Powrót

“Mecenas She-Hulk” już na Disney+! Nasza recenzja nowej produkcji Marvela

Nie każdy serial Marvela spotkał się z ciepłym przyjęciem, dlatego do kolejnych produkcji niektórzy mogą podchodzić z większą rezerwą i dystansem. Spoglądając na zapowiedzi “She-Hulk” można jednak było odnieść wrażenie, że tym razem rzeczywiście przygotowano zupełnie coś innego niż do tej pory. Po seansie czterech odcinków faktycznie ocena tego serialu będzie inna, niż kilku innych produkcji, a wszystko dzięki świeżemu pomysłowi.

“Mecenas She-Hulk” – recenzja nowego hitu na Disney+! Warto obejrzeć?

Rozrastające się uniwersum Marvela może sprawiać niektórym sporo kłopotu w byciu na bieżąco. Regularne premiery filmów i seriali powodują, że przeoczenie jednej z nich wpłynie na odbiór innej (WandaVision – Doktor Strange: W multiwersum obłędu). Nie da się jednak zjeść ciastka i mieć ciastka – jeżeli oczekujemy spójnego świata z łączącymi się pomiędzy produkcjami wątkami, to seans każdej produkcji jest wręcz obowiązkowy. W tym samym czasie nakłada to na twórców pewne obciążenie, bo cały czas muszą odnosić się do istniejących postaci, wcześniejszych wydarzeń i przewidywać, czy nowa fabuła nie pokrzyżuje planów na historię w innej. Najbezpieczniejszym wyjściem jest więc sięgnięcie po znaną postać, użycie jej do wykreowania innej, by nowa bohaterka mogła samodzielnie kroczyć przez uniwersum uzupełniając fabularne luki z innych produkcji. Nuda? Wręcz przeciwnie, bo “Mecenas She-Hulk” znakomicie wykorzystuje atuty tego rodzaju serialu.

Obecność Bruce’a Bannera, w którego wciela się Mark Ruffalo była do przewidzenia i choć po pewnym czasie Smart Hulk schodzi na dalszy plan, to niezwykle miło było zobaczyć go z nieco innej strony niż dotychczas. Wszystko dlatego, że geneza She-Hulk odsłania niektóre elementy życia Hulka – codzienne życie, polegające też na przystosowaniu ubrań oraz mebli czy pomieszczeń, a także kilka historii z przeszłości dają nam znać, co działo się z Bannerem, gdy znikał z ekranu w filmach lub pomiędzy nimi. Dla fanów to na pewno nie lada gratka, ale równocześnie mogą pojawić się pewne zgrzyty, ponieważ pomysł na She-Hulk jest dość prosty: szybkie wprowadzenie postaci wymaga szybkich metod wychowawczych i postać grana przez Tatianę Maslany nie jest zmuszona przechodzić przez wszystko, z czym mierzył się Bruce Banner. Kontrola nad przemianą oraz gniewem i pełna świadomość po przemianie sprawiają, że kuzynka Bannera może szybko wrócić do codziennego życia. Jennifer Walters jest prawniczką, ale ujawnienie jej nowego atutu sprawi, że będzie musiała pomyśleć o nowej specjalizacji.

Pomimo dość szybkiego wprowadzenia, na zapoznanie się z nową postacią i jej rzeczywistością potrzeba aż dwóch odcinków. Czy to za dużo? Po prostu ten czas można by też nieco lepiej wykorzystać, gdyby twórcy nie silili się na tak dużą komediowość serialu. W kolejnych odcinkach atmosfera gęstnieje i ten balans pomiędzy elementami humorystycznymi a poważnymi jest w pełni zachowany. Ciekawą nowością jest burzenie czwartej ściany przez główną bohaterkę, co oczywiście głównie służy do rozluźnienia atmosfery i podarowania jej szansy na skomentowanie tego, co dzieje się w jej życiu. Nie jest to nadużywane, co istotne, ale też niezbyt odkrywcze, bo spora część refleksji to zwykłe riposty lub żarciki, które mogłyby być skierowane do innych postaci.

Jeśli śledziliście zapowiedzi serialu, to na pewno pamiętacie, że dużo uwagi poświęcono analizie kwestii wizualnych – zwiastuny nie napawały optymizmem, a twórcy serialu tłumaczyli się nieco naokoło z wyglądu postaci. Po zobaczeniu czterech pierwszych odcinków można śmiało napisać, że nie jest to poziom produkcji kinowych (którym też się ostatnio obrywa coraz częściej), ale nie będzie też razić nas po oczach przygotowana przez grafików scenografia czy postacie. Owszem, wygląd She-Hulk może zaskoczyć i prawdopodobnie w pełnometrażowej produkcji prezentowałaby się nieco inaczej, lecz nie przeszkadza to podczas oglądania i można skupić się na fabule.

Tempo i dynamika serialu sprawiają, że kolejne odcinki mijają bardzo szybko. To przyjemna dla oka historia z przesłaniem, która świetnie wkomponowuje się w uniwersum i je rozbudowuje. Nie robi tego jednak w nachalny sposób, lecz miejscami uzupełnia brakujące informacje lub przemyca smaczki, o które nawet nie pytaliśmy. To właśnie ten aspekt serialu powoduje, że w trakcie seansu czuje się pewną lekkość. Nikt nie próbuje też udowodnić, że She-Hulk za rok czy dwa musi znaleźć się wśród kinowych postaci, bo jej miejsce jest właśnie tu: na małym ekranie, gdzie jej historia wybrzmiewa najlepiej.

Pierwszy odcinek “Mecenas She-Hulk” już na Disney+ w Polsce!


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(680)