The Last of Us na dobre zapisało się złotymi zgłoskami na kartach historii popkultury. Za znakomitą pierwszą częścią gry z 2013 roku poszła – choć lata później – kolejna, a zaraz po niej nadeszła ekranizacja w postaci najpopularniejszego serialu 2023 roku od HBO Max. Na nowej fali popularności uniwersum producenci gry przygotowali remaster The Last of Us Part II na PS5. Ta pozycja wzbudziła niemałe kontrowersje. Czy słusznie?
Grałem w The Last of Part II Remastered na PS5. Czy to było potrzebne?
Zacznę od razu z tezą: The Last of Us Part II jest lepsze niż pierwowzór. Nie zaskoczyłem, prawda? Mało kto podejmie dyskusję z tym stwierdzeniem, a mimo to odświeżenie “dwójki” zostało generalnie zmieszane z błotem przez graczy. Jak zwykle w takim przypadku pojawiły się oskarżenia o wyciskanie kasy z graczy i tu można w pewnym stopniu zgodzić. O ile bowiem remaster pierwszej odsłony gry na PS5 naprawdę miał sens, to przy drugiej nie jest to tak oczywiste.
Part II to przecież jeden z najpiękniejszych tytułów wydanych kiedykolwiek na PS4. Gra, która wycisnęła ostatnie soki z wersji Pro tej konsoli i niejako spięła piękną klamrą całą generację. Zero zatem zdziwienia, że w Remastered o przełomie graficznym nie ma żadnej mowy. Na pierwszy rzut oka nie ma szans stwierdzić, że nastąpił progres i jakiś element obrazka został wyraźnie upiększony. Takie detale wychodzą dopiero na pieczołowitych porównaniach side-by-side, którymi nie będę Was męczył. Minęło już trochę czasu od premiery i takie zestawienia można dwoma kliknięciami odpalić sobie na YouTube.
TLoU Part II Remastered oczywiście błyszczy i oddycha pełną piersią na PS5, bo rzeczywiście można zauważyć, że nic go tu już nie hamuje. Objawia się to chociażby tym, jak daleko sięga horyzont i jak dokładne są wybrane, niekoniecznie idealne dopracowane wcześniej tekstury. Można też przełączać między trybami graficznymi, zwiększając płynność lub precyzję w obrazie. Zamknę więc temat postępu graficznego takim stwierdzeniem: Part II Remastered na PS5 prezentuje się minimalnie lepiej w zestawieniu z “podstawką” na PS4 Pro, bo też niewiele dało się w tym znakomitym dziele poprawić.
Przy okazji zachęcamy Was do sprawdzenia recenzji podstawowej wersji The Last of Us Part II oraz oceny poprzedniego remastera, czyli odświeżonej “jedynki”:
- The Last of Us Part II | RECENZJA | Czy to najwybitniejsza historia w dziejach? Ta gra powala na kolana na telewizorze OLED
- Kosmos. Tak wygląda The Last of Us Part I Remake na PS5! Recenzja i porównanie
Po co więc to całe przedsięwzięcie, za które w najkorzystniejszym scenariuszu (czyli w formie aktualizacji gry z wersji PS4 na PS5) trzeba wyłożyć 40 złotych, a w najmniej korzystnym (osobny produkt) aż 200? Otóż Remastered wyposażono w kilka bardzo cennych dla miłośników tego świata smaczków. Przede wszystkim poszerzono fabułę o wyciętą pierwotnie zawartość. Mamy więc dostęp do trzech krótkich rozdziałów, w których wcielamy się w Ellie. Podczas zabawy da się zauważyć, że twórcy nie dokończyli nad nimi pracy, bo nieco odstają poziomiem wykonania od pozostałych. Nie to jednak przyciąga uwagę, a dograne do nich komentarze dźwiękowe od samego Neilla Druckmana (twórcy uniwersum) i aktorów, którzy wcielali się w poszczególne postaci. Tych komentarzy jest całe mnóstwo, bo pojawiają się one również podczas przerywników filmowych w głównej opowieści. A dowiedzieć się z nich można mnóstwa rzeczy, na przykład genezy najważniejszych scen, które niekiedy potrafiły potężne wstrząsnąć graczami (szczególnie o jednej chyba nikomu nie trzeba przypominać). Znakomicie to współgra z całością i jest to świetny dodatek do remastera – szczególnie dla tych, którzy zapoznają się z historią po raz wtóry.
