Powrót

Biomutant, czyli nie wszystko złoto, co się świeci. Dla kogo tak naprawdę jest ta gra? | RECENZJA

Biomutant wylądował na PC i konsolach, ale było to dosyć twarde lądowanie. Studio THQ Nordic stworzyło niesamowicie oryginalny i bogaty w treść, ale też do przesady przerysowany tytuł, od którego wielu się po prostu odbije. Po wielu dniach spędzonych z nim wiem jednak – albo tak mi się tylko wydaje – dla kogo go stworzono. Zapraszam na nieoczywistą recenzję nieoczywistej gry!

PRZECZYTAJ TAKŻE: Nowe PlayStation 5 potwierdzone! Sony pracuje nad przebudowaną wersją konsoli – co się zmieni?

Biomutant: jedno z lepszych, oryginalniejszych RPG akcji czy poligon niewykorzystanego potencjału?

Do przedpremierowej rozgrywki w Biomutant przystępowałem bez większych oczekiwań. Nie należałem do szerokiego grona graczy wyczekujących tego tytułu z wypiekami na twarzy. Prędzej można powiedzieć, że byłem po prostu zaintrygowany. Bajkowe, postapokaliptyczne RPG i kung-fu jako motyw przewodni? O czymś takim usłyszałem po raz pierwszy. Na zapowiedź Biomutanta natknąłem się, podobnie jak większość graczy, już w 2017 roku. Przyznam jednak szczerze, że dopiero kilka tygodni temu zacząłem częściej natrafiać na wzmianki o nim i gromadzić informacje na temat tej przedziwnej gry. Brawa należą się tutaj dla polskiego dystrybutora Koch Media, który wiele tygodni i dni przed polską premierą wprowadzał graczy do świata gry!

Teraz jestem już mądrzejszy o kilka konkretnych posiedzeń ze stworzoną przez siebie postacią, mogę więc wreszcie zabrać głos. Problem polega na tym, że sam do końca nie wiem jak przekazać Wam moje odczucia. Biomutant pod niektórymi względami mnie urzekł i zachęcił, ale były też takie momenty, że po prostu ze zrezygnowaniem odkładałem pada i szedłem się przewietrzyć. Zacznijmy od tych przyjemniejszych chwil.

Rzeczy, które muszą się podobać w Biomutant

Kraina przedstawiona w tej grze urzeka. Nie uświadczymy tu typowych postapokaliptycznych krajobrazów znanych z tego typu produkcji. W zamian otrzymujemy świat bogaty w uroki natury, kolorowy i żywy. O wielkiej tragedii ekologicznej, która dotknęła i zakończyła żywot rasy ludzkiej przypominają tylko niektóre elementy otoczenia oraz wybrane, zdecydowanie bardziej zniszczone lokacje. Generalnie jednak jest na co popatrzeć i to głównie w pozytywnym sensie tego stwierdzenia. Sama konstrukcja krainy, w której się znajdujemy, jest bardzo ciekawa. Podzielono ją na swego rodzaju dzielnice, w których napotkamy różniących się od siebie znacznie mieszkańców i tereny. W centrum mapy stoi Drzewo Życia, wokół którego ułożono toczą się tu wydarzenia. Ale o tym później.

Duży plus twórcom ze studia Experiment 101 należy się za dobre oddanie klimatu postapo. Mimo bardzo bajkowej otoczki, przesłanie Biomutanta wręcz kłuje w oczy. Od samego początku natykamy się na relikty zapomnianej przeszłości, a gra tłumaczy nam, co wydarzyło się w zamierzchłej przeszłości za sprawą mrocznej korporacji Toxanol (nazwa wyjaśnia wszystko). Odniesień do kondycji środowiska i konieczności dbania o nie jest całe multum i trudno temu nie przyklasnąć.

Wróćmy jednak na chwilę do początku. Zdecydowanie najwięcej zabawy miałem podczas kreacji postaci, którą możemy kształtować z dużą dozą dowolności. Tak naprawdę nie da się sklasyfikować tego stworzenia – w dużym uproszczeniu to połączenie, kota, lisa, wiewiórki, szopa i… jeszcze kilku pokrewnych ras. Nie powinno nas to dziwić, w końcu mamy do czynienia ze stworzeniami mocno zmutowanymi. Poza tym na początkowym etapie widzimy już, że mamy do czynienia z RPG pełną gębą. Już na starcie ustawiamy całą serię statystyk i atrybutów naszego bohatera, decydując o jego mocnych i słabych stronach. Później, w trakcie gry te wszystkie statystyki kształtujemy dalej “wbijając” kolejne poziomy – w tej kwestii działa tu wszystko dokładnie tak, jak powinno. Budując naszego protagonistę i jego rynsztunek w trakcie przygody można czerpać sporo satysfakcji.

