Nawet ci, którzy nie widzieli go na oczy i nie słyszeli w całości ani jednej jego piosenki, na pewno poznali imię i nazwisko Elvisa Presley’a. Amerykański muzyk to prawdziwa legenda, dlatego można się tylko dziwić, że dopiero teraz w takiej formie postanowiono nakręcić o nim film. Z drugiej strony, najprawdopodobniej dopiero dzisiejsze możliwości techniczne filmowców umożliwili stworzenie takiego widowiska, które jest czymś więcej, niż tylko próbą podsumowania życia króla rock’n’rolla. Bo o opowiedzeniu całego nie może być mowy.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: Kiedy “Thor: Miłość i grom” trafi na Disney+? Wskazówki zdradzają rychłą premierę na VoD!
To murowany kandydat do Oscara za 2022 rok? Film “Elvis” i nasza recenzja – warto obejrzeć?
Pokazują to początkowe sceny filmu, który od razu rzuca nas na głęboką wodę. Tu nie ma ani chwili na złapanie oddechu, zastanowienie się czy dopytanie widza w sąsiednim fotelu o szczegóły właśnie ukazanego wątku. Narracja wieloletniego mentora i menedżera Toma Parkera sprawia, że to właśnie jego perspektywa na życie Presley’a staje się naszą. I choć nie zawsze mu towarzyszymy, bo mamy wielokrotnie okazję podążać za samym muzykiem we wszystkie miejsca, gdzie bywał, to jednak ten punkt widzenia narzuca pewną perspektywę. To na pewno zabieg umyślny i skuteczny, bo pozwala objąć życie Elvisa pewnymi klamrami, jednak niektórzy na pewno będą niezadowoleni właśnie z takiego prowadzenia fabuły. Miejscami staje się ona bowiem pewnym ciężarem: konkretne sceny widzimy z danej perspektywy, a komentarz – który stara się pozostać obiektywny – nie do końca spełnia rolę wyważonej relacji zdarzeń. Oczywiście niejednoznaczność wielu okresów z życia Presley’a nie pozwala na ukazanie ich w wyrazisty sposób. Te, które uchwyciły kamery dekady temu, zostały skrupulatnie odtworzone przez scenografów, reżysera oraz Austina Butlera.
To właśnie ten aktor dostał za zadanie sportretowania króla rock’n’rolla w “Elvisie” i chyba nie można było podjąć lepszej decyzji. Butler nie tylko wizualnie przypomina Presley’a, ale po odpowiednim przygotowaniu jest w stanie powtórzyć jego mimikę twarzy, gestykulację oraz język ciała. Dał także popis swoich umiejętności naśladując akcent i barwę głosu Elvisa Presley’a z różnych okresów, co tworzy spójny i niezwykle wiarygodny obraz gwiazdy w tym filmie. Jedynym problemem jest pędząca fabuła, która stara się nadrobić i pokazać mnóstwo różnych wydarzeń w jak najkrótszym czasie na samym początku filmu, przez co ten chaos staje się momentami nie do zniesienia. Nawet czujny i wyczulony widz może mieć pewne problemy z przyswajaniem informacji, jeśli nie jest zaznajomiony z biografią Elvisa. Ta wiedza na pewno jest bardzo pomocna, a chwilami wręcz niezbędna, by móc skojarzyć ukazywane jedno po drugim zdarzenia. W pewnym momencie akcja zwalnia i choć miewa niezwykle ważne i wzruszające chwile, to w sposób spokojny i dokładny pokazuje początek końca kariery Presley’a. Można powiedzieć, że dynamika filmu odzwierciedla życie muzyka – burzliwy początek i spokojny, acz bolesny dla niego oraz dla fanów finałowy odcinek tej przejażdżki po karierze Elvisa potrafi jednak wciągnąć.
