziła wielka powódź. Jej efekty widoczne są gołym okiem, a według relacji aktorów, osoby zamieszkujące niedaleko miejsc, gdzie kręcono serial, nabierały się na inscenizację zniszczeń i pozostałości po powodzi. To nie jest tylko poziom pierwszego “Rojsta”, ale go nawet przebija, bo nie udało mi się dopatrzeć takich niedociągnięć jak okna PCV w budynkach, o których mówiło się po premierze serialu na Showmax. Ekipa odpowiedzialna za dostarczenie rekwizytów sprawdziła się na medal – są czasopisma, kasety, meble, plakaty i wszystko inne, co kojarzy się z latami 90. Czasami wywołuje to u widza niemałą nostalgię, więc efekt został osiągnięty, a dla aktorów było to z pewnością bardzo korzystne otoczenie, które pozwalało maksymalnie skupić się na swoim występie.

Kontynuacja, która ma własnych bohaterów i własną fabułę

Motorem dla fabuły 2. sezonu są wyłowione na gruntach po powodzi zwłoki młodego chłopaka. Niejasności wokół jego śmierci nie dają spokoju sierżant Annie Jas, która przybyła do miasteczka z Warszawy. Trafiła tu na miesiąc, a w późniejszej części sezonu dowiadujemy się, dlaczego spotkał ją taki los. Wyjaśnia się też to, dlaczego jest tak zmotywowana, by wbrew wszystkiemu i wszystkim domknąć tę sprawę i poznać prawdę. Jej nieustępliwość spotyka się z niemałym oporem, bo w niewielkiej społeczności działają inne mechanizmy, które dużo rzeczy ułatwiają. Uświadomić jej to próbuje Adam Mika (Łukasz Simlat) – miejscowy gliniarz, który zna chyba wszystkich. Jego znajomości i koneksje otwierają wiele drzwi, ale jednocześnie zamykają inne, bo jest rozpoznawalny. Wtedy do akcji wkracza niemająca żadnych skrupułów Jas, która wszystkim wyraźnie daje do zrozumienia, że jeśli ma słuchać rozkazów, to tylko swoich. Jednocześnie w mieście zaginął syn dewelopera, który buduje nowe osiedle. Pomimo opłaconego okupu nie udało się go odzyskać, więc Piotr Zarzycki, nowy miejscowy redaktor naczelny rozpocznie własne śledztwo w tej sprawie, choć nie z własnej ochoty.

Czy te sprawy będą ze sobą połączone i do jakich wniosków dojdą policjanci i dziennikarze? Bo przecież nie wspomniałem jeszcze o Witoldzie Wanyczu, którego historia nie doczekała się epilogu w 1. sezonie. Ten wątek kontynuowany jest jednocześnie obok pozostałych i wzbogacony zostaje retrospekcjami ukazującymi okres dorastania Wanycza, co pozwala nam nareszcie poznać wiele z tego, o czym do tej pory tylko wspominano. Wielokrotne nawiązywanie do lasu będącego źródłem zła w tym mieście męczyło, gdy nie poznawaliśmy żadnych faktów i teraz nareszcie nasza cierpliwość zostaje nagrodzona. Nie brakowało negatywnych komentarzy, co do tych scen, ale uważam, że były ciekawym urozmaiceniem dla całego sezonu, ponieważ pozwalały nam odetchnąć od głównych wątków i zaspokajały ciekawość, co do tajemniczej historii okolicy.

Znakomity casting wyłonił obsadę, która zabrała nas do 1997 roku

Ale największymi atutami “Rojst ’97” są w mojej ocenie postacie. Choć prym wiedzie Magdalena Różczka, jako Anna Jas, to show kradnie jej Łukasz Simlat, który stworzył bohatera z krwi i kości. Mika na zawsze będzie mi się kojarzyć “Rojstem” o wiele mocniej, niż jakakolwiek inna postać. To właśnie on utożsamia w sobie miasteczko, które obserwujemy na przestrzeni dwóch sezonów, a jego motywacje i działania są wiarygodne oraz racjonalne, co sprawia, że to właśnie on wydaje nam się najbardziej uczciwy i autentyczny. Oczywiście nie brakuje bohaterów drugiego i trzeciego planu, jak chociażby Artur Dziurman w roli komendanta czy Michał Pawlik jako Jarek Małecki zwany “Dzidzią”. Dobry scenariusz sprawił, że aktorzy mieli z czym pracować i nadali swoim bohaterom tożsamości. To naprawdę zaskoczyło i na ekranie nie wyczuwaliśmy sztuczności.

“Rojst” dobija się więc do czołówki polskich seriali, bo 2. sezon sprawił, że historia ta może być stawiana obok najlepszych polskich seriali ostatnich lat. Zastosowano kilka zabiegów, które uczyniły nawet 1. sezon lepszym, niż był w momencie swojej premiery, bo niedopowiedzenia i niejasności udało się naprostować i wyjaśnić. “Rojsta ’97” ogląda się z czystą przyjemnością dzięki dobrze skomponowanym kadrom i kolorystyce, a na ekranach 4K można to docenić w pełnej krasie, bo w przeciwności do Showmaksa Netflix oferuje obydwa sezony w Ultra HD. Co ciekawe, nie odnotowałem żadnych problemów z udźwiękowieniem, co bywa kłopotem w polskich produkcjach. Nie mamy, co prawda, do czynienia z najlepszą ścieżką audio, ale dialogi są wyraźne, a rozbrzmiewająca muzyka pełni podwójną rolę, bo jest znakomitym uzupełnieniem tła oraz kolejnym elementem, który przenosi nas do 1997 roku. Nie są to kawałki, które zajechały stacje radiowe i wolelibyśmy ich nie usłyszeć ponownie, ale na tyle znane numery, że ci pamietający schyłek lat 90. poczują pewną więź z opowiadaną historią. Ktokolwiek podejmował decyzje o doborze utworów, odwalił kawał świetnej roboty.

Czy 3. sezon Rojsta powinien powstać?

Po tak udanym seansie ma się oczywiście ochotę na więcej, dlatego bardzo słusznym pytaniem jest to o 3. sezon “Rojsta”. Po zastosowaniu znacznego skoku w czasie w stosunku do 1. sezonu, autorzy scenariusza mogliby tym razem pokazać nam bezpośrednią kontynuację poprzedniego sezonu, ale byłaby jednak odrębną historią, bo najważniejsze wątki doczekały się już zakończenia. Dlatego rozum mówi “nie”, gdy serce – ze względu na wysoki poziom produkcji – mówi “chcemy więcej”.


Przeczytaj więcej recenzji i tekstów na temat filmów:

(7828)