Po stronie plusów zapisuję zdecydowanie zaproponowany przez twórców system walki. W Biomutancie możemy pojedynkować się na kilka różnych sposobów: za pomocą broni białej, palnej i wreszcie umiejętności specjalnych, psionicznych. Autorzy zadbali o dosyć rozbudowany model, choć stawiając pierwsze kroki w grze może się wydawać, że walka to bułka z masłem. Szczególnie, jeśli sami nie rzucimy sobie wyzwania, wybierając wysoki poziom trudności. Dopiero później, powoli ucząc się działania konkretnych broni i mocy oraz rozpracowując poszczególne kombinacje, odkrywamy prawdziwą głębię walki i skalę jej trudności. Na wyższych poziomach “wbicie” skomplikowanej kombinacji i rozbicie wroga ostatkiem sił cieszy niczym pokonanie znacznie bardziej utalentowanego kolegi w Mortal Kombat! Do tego wszystko opiera się na tajnikach kung-fu, pieszczotliwie nazwanego tu wung-fu.

Ciekawą, dosyć rzadko spotykaną nawet w grach RPG rzeczą obecną w Biomutant jest mechanizm aury. Aura to tak naprawdę bilans naszej dobrej i złej strony, na początku gry zilustrowany w postaci anioła i diabła. Wszystkie decyzje jakie podejmiemy w trakcie zabawy – od pomocy napotkanej postaci aż po wybór sojusznika czy wypowiedzi w dialogach – ma wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani, a nawet kształtuje wydarzenia w przemierzanej przez nas krainie. Nie zawsze działa to logicznie, nie zawsze byłem w stanie zrozumieć, dlaczego jakieś moje działanie zostało przyporządkowane akurat do dobrego uczynku, a nie złego, ale w porządku – brawa za sam pomysł, bo mechanizm aury to ciekawa rzecz w grze.

Rzeczy, które trudno polubić w Biomutant

Przejdźmy do narzekań. Nie zrozumcie mnie jednak źle – kilka z poniższych kwestii (albo i nawet wszystkie) wielu może przypaść do gustu. Wszystko zależy od tego, z jakimi oczekiwaniami i wizją podchodzi się do Biomutanta i do jakiej grupy graczy się należy. Mnie jednak te aspekty zawiodły, a najbardziej – fabuła. Wydawało się, że ta produkcja będzie wręcz stała świetną, głęboką historią przykuwającą do ekranu. Okazuje się jednak, że Biomutant znacznie lepiej wypada w obszarze samego gameplay’u i elementów RPG. Mamy tu do czynienia z klasycznym motywem ratowania świata przed kompletną zagładą. Gra daje nam do wyboru dwie ścieżki, które po czasie definiują zakończenie naszej przygody. Stajemy przed próbą uratowania lub zniszczenia Drzewa Życia. I to w zasadzie wszystko, co napiszę o tej historii, bo zagłębienie się w wir wydarzeń nie przyniosło mi ani krzty frajdy. Przez cały czas wydawało mi się wręcz, że fabuła jest tylko bladym tłem dla właściwej akcji – eksploracji, rozwijania naszej postaci i walki. To tak, jakby odwrócić role misji głównych i pobocznych w takim tytule jak choćby The Last of Us – zamiast linearnie popychać zapierające dech w piersi wydarzenia do przodu, całą zabawę dostarczałoby bieganie w kółko i wykańczanie wrogów.

Znacie to uczucie, kiedy ktoś gada tak dużo, że już nie możecie go słuchać? To wiecie, jak czułem się obcując z polską narracją Biomutanta. Nie mam absolutnie nic do pana Aleksandra Wysockiego – jego głos brzmi świetnie. Problemem jest częstotliwość jego występowania. Już po kilkunastu minutach zabawy byłem zmuszony udać się do menu ustawień i poszukać kontrolki odpowiedzialnej za wyciszenie mojego wokalnego przewodnika. Gdyby podjąć próbę określenia zawartości narracji w Biomutancie, zapewne wyszłoby coś około 80 procent – zdecydowanie za dużo! Ponadto głęboki, powolny i tajemniczy głos narratora, w połączeniu z przedziwną terminologią tego świata sprawił, że poczułem się jak dziecko; jakby Biomutant kierowany był do najmłodszych graczy, a przecież nie jest (PEGI 12). Ale chyba nie tylko polskiej wersji językowej dotyczy ten problem – w sieci tworzone są już całe poradniki pod hasłem “how to turn of the narrator”.