Wpływ na to mają kreacje nie tylko Butlera, ale także reszty obsady. Tom Hanks konsekwentnie pracował na planie i uczynił z Toma Parkera kogoś, kogo możemy znienawidzić, ale jednocześnie go trochę rozumiemy. Niestety, pewne cechy jego aktorstwa są tu dość często zauważalne i trudno zapomnieć, że to właśnie jemu przypadła ta rola. Druga linia wypada naprawdę korzystnie, ale nie jest łatwo wskazać kogokolwiek, kto byłby w stanie zbliżyć się do głównej gwiazdy tego spektaklu jednego aktora. Oprawa wizualna zachwyca, podobnie jak montaż i dobór piosenek, choć nie obyło się bez potknięć. Zupełnie zbędne wydają się być wstawki nowoczesnych utworów muzycznych, które budują skrzętnie budowany klimat i wyrywają nas z pewnego transu. Mocne bity i rapowane wersy nie pasują tu tak dobrze, jak wydawało się twórcom, podobnie jak niektóre efekty specjalne, które po prostu nie działają. Zadziwiające też może być to, że niektóre sceny wydają się być przygotowane i zaplanowane do perfekcji, zaś inne nakręcono na ewidentnym greenscreenie, który razi po oczach. Praca nad przeniesieniem aktorów do połowy poprzedniego wieku i lat późniejszych na pewno jest trudna i czasochłonna, ale gdyby włożono w to nieco więcej wysiłku, to nie mielibyśmy od czynienia z tak nierównym pod względem technicznym filmem.
Gdy jednak skupimy się na samej muzyce Elvisa Presley’a oraz utworach, artystach i gatunkach, które go inspirowały, to z filmu wyłania się przepiękne podsumowanie jego dokonań i talentu. Mamy za sobą kilka udanych filmów muzycznych, w tym “Bohemian Rhapsody” i Freedim Mercury i zespole Queen oraz “Rocketman” o Eltonie Johnie, ale dopiero teraz chyba udało się pokazać te zależności i drogę, jaką przebył muzyk. Oczywiście nie porównuję teraz wszystkich aspektów każdego z wymienionych tytułów i nie stwierdzam, który z nich jest najlepszy, ale pod względem muzycznym to właśnie “Elvis” wypada najciekawiej, bo nie opiera się tylko na wybraniu największych hitów z całej kariery, na które widzowie entuzjastycznie zareagują. Twórcom należą się duże brawa za takie podejście do sprawy, bo podsumowanie kariery takiej legendy było gigantycznym wyzwaniem, a dodatkowo wydarzenia z życia Presley’a świetnie pokazano na tle historycznych zdarzeń, jak morderstwo Martina Luthera Kinga czy Roberta Kennedy’ego, co tylko podkreśla społeczną rolę muzyka i ukazuje w jak trudnym okresie w Stanach Zjednoczonych przyszło mu stawać się gwiazdą.
Na ocenę filmu z punktu widzenia fanów najlepszej jakości obrazu i dźwięku musimy zaczekać, bo wydania (4K) Blu-Ray dopiero są planowane i to wszystko jeszcze przed nami. W kinie film potrafił zrobić wrażenie, ale dopiero okaże się, jak wygląda szczegółowość obrazu w poszczególnych scenach, HDR oraz udźwiękowienie. Trudno ocenić, jak wypadną wspominane niedopracowane sceny z greenscreenem i innymi efektami na nieco mniejszym ekranie, ale z wyższą rozdzielczością. Sama warstwa artystyczna to najwyższa półka, a film Buza Luhrmanna na pewno będzie wspominany jeszcze przez wiele, wiele lat.
VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:
- Na HBO Max nadchodzi hitowa animacja dla dorosłych! To już 3. cześć – czekają miliony! Kiedy premiera?
- Co oglądać w lipcu w serwisie Player? Czekają wielkie filmowo-serialowe premiery i nowe kanały TV!
- Nowy kanał i biblioteka filmowo-serialowa od teraz online w Player! Co dodano? Ale wybór!
- Wielki transfer z CANAL+ do Viaplay! Kto będzie komentował ligę angielską online?
- 5 filmów i seriali, na które warto czekać na Netflix – jeden już jest! Nowe zwiastuny – te hity zobaczymy!
(559)