Powrót

Recenzja filmu “Atlas” na Netflix. Po co to w ogóle nakręcono?!

Jennifer Lopez zamiast Johna Connora i Smith zamiast T-800 – Netflix dostarcza nam film, w którym próżno szukać odrobiny świeżości, a i pozostałe aspekty produkcji szybko rozczarowują. Czemu w ogóle nakręcono “Atlas”?

Nowy film Netflix Original: “Atlas” – nasza recenzja

Netflix ma w zwyczaju zapowiadać mnóstwo nowych filmów i dość regularnie w ich obsadzie pojawiają się znane nazwiska. Jennifer Lopez na pewno zwraca na siebie uwagę, choć kiedyś filmy z jej udziałem znacząco odbiegały od tego, o czym opowiadają dzisiaj. Zamiast słodkich komedii romantycznych, gwiazda stawia na kino akcji, wręcz historie sci-fi, bo w “Atlas” to sztuczna inteligencja jest prowodyrem wszystkich wydarzeń. W świecie, gdzie doszło do buntu, postać Lopez musi nauczyć się współpracować z nowym partnerem, Smithem, który jest de facto przedstawicielem AI pozwalającym jej sterować kombinezonem bojowym. Przy pomocy innych dążą do schwytania jednego z rebeliantów, Harlanda, który zapowiedział zniszczenie świata.

“Atlas” posiada całkiem niezłą obsadę, bo głosu Smithowi użycza Gregory James Cohan, a pozostałe role przyjęli Simu Liu, Mark Strong, Sterling K. Brown i Lana Parrilla. Problem w tym, że scenariusz pobieżnie traktuje niemalże wszystkie wątki, także ten kluczowy dla całej historii, a postaciom nie pozwala się rozwijać. Przestrzeni na to brakuje także dlatego, że bohaterka Jennifer Lopez jest przez cały czas na świeczniku, a i mimo to nie jesteśmy świadkami dobrze przedstawionego łuku narracyjnego dla Atlas Shepherd. Stoi ona przed nie lada wyzwaniem, ale pomimo pozornych zagrożeń, co krok otrzymuje wsparcie umożliwiające realizację zadania.

Gdyby to, jak film wygląda i brzmi, potrafiło przykryć braki scenariuszowe, to pewnie odbiór “Atlas” byłby inny. Problem w tym, że zaplecze finansowe nie pozwoliło na wiele, dlatego większość scen jest realizowana z użyciem CGI, a aktorzy nie wchodzą w interakcje z otoczeniem, bo mają do czynienia z typowymi sekwencjami nagrywanymi na greenscreenie. Czasami twórcom udało się od tego uciec, ale duża część scen razi w oczy marnymi efektami i brakiem konsekwencji. Lopez stara się jak może, byśmy uwierzyli w to, co przytrafia się jej bohaterce, ale cała otoczka wokół nie pozwala na to. Fani Marka Stronga będą zapewne rozgoryczeni, że aktor wpakował się w coś takiego, bo on również zasługuje na zdecydowanie ciekawsze i po prostu lepsze projekty.

Po obejrzeniu “Atlas” każdy może sobie zadawać pytanie, dlaczego więc powstają tego typu produkcje. Jasne, nie wszystkie projekty są odpowiednio sfinansowane, a te najlepsze muszą wyróżniać się na tle pozostałych, ale ani historia, ani strona techniczna “Atlas” nie miały prawa wypaść korzystnie i to musiało być widoczne już na etapie preprodukcji. Być może Jennifer Lopez realizuje swoje marzenia, najpierw wcielając się w profesjonalną zabójczynię, a teraz wykształconą wojowniczkę, która będzie ratować świat przed zagładą ze strony AI, ale finalnie nie niesie to zbyt wiele wartości dla widza. Rozumiemy, że “filmy do kotleta” też muszą być kręcone, ale nawet one mogą i powinny oferować nieco więcej, niż “Atlas”.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(329)