Żeby jeszcze mocniej zachęcić graczy do spróbowania Part II Remastered, dodano tryb “Bez powrotu”. Wiecie, coś takiego jak te wszystkie tryby survivalowe z zombie w grach, które z zombiakami mają wspólnego tyle, co nic. Tu jednak należą się deweloperom brawa. Przygotowali oni kilka ciekawych scenariuszy, w których musimy sobie poradzić wybierając jednego z bohaterów z gry. Można zmierzyć się z zadaniem eliminacji określonej liczby przeciwników albo odbierać fale wściekłych hord. Jest też opcja dostosowania poziomu trudności w sześciostopniowej skali oraz mierzenia się na tym polu z innymi graczami online, porównując swoje wyniki. Inny smaczek, którego nie było w “podstawce”, to opcja szlifowania umiejętności na każdym z poziomów osobno – otwarto do nich dostęp pojedynczo, a na dodatek zaimplementowano też edytor, który pozwala indywidualizować rozgrywkę w naprawdę kreatywny sposób – na przykład zwolnić tempo albo zapewnić sobie dostęp do niewyczerpanych zapasów amunicji.
Są też inne smaczki, chociażby w postaci skórek dedykowanych konkretnym postaciom. Możemy po prostu oryginalnie ubrać sobie Ellie czy Abby i w ten sposób dodatkowo urozmaicić zabawę. Urozmaiceniem jest na pewno rozgrywka na kontrolerze, bo to jednak nowość sama w sobie – pad z poprzedniej generacji nie zapewniał takich atrakcji jak adaptacyjne triggery czy haptyczny feedback. Teraz, przysiadając do zabawy późnym wieczorem ze słuchawkami na uszach i DualSense w rękach, zapewniamy sobie jeszcze więcej doznań. Mocniej czuć wystrzał z broni czy łuku albo padający deszcz i rodzaj nawierzchni, po której się poruszamy.
Czas na konkluzywny wniosek. Czy warto zagrać w The Last of Us Part II Remastered? Z punktu widzenia fana marki – zdecydowanie, to wręcz pozycja obowiązkowa. Jeśli zaś graliśmy już wcześniej w drugą część, ale nie wiążemy z nią jakiejś szczególnej sympatii, to już warto się zastanowić. Dobrą opcją będzie upgrade wersji z PS4, jeśli już ją posiadamy, bo wychodzi to bardzo tanio. Part II Remastered będzie też fajną pozycją dla wszystkich, którzy nigdy tego tytułu nie ograli, ale szczerze mówiąc takie osoby równie dobrze mogą sięgnąć po standardowe wydanie. Pod kątem głównej linii fabuły nie różni się niczym, a graficznie nowości nie ma aż tak wiele, by jednoznacznie uzasadnić nabycie tej wersji.
Hisense E7KQ Pro – telewizor 4K 144Hz, na którym testowaliśmy grę
W grę The Last of Us Part II Remastered graliśmy na telewizorze Hisense E7KQ Pro, który akurat gościł u nas na testach. To model z ekranem 4K 144Hz, który producent dedykuje stricte graczom – zarówno “konsolowcom” jak i “pecetowcom”.
Tworząc ten model, producent kierował się myślą o jak najlepszych wrażeniach płynących z grania. I to mu się udało. Dzięki zastosowaniu portów HDMI 2.1 z pełną ich przepustowością 48Gbps, zaimplementowano wszelkie niezbędne funkcje dla graczy. Dlatego też na pokładzie znajdziemy VRR, ALLM, G-Sync, FreeSync czy wsparcie dla rozgrywki w 4K120Hz. Faktem przemawiającym za E7KQ Pro jest to, że jako jeden z nielicznych telewizorów pozwala nam na rozgrywkę w Dolby Vision przy nastawach 4K120Hz z jednoczesnym zachowaniem niskiego input laga. Jednak tym, co najbardziej przykuwa uwagę jest możliwość podania sygnału 240Hz. Mógłby to bez wątpienia być ewenement, wykorzystany przez graczy e-sportowych.
Zachęcamy do lektury naszego testu tego telewizora.
Dostępność modelu | |
Telewizor Hisense E7KQ Pro 55″ (2023) | 3 199 zł |
Telewizor Hisense E7KQ Pro 65″ (2023) | 3 999 zł |
Telewizor Hisense E7KQ Pro 75″ (2023) | 4 699 zł |
Konsole i gry – przeczytaj więcej:
- PS5 Pro – są nowe informacje o potężnej konsoli Sony! Padła data premiery
- Jest lista gier z Xboksów, które trafią na PS5! To 4 tytuły – rewolucja staje się faktem
- Nowe PS5 Slim za moment będzie dużo tańsze?! Świetna wiadomość!
- Wielka niespodzianka na konsole PlayStation! Gra ogłoszona i dostępna już teraz za darmo
- PS5 Pro potwierdzone? Przeciek gry ujawnia szczegóły nowej konsoli Sony
(11318)