Powrót

Recenzja nowego hitu Disneya “Buzz Astral” – powrót uniwersum Toy Story w zupełnie nowej odsłonie!

Zapowiedź filmu o Buzzie Astralu zrodziła w nas pewne obawy. Z początku byliśmy przekonani, że postanowiono poświęcić cały film jednej z zabawek z “Toy Story”, co w przypadku polityki Disneya wcale nie byłoby tak osobliwym działaniem. Rozmienianie na drobne dużych marek, jak Marvel czy Star Wars, ma już miejsce od pewnego czasu, więc poboczne filmy i seriale poświęcone poszczególnym zabawkom nie byłyby zaskoczeniem. Podjęto jednak inną decyzję i pokazano nam coś, co… oglądali bohaterowie filmu “Toy Story”.

“Buzz Astral” – recenzja najnowszego filmowego hitu Disneya

Pierwsze plansze “Buzza Astrala” dają jasno do zrozumienia, że jest to produkcja z uniwersum “Toy Story”. To właśnie ten film obejrzał Andy, zanim dostał Buzza i odstawił Chudego w kąt. Dość oryginalny i pomysłowy koncept, który wcale nie musiał się udać. Wykreowanie postaci, na podstawie której później zrobiono zabawkę, wcale nie jest tak łatwym zadaniem, bo Buzzowi  (zabawce) przypisano wiele cech, które były zakorzenione w postaci filmowej. Wyjaśnienie ich w fabule musiało być więc nienachalne, ale sugestywne. Nie bezpośrednie, ale łatwe w odbiorze. Scenarzyści wybrnęli z zadania bardzo zgrabnie.

Tym bardziej, że filmowy Buzz przebywa drogę zbliżoną do lekcji, której uczy się zabawka. Sam początek filmu ewidentnie nam to pokazuje – to nieustraszony strażnik galaktyki, który podejmie każde ryzyko, by wypełnić misję. Problem w tym, że nie zawsze zdoła wybrnąć z tarapatów. A to wpędza go w jeszcze większe kłopoty i… zmusza do współpracy z innymi. Nie byłoby to nic trudnego dla wyszkolonego strażnika, gdyby nie to, że musi zadawać się z totalnymi amatorami o dużych ambicjach albo niejasnych motywacjach. Na dodatek musi opiekować się kotem robotem, do którego – oczywiście – jest początkowo dość wrogo nastawiony.

Można być zaskoczonym, jak dobrze twórcy filmy wyważyli całość. Udało się nakręcić film trwający ponad półtorej godziny, który wcale nie wydaje się zbyt długi, ani zbyt krótki. Z łatwością można było przeszarżować w każdą ze stron, ale edycja poszła w bardzo dobrym kierunku i nie sposób nudzić się w kinie. Oprawa wizualnie jest niczym nadzwyczajnym, bo do zbliżonego poziomu przyzwyczaiły nas pozostałe produkcje. Jest to pierwszy od 2020 roku film Pixara w kinach ze względu na przerwę z powodu pandemii i trzeba przyznać, że od tamtej pory… niewiele się zmieniło. Nie należy tego oczywiście odbierać jako wada czy problem “Buzza Astrala”, bo Pixar przyzwyczaił nas do wysokojakościowych produkcji i ta się od nich nie różni, ale fajerwerków żadnych też nie dostajemy. Delikatnym rozczarowaniem jest natomiast ścieżka dźwiękowa, która brzmi trochę generycznie. Wszystkie motywy rozbrzmiewające w tle w trakcie scen akcji czy tych pełnych emocji nie chwytają za serducho i nie zapadają w pamięć. Zwiększają oczywiście atrakcyjność seansu i bez nich film nie byłby tak miły w odbiorze, ale po spin-offie “Toy Story” można było spodziewać się nieco więcej.

Dla starszych widzów najlepszym opisem i podsumowaniem będzie to porównujące “Buzza Astrala” do “Top: Gun Maverick” i “Star Wars”. Animacja jest na skrzyżowaniu obydwu filmów, lecz naturalnie opakowano ją w formę przyjazną dzieciom. Większość emocji i zachowań jest łatwo czytelna i bezpośrednia, podobnie jak morały i puenty. Są jednak miejsca, gdzie ponownie udało się schować pewne easter eggi nawiązujące do innych filmów, znanych sytuacji czy powiedzeń. Dzięki temu w kinie znakomicie bawią się też starsi widzowie, którzy chwilami mogą rozumieć nieco więcej, ze względu na dwuznaczność wybranych wypowiedzi czy scen.

Po premierze “Buzza Astrala” rodzi się pytanie, co dalej z uniwersum Toy Story. Po czterech filmach, niezliczonych krótkich metrażach i dodatkowych materiałach postanowiono skierować ten świat ku zupełnie innemu celowi. Rozszerzono historię jednego z bohaterów, ale w dość nietuzinkowy sposób, bo przecież można było po prostu napisać scenariusz o przygodach Buzza solo jeszcze przed lub po tym, gdy trafił do domu Andy’ego. Na podobny krok można by się zdecydować w przypadku każdego z innych bohaterów, ale wybrano bardzo oryginalną ścieżkę, która otwiera zupełnie nowe możliwości przed Pixarem.

Obyśmy tylko nie otrzymywali teraz kilku filmów i seriali związanych z Toy Story każdego roku, bo wyjątkowością tego świata było do tej pory właśnie to, jak względnie rzadko do niego zaglądaliśmy. Dzięki temu każdy powrót był czymś szczególnym, a nie jedną z wielu wypraw. “Buzz Astral” może nie odkrywa koła na nowo i nie musi zapisać się w filmografii Pixara jako coś nadzwyczajnego, ale dobrze wiedzieć, że studio potrafi utrzymać poziom własnych produkcji. Z tego powodu na każdy kolejny seans będzie się można wybrać bez obaw i z nastawieniem na świetną historię i film dopracowany do każdego detalu pod każdym względem technicznym.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(466)