Pokonały mnie też zawiłości językowe, które napotkałem w świecie Biumutanta. Kreatywności twórców wprawdzie nie było końca, a chyba jeszcze wyższym jej poziomem wykazali się ludzie odpowiedzialni za przygotowanie polskiej lokalizacji. “Puchcio Chrum”? “Glutomir”? “Cuksio-żelka”? Wybaczcie, ale to tak jakbym oglądał MiniMini w towarzystwie 3-latków. Przez cały czas musiałem specjalnie skupiać się na napotykanych nazwach postaci, lokalizacji, obiektów i rynsztunku, co pochłaniało mnie zdecydowanie za bardzo. Nie byłbym w stanie tego wszystkiego spamiętać, a co dopiero później skojarzyć – na przykład podczas tworzenia broni. W przemierzanej krainie zawarto tak wiele różnorodnych, niepowiązanych ze sobą zupełnie elementów i postaci, że trudno byłoby wymienić wszystkie obszary, którymi inspirowali się twórcy. Ma to wprawdzie swój urok, bo Biomutant to naprawdę oryginalny tytuł, ale jednak aż do przesady.

Nie mogę nie zwrócić uwagi na niedobory w oprawie wizualnej. Oczywiście Biomutant nie jest tytułem przygotowanym z myślą o konsolach nowej generacji, a twórcy od początku uczulali, że to na PC rozwinie w pełni skrzydła. I chyba rzeczywiście musi tak być, bo grając na Xbox Series X co jakiś czas wpadałem na wyraźne ubytki. A to podłoże, po którym się poruszałem przypominało archaiczną zbitkę pikseli rodem z leciwego Croca, a to model którejś postaci przypomniał mi erę PlayStation 3 i Xboxa 360, a to z kolei natrafiłem na kompletnie zepsute kadrowanie. Na całe szczęście nie było tego aż tak wiele, by mnie zrazić – w wielu lokacjach gra wygląda wręcz obłędnie, co z resztą oddają załączone do recenzji zrzuty ekranu. Ponadto produkcja “chodzi” w dynamicznym 4K i w przyjemnych 60 klatkach na sekundę. Sporo jest jednak nierówności i niedociągnięć – może zabrakło czasu na optymalizację?

Zwiedzając poszczególne lokacje urokliwej (i momentami przerażającej) krainy szybko naszła mnie refleksja, że jest w niej nieco pusto. Najczęściej przemierzając świat podróżowałem zupełnie sam (na własnych łapach, wierzchowcu czy paralotni), przez długi czas nie napotykając na swojej drodze niczego. Pozostało podziwiać widoki i chłonąć klimat. Po dłuższej zabawie nauczyłem się jednak grać od pojedynku do pojedynku, nie przejmując się zbytnio niedoborem aktywności czy głębszych relacji z innymi postaciami na mapie. Niemiej odnotowałem to jako spory minus tej gry.

Na koniec wspomnę jeszcze o rozlokowanych w świecie gry zagadkach i łamigłówkach logicznych. Napotykając pierwszą z nich zrobiłem sobie niemałą nadzieję na więcej. Wprawdzie okazała się ona dziecinnie prosta, ale uznałem, że później nie będzie już tak łatwo. Tyle że… dokładnie tak było. Ustawianie przełączników w jednej linii lub przełączanie przycisków w odpowiedniej kolejności może się podobać, ale tylko jeśli rozwiązanie nie jest oczywiste na pierwszy rzut oka. Część pewnie odbierze ten element tak jak ja: jak wciśnięty na siłę feature, który wręcz uwłacza inteligencji dojrzałego gracza.

Kogo więc ucieszy Biomutant? Kto będzie czerpał z tej przygody garściami? Naprawdę trudno mi to określić. Na pewno jest to tytuł jak najbardziej odpowiedni dla każdego fana gatunku RPG, ponieważ zastosowane w grze mechanizmy dają wiele przyjemności z rozwoju postaci. Usatysfakcjonowani będą też wszyscy miłośnicy przemyślanych i pełnych głębi systemów walki – pojedynki wymagają sporo zręczności i odrobiny strategii. Z pewnością też gra nie zawiedzie fanów Zeldy, czyli amatorów bajkowych światów pełnych przeróżnych postaci. Co do reszty… na pewno warto spróbować!

PLUSY:

MINUSY:

Ocena gry: 6,5/10

Kopię do recenzji dostarczył dystrybutor gry w Polsce: Kocha Media Poland

Premiera Biomutant na PS4, Xbox One i PC nastąpiła 25 maja 2021 roku. Tytuł jest kompatybilny z PS5 i Xbox Series X/S.

Dostępność gry Biomutant
Biomutant Gra PS4 (Kompatybilna z PS5) 219 zł
Biomutant Gra XBOX ONE (Kompatybilna z Xbox Series X) 219 zł
Biomutant Gra PC 219 zł

Galeria zdjęć z Biomutant na Xbox Series X


Więcej na temat konsol i gier:

(